Rynek sztuki rządzi się zupełnie innymi prawami niż choćby giełda. Skąd zatem zainteresowanie dziedziną, która niewiele ma wspólnego z lokowaniem na przykład w funduszach inwestycyjnych?
KARL SCHWEIZER: Dostrzegłem lukę na styku świata sztuki i biznesu, czyli brak profesjonalnego doradztwa oraz pomocy przy tworzeniu kolekcji, sprawdzaniu autentyczności dzieł itd. Kiedy dziesięć lat temu podjąłem tę pracę, nie wiedziałem zbyt wiele o rynku sztuki. Musiałem poznać zasady jego działania. Zobaczyłem kompletną dezorganizację i chaos. Zetknąłem się z dziwnymi sposobami zawierania transakcji – nawet za pośrednictwem faksu. W efekcie klient przesyłał pieniądze, a obraz nigdy do niego nie docierał. Takich karygodnych praktyk było wiele. Uznałem więc, że jeśli mamy się angażować w transakcje dotyczące sztuki, musimy przygotować jasne procedury i odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania: co robimy, jak to robimy, jak zaspokajamy potrzeby. Starałem się sformułować długoterminową politykę, rozwiązując przy tym problemy, którymi w bankowości nikt do tej pory się nie zajmował. Na przykład: jak pozyskiwać ważne dzieła? I jakie przyjąć standardy, by po zakończeniu całego procesu powiedzieć: zrobiłem wszystko, co należało uczynić, wszystko sprawdziłem, teraz mogę kupować w imieniu klienta. Byliśmy pierwszym bankiem na świecie, który wyszedł do klientów z ofertą art bankingu. Mamy ekspertów – historyków sztuki – i od strony proceduralnej jesteśmy perfekcjonistami.
Aby się stać perfekcjonistą, trzeba się oprzeć jednak na pewnych zasadach, standardach. A tych, jak pan sam mówi, w tej dziedzinie wcześniej nie było. Na czym się pan wzorował ?
K.S. Zaadaptowałem standardy obowiązujące w bankowości inwestycyjnej: kiedy ktoś chce kupić spółkę, najpierw powinien ją dokładnie zbadać. Zanim transakcja zostanie zakończona, należy przygotować list intencyjny: w imieniu naszego klienta pragniemy nabyć jakąś liczbę akcji firmy w takiej to a takiej cenie. Podobnie jest w art bankingu – wysyłamy do galerii czy domu aukcyjnego poufny list z ofertą, bez podawania nazwiska naszego zleceniodawcy. Jeśli list zostanie podpisany, zobowiązuje do dyskrecji również pośrednika. Nasi klienci chcą pozostać anonimowi.
Warto inwestować w sztukę ?
K.S. Inwestowanie to wydanie pewnej kwoty na konkretny cel, ze sprecyzowanym zamiarem osiągnięcia zysku. W kontekście sztuki inwestowanie nabiera innego sensu. Prawdziwy kolekcjoner kupuje dzieło, by je mieć, by się nim cieszyć – dla niego to jest najważniejsze. Zwrot z inwestycji jest istotny dla pośrednika – nabywa coś po to, żeby sprzedać drożej. I w takiej właśnie sytuacji mówimy o inwestowaniu. Oczywiście, nikt nie lubi tracić pieniędzy. Kupujący chce wiedzieć, czy czasem nie przepłaca powyżej ceny rynkowej. I my takich informacji dostarczamy, natomiast nie oferujemy porad inwestycyjnych. Żeby ich bowiem udzielać, trzeba umieć prognozować przyszłość. Nabywając akcje bądź obligacje, zawsze mamy do czynienia z analizami ekonomicznymi. Na ich podstawie przewidujemy m.in. wysokość dywidendy, rozwój emitującej akcje spółki. Możemy analizować jakość zarządzania, plany ekspansji, wyniki… Dzięki temu wiemy, czy rekomendować zakup walorów, ich trzymanie lub sprzedaż. To wszystko nie jest jednak możliwe w przypadku kupowania dzieł sztuki. Nie ma odpowiednich analiz, liczbowych danych umożliwiających odpowiedzialne przewidywanie ceny. Nie możemy zatem sugerować kupna jakiegoś dzieła, prognozując na przykład, że jego wartość wzrośnie o 20 procent. Byłaby to czysta spekulacja.
