Przygotowanie strategii uwzględniającej optymalizację kosztów i mniejsze pozyskanie drewna, a także odchudzenie „czapy” Lasów Państwowych, choć bez zwolnień - zapowiada nowy szef LP Adam Wasiak. Dodał, że należy pomyśleć o szybszej wymianie niektórych gatunków drzew, ze względu na zmiany klimatu.


Na początku sierpnia br. Adam Wasiak został powołany na dyrektora generalnego Lasów Państwowych. Zastąpił Witolda Kossa, który funkcję objął w styczniu 2024 r. Wasiak już wcześniej kierował Lasami - w latach 2012-2015.
PAP: Wrócił pan na stanowisko dyrektora generalnego Lasów Państwowych. Jakie są pana cele?
Adam Wasiak: Wolałbym powiedzieć, że nie wracam, a rozpoczynam. Po dziesięciu latach wiele się zmieniło. Myślę, że najbardziej zmieniło się spojrzenie na lasy i leśnictwo, ale także wrażliwość społeczna związana z tym obszarem. Złożyło się na to wiele kwestii: pandemia, działania poprzedników m.in. w kwestii Puszczy Białowieskiej, ale też zmiany klimatu. Lasy Państwowe to duża instytucja i wiele rzeczy nie daje się załatwić szybko. Natomiast najistotniejsze jest wzmocnienie ochrony polskich lasów.
Musimy znaleźć tutaj jakąś granicę co do oczekiwań społecznych i politycznych. W umowie koalicyjnej rządu wpisana jest ochrona 20 proc. terenów leśnych. Moim zadaniem jest przeniesienie tych oczekiwań na realne możliwości Lasów Państwowych i tutaj jest wiele wyzwań.
PAP: Jakie to wyzwania?
A.W.: Chodzi np. o plany urządzenia lasu, kwestię ich zatwierdzania, wyroku TSUE, który jako Polska musimy wykonać (chodzi o wyrok TSUE z 2023 r. możliwości zaskarżania tych dokumentów do sądu m.in. przez organizacje społeczne – PAP). Wyzwaniem jest też sytuacja ekonomiczna LP. Ta poduszka powietrzna związana z wynikiem finansowym trochę się zmniejszyła.
PAP: Lasy mają problemy finansowe?
A.W.: Musimy patrzeć nie tylko na stronę przychodową, z którą nie ma większego problemu, ale też na koszty. Nie ma co ukrywać, że najbardziej wzrosły koszty administracyjne czy te związane z gospodarką leśną. Bardzo mocno wzrosły koszty usług leśnych, w tym hodowli, zagospodarowania lasu i pozyskania drewna. Jeśli chodzi o przychody, to z jednej strony jest presja na ograniczenie pozyskania, a z drugiej Lasy Państwowe się samofinansują. Musimy na to spojrzeć w dłuższej perspektywie, zbudować kilkuletnią perspektywę opartą na analizie oraz optymalizacji, racjonalizacji przychodów i kosztów.
PAP: Czy to oznacza, że będą państwo przygotowywać jakąś wewnętrzną strategię?
A.W.: Tak można powiedzieć. Będzie to trochę taka strategia biznesowa, dzięki której będziemy wiedzieć, co się będzie działo za kilka lat i jakie musimy podjąć działania. Mamy na przykład infrastrukturę mieszkaniową, która generuje koszty i trzeba do niej jakoś racjonalnie podejść.
PAP: Zostanie ona sprzedana?
A.W.: Chcę to unormować. Było wiele napięć co do wynajmu czy sprzedaży mieszkań. Obecnie utrzymujemy budynki i nieruchomości, które są zbędne i wymagają dużych nakładów finansowych. Wynikająca z przepisów tzw. dyrektywy budynkowej termomodernizacja, wymiana pieców centralnego ogrzewania, wiąże się z wydatkami trudnymi do zaakceptowania - mogą one pójść w miliardy złotych.
Zbywamy jedyne lokale nieprzydatne Lasom Państwowym. W tej chwili według art. 40 a ustawy o lasach, każdy leśnik ma prawo pierwokupu takiego lokalu, który wynajmuje od Lasów Państwowcy z bonifikatą proporcjonalną do czasu zatrudnienia w naszej instytucji, a nadzór nad rozpatrywaniem wniosków o sprzedaż prowadzi Ministerstwo Klimatu i Środowiska. W przypadku sprzedaży cena podlega łącznemu obniżeniu o 6 proc. za każdy rok zatrudnienia w jednostkach organizacyjnych LP i o 3 proc. za każdy rok najmu, nie więcej jednak niż o 95 proc.