Są jednak pewne ogólnodostępne informacje, choćby dane dotyczące sprzedaży w największych na świecie domach aukcyjnych, wskazujące artystów, których prace warto nabyć.
K.S. Ale o potencjalnym wzroście cen decyduje także dostępność dzieł danego twórcy na rynku sztuki, rozpoznawalność międzynarodowa, obecność w znanych kolekcjach itd. Ważny jest też inny element – wzrost poziomu światowego bogactwa, zwłaszcza w USA, Azji i Europie. To wszystko może mieć wpływ na przyrost wartości dzieła, ale należy przy tym pamiętać, że nie ma nikogo na świecie, kto by dał takie gwarancje.
Ale chyba bez obaw można powiedzieć klientowi: na wejściu w posiadanie rysunku Leonarda da Vinci na pewno pan nie straci!
K.S. To zależy. Do takiej oferty trzeba podchodzić ze szczególną ostrożnością. Nigdy nie można być pewnym, czy mamy do czynienia z oryginałem, czy z kopią. Dotyczy to przede wszystkim rynku sztuki dawnej. Trzeba wykonać wiele analiz, badań, zanim zaproponuje się klientowi wydanie wielu tysięcy albo milionów. Również po to, by uniknąć sytuacji, w której – gdy kiedyś właściciel zapragnie sprzedać swoje, cenne według niego dzieło – usłyszy w domu aukcyjnym: „Bardzo nam przykro, ale to nie oryginał”.
Przy jakiej wartości potencjalnego zakupu dzieła sztuki zaczyna doradzać UBS?
K.S. Nie wyznaczamy ceny minimalnej. Przede wszystkim skupiamy się na kliencie. Musimy poznać jego potrzeby, wiedzieć, jaki ma gust, czego od nas oczekuje, żeby ostatecznie przekazać mu nasze sugestie. Często nasi zleceniodawcy nie mają czasu, by odwiedzać galerie, oglądać dzieła sztuki. Ale nigdy nie jest tak, że dostajemy upoważnienie na wydanie określonej kwoty i sami podejmujemy decyzje. Klient interesuje się tym, co robimy, zatem naszym limitem nie jest cena, lecz jego oczekiwania. Zawsze pracujemy dla osób o wysokim statusie majątkowym, które na zakup dzieł sztuki przeznaczają niekiedy i miliony dolarów.
Jak w takim razie staracie się je przekonać do nabycia konkretnego dzieła ?
K.S. Po pierwsze, muszą określić swój stosunek do wybranej pracy, stosunek – podkreślam – emocjonalny. Czy rzeczywiście im się podoba, czy chcą ją mieć w swojej kolekcji i, oczywiście, czy klienta stać na taki wydatek. Jeśli tak, to należy przejść do drugiego etapu analizy: usytuowania dzieła w historii sztuki. Według mnie, o jego wartości decyduje innowacyjność. Czyli – należy odpowiedzieć na pytanie: czy wybrana praca jest nowatorska? Natomiast ostatnie pytanie, na które trzeba udzielić odpowiedzi, brzmi: czy dzieło przetrwa próbę czasu? Na przykład grecka rzeźba Afrodyty z IV wieku p.n.e. nadal jest wyjątkowa, chociaż powstało wiele jej kopii. Kupujący powinien zatem rozważyć, czy dane dzieło, załóżmy za 15 lat, nadal będzie miało znaczenie dla sztuki, czy okaże się tylko reliktem minionych czasów? Jeżeli na wszystkie te trzy pytania zleceniodawca odpowie sobie pozytywnie, będzie to oznaczało, że powinien kupować.
Czy UBS kupuje również bezpośrednio od artystów?
K.S. Tak, pod warunkiem że oferentem jest sam artysta. Najczęściej jednak nabywamy dzieła przez galerie.
Polacy dojrzeli już do kupowania kosztownych dzieł sztuki?
K.S. Myślę, że nie jest to kwestia dojrzałości, lecz możliwości finansowych. Polski rynek sztuki jest młody, ma niewiele ponad 16 lat. Szacuję jego wielkość na blisko 50 mln dolarów rocznie. Jego potencjał jest ściśle związany z rozwojem gospodarczym, którego wzrost teraz obserwujemy. Od pewnego czasu zaczęły się pojawiać w Polsce sklepy światowych marek. To sygnał, że jest tu coraz więcej ludzi zamożnych, którzy być może zaczną odczuwać potrzebę kupowania także i sztuki. Na razie jej rynek wciąż się rozwija i prawdopodobnie potrzeba następnych 10 – 15 lat, zanim pojawi się więcej prywatnych klientów. Dzisiaj dużymi graczami są działające w Polsce zagraniczne firmy, które tworzą własne kolekcje. Sporo wolnej gotówki nadal jednak reinwestuje się głównie w przedsiębiorstwa. Ale moment, kiedy będzie jej wystarczająco wiele, by lokować w sztukę, jest już bliski.
Proponujecie swoim klientom również dzieła polskich artystów? Jeżeli tak – to jakich?
K.S. Opieramy się na sugestiach klientów, zatem jeśli otrzymujemy zlecenie zaprezentowania dokonań polskich artystów, to oczywiście – realizujemy je.
Czy któryś ze zleceniodawców UBS wszedł już w posiadanie prac polskiego twórcy?
K.S. Nazwiska naszych klientów, podobnie jak i nazwiska twórców, których prace mają, są objęte tajemnicą bankową. Naszą zasadą jest, o czym już wcześniej wspominałem, całkowita i absolutna dyskrecja.
Może pan wymienić kilka nazwisk polskich artystów, których ceni najbardziej?
K.S. Na świecie z polskich twórców najbardziej znani są Magdalena Abakanowicz i Roman Opałka. Są jednak również i inni polscy artyści, których dzieła uzyskują za granicą dość wysokie ceny, ostatnio na przykład na londyńskiej aukcji Phillips de Pury & Company zdjęcia Piotra Ukłańskiego zostały wylicytowane za 568 tys. funtów.
W warszawskim biurze polskiego przedstawicielstwa UBS można zobaczyć obrazy m.in. Pawła Janasa, Wilhelma Sasnala, Jarosława Flicińskiego. Czy to oznacza, że przyjęliście długofalową politykę wspierania polskich malarzy?
K.S. Zawsze wspieramy lokalnych twórców, otaczamy się ich pracami, aby jak najlepiej poznać specyfikę danego rynku, na którym działamy. W Polsce tworzy wielu interesujących malarzy. Ale my, jako bank, nie zajmujemy się ani promowaniem polskich artystów, ani twórców z jakiegokolwiek innego kraju. Na rynek sztuki patrzymy globalnie, by jak najlepiej zaspokoić oczekiwania naszych klientów.
Dr Karl Schweizer, szef działu UBS Art Banking and Gold & Numismatics. Stworzył tę zupełnie nową usługę dla zamożnych klientów w roku 1998. Dołączył do grupy Wealth Management Solutions, przechodząc z SBV Private Banking, gdzie był odpowiedzialny za stworzenie nowego departamentu współpracy z zewnętrznymi firmami, specjalizującymi się w asset management, optymalizacji podatkowej oraz w doradztwie w zakładaniu fundacji i trustów. Zanim rozpoczął pracę w UBS jako dyrektor wykonawczy w Cantrade Private Banking Group w Zurychu, był radcą prawnym i sekretarzem generalnym grupy. Ukończył Uniwersytet w Bazylei. Jest doktorem habilitowanym prawa.