Chcemy doprowadzić do większej równowagi między kosztami i przychodami. Obecnie strona przychodowa jest mniej więcej stabilna i zależy od pozyskania drewna. Nie liczymy tutaj na wzrosty, w związku z tym trzeba dopasować koszty.
PAP: Wspomniał pan m.in. o kosztach administracyjnych. Czy to oznacza, że będą zwolnienia?
A.W.: Nie. Mój poprzednik przygotował plan związany z określeniem optymalnego poziomu etatów w jednostkach organizacyjnych LP i nie dotyczył on zwolnień, tylko równomiernego obciążania pracą. Chcemy usprawnić procesy związane z pozyskaniem i sprzedażą drewna. Tu jest duże pole do popisu dla nowych technologii np. przy odbiorze i pomiarze drewna, tak by nie angażować wielu ludzi. Fakt jest też taki, że w wielu nadleśnictwach mamy niedosyt kadr. Ta luka będzie musiała zostać wypełniona. Chcę odchudzić „czapę” Lasów Państwowych. To jest kilka tysięcy ludzi, którzy pracują tylko w nadzorze i kierowaniu lasami. Przez 10 lat w biurze generalnej dyrekcji przybyło ponad 100 osób.
Chcemy „odchudzić” usługi leśne, ale nie kosztem zakładów usług leśnych, tylko kosztem robót nie do końca w obecnej sytuacji uzasadnionych, jeśli chodzi o zagospodarowanie lasu. Trzeba pozwolić, aby las rósł, a nie „szaleć” z jego pielęgnacją.
Chcemy też ograniczyć koszty związane z ochroną lasu przez zwierzyną. To w skali całych LP kilkaset milionów.
PAP: Mówił pan na początku o znalezieniu balansu, czy też granicy między oczekiwaniami społecznymi a politycznymi, jeśli chodzi o ochronę lasów. Jak miałoby to wyglądać?
A.W.: Według mnie powinno się to sprowadzać do Planu Urządzenia Lasu. PUL-e to podstawowe dokumenty planistyczne i myślę, że powinny być one udoskonalone, a także poddane ocenie społecznej w inny niż dzisiaj przewiduje prawo sposób, choć według leśników są one konsultowane.
PAP: Teoretycznie tak, ale nie są państwo zobligowani do uwzględniania głosu społecznego. Wyroki sądów administracyjnych na to wyraźnie wskazywały.
A.W.: Należy spojrzeć trochę inaczej na każdy PUL. Jedna dziesiąta planów (PUL jest sporządzany raz na 10 lat, choć może być aneksowany – PAP) jest przygotowywana rocznie. Minęły już dwa lata i gdybyśmy w tych planach zawarli oczekiwania społeczne i polityczne związane ze zmniejszonym pozyskaniem, z ochroną cennych lasów, to mielibyśmy już 20 proc. nadleśnictw przygotowanych do realizacji tych zadań. Mamy polecenia MKiŚ odnośnie ograniczenia zrębów zupełnych, które można i trzeba transferować do PUL. Równolegle tworzone są rezerwaty i leśnicy bardzo aktywnie w tym uczestniczą, np. przez akcję wyznaczenia 100 rezerwatów na 100-lecie Lasów Państwowych. Jesteśmy też otwarci na dalszą pracę w tej materii, czyli listą zaproponowanych projektów rezerwatów na terenach zarządzanych przez LP przez przyrodników, z tzw. shadow list. Kolejna kwestia to tzw. starolasy i ich ochrona. Ministerstwo zapowiedziało, że ich ochrona będzie wpisana do prawa powszechnie obowiązującego. Trwają prace nad ostatecznym kształtem definicji takich lasów, a my jesteśmy otwarci na dyskusję.
Chciałbym zwrócić uwagę, że tzw. lasy produkcyjne są w Polsce stare; 25 proc. drzewostanów jest ponadstuletnich. Te lasy są mniej odporne, mniej przygotowane na długotrwałe susze, zmiany klimatyczne. Z punktu widzenia ochrony czy odporności na zmiany klimatu, to nie jest dobra sytuacja. Prawda jest taka, że baliśmy się w przeszłości zmniejszać wiek rębności w sośnie tam, gdzie jest ona w złym stanie, tak samo jest przy świerku.
PAP: Lasy w Polsce są za stare?
A.W.: Mówimy tylko o lasach gospodarczych, gdzie jest sosna czy świerk, a nie o rezerwatach czy puszczach. Mówią o tym np. badania naukowe, że są to miejsca, gdzie powinniśmy odmłodzić las i wejść wcześniej niż do tej pory z pozyskaniem. Te procesy z zakresu użytkowania rębnego powinny zostać przyspieszone. To też trochę wzmocni poziom podaży drewna.
PAP: A z koncepcją poprzednika mówiącą o dojściu do objęcia ochroną 17 proc. obszarów leśnych? Jest nadal aktualna?
A.W.: Tej koncepcji nie zmieniamy, ona jest bliska tej mojej, żeby do ochrony podejść oddolnie a nie odgórnie. Czyli wykonać pracę w nadleśnictwach, wyszukać z baz danych te wrażliwe, cenne drzewostany, które powinny być wyłączone - i tak robimy. Prawda jest taka, że wiele obszarów zostało już wyłączonych z użytkowania. Moją rolą jest stworzyć stały kompromis w tej sprawie.
PAP: Jak go pan sobie wyobraża? Pojawiło się już kilka działań czy pomysłów, które budzą skrajne opinie np. tzw. moratorium leśne, pomysł starolasów, lasów społecznych itp. Jak pogodzić interes gospodarczy z ekologicznym?
A.W.: Zlecona została ekspertyza m.in. do Biura Urządzenia Lasu i Geodezji Leśnej odnośnie możliwości pozyskania drewna. Polega ona na podejściu do wszystkich planów urządzenia lasu i zbudowania perspektywy czasowej, co się będzie działo przy różnych wariantach zwiększenia ochrony. Są na razie wstępne wyniki, które wskazują na ograniczenie pozyskania do ok. 35-36 mln m sześc. drewna rocznie przy zastosowaniu wyłączeń (obecnie pozyskanie to ok. 38 mln m sześc. rocznie - PAP). Taki poziom pozwoliłoby nam się samofinansować. Nie zostało jednak określone, do kiedy mamy to zrobić.
PAP: Politycy oczekują raczej szybszych rezultatów.
A.W.: Uważam, że w perspektywie pięciu czy dziesięciu lat nie będzie to takie trudne do zrealizowania.
PAP: A potencjalne koszty takich wyłączeń?
A.W.: W takiej sytuacji ubytek przychodów i ograniczona masa drzewa raczej wiąże się z oszczędnościami, ponieważ nie ponosimy kosztów pozyskania. Załóżmy, że wyłączamy 20 proc. obszarów z pozyskania. To nie oznacza, że nasze przychody spadają o 20 proc., a koszty pozostają na tym samym poziomie. Ale przyznaję, nie mamy jeszcze gotowych wszystkich niezbędnych analiz.
PAP: Należy też zwrócić uwagę na sytuację polityczną. Przypuszczam, że prezydent może nie podpisać ustaw związanych ze zmianą sposobu gospodarowania w lasach.
A.W.: Moim zdaniem szansę na podpis ma kwestia implementacji wyroku TSUE ws. Planów Urządzenia Lasu. W tym aspekcie jest możliwość wprowadzenia tego elementu nadzoru społecznego nad gospodarką leśną, bo tak naprawdę, to wokół tego toczy się spór, iż w odczuciu zewnętrznym Lasy Państwowe nie podlegają żadnej kontroli.
PAP: A pomysł stworzenia lasów społecznych wokół miast. Jest pan ich zwolennikiem?
A.W.: Oczywiście. Jestem jednym z prekursorów lasów społecznych wokół Kielc. Taką formę rozumiem jako ścisłą współpracę leśników z samorządami i lokalnymi organizacjami społecznymi na temat prowadzenia gospodarki leśnej.
PAP: Za czasów pana poprzednika zmieniono system sprzedaży drewna. Celem ministerstwa było ograniczenie wywozu drewna poza UE. Czy będą jakieś dalsze zmiany?
A.W.: System został zmieniony w 2024 i w toku konsultacji z branżą umówiliśmy się, że będzie on działał przez dwa lata 2025-2026. Drewna nie eksportują Lasy Państwowe, tylko firmy i pośrednicy, czego w świetle obowiązujących przepisów nie możemy zakazać. Wprowadziliśmy mechanizmy, które premiują lokalny głęboki przerób i po audytach, które prowadzimy razem z KAS widzimy, że część firm nie składa już oświadczeń ws. głębokości przerobu drewna. Oznacza, to że nie korzystają z kryteriów pozacenowych i muszą kupować drewno drożej. Nie przewidujemy jakiś istotnych zmian na 2026 r. Problem eksportu drewna do Chin w pewnym sensie może się rozwiązać sam, ponieważ po wielu latach zakazu, Chińczycy zaczęli pozyskiwać własne zasoby, które przez ostatnie dziesięciolecia budowali. (PAP)
mick/ pad/ wkr/ amac/


























































