Porównania warunków lokat z dokładnością do drugiego miejsca po przecinku, rosnące opłaty towarzyszące kredytom – takie będą zapewne niektóre konsekwencje kolejnego cięcia stóp procentowych. Nigdy dotąd wskaźniki nie były tak bliskie zera.
Trzecia z kolei obniżka stóp procentowych w tym roku zaskoczyła większość ekspertów. Podstawowy wskaźnik, stopa referencyjna NBP, wynosi obecnie 0,1 proc. To najniższy poziom w historii, tylko mały krok dzieli nas od zera. Tłumaczymy, co ta historyczna zmiana może oznaczać dla klientów instytucji finansowych.
Dla spłacających kredyty hipoteczne w złotych cięcie stóp oznacza spadek raty o kilka procent. Większość hipotek w Polsce opartych jest na zmiennej stopie procentowej i bazuje na wskaźnikach z rynku międzybankowego (WIBOR). Wskaźniki te zwykle podążają z kolei za stopami ustalanymi przez Radę Polityki Pieniężnej (chociaż zdarzały się, np. podczas poprzedniego kryzysu, wyjątki).


Jeszcze w marcu 2020 r. WIBOR 3M wynosił około 1,7 proc. Po serii obniżek stóp zbliży się zapewne do poziomu ok. 0,3 proc. Jak to przekłada się na wysokość opłacanej raty? Kredytobiorca, który zaciągnął kredyt hipoteczny na 350 tys. zł, na 30 lat, z 2-punktową marżą:
- Na początku marca 2020 r. płacił ratę w wysokości 1610 zł.
- Po ostatniej obniżce płacić będzie 1345 zł.
Łącznie rata kredytu obniżyła się o ponad 16 proc. Co miesiąc w domowym budżecie pozostawać będzie o ponad 260 zł więcej niż przed cięciami.
Spłacający kredyty hipoteczne oparte na walutach obcych mogą spodziewać się natomiast wzrostu obciążeń. Tuż przed decyzją o cięciu stóp złoty się umacniał. Jedną z przesłanek ruchu RPP była zapewne chęć deprecjacji (obniżenia wartości) polskiej waluty – na taki tok rozumowania wskazują komentarze ekspertów. Nie ma pewności, czy efekt ten zostanie osiągnięty, ale kredytobiorcy powinni liczyć się z droższym frankiem.
Dla oszczędzających na lokatach i kontach oszczędnościowych obniżenie stóp procentowych zwiastuje kolejne obniżki oprocentowania. Banki zapewne pozostawią „symboliczne” stawki – nie zdecydują się na zupełne pozbawienie klientów odsetek. Można oczekiwać, że porównania produktów depozytowych będą się rozgrywać na poziomie drugiego miejsca po przecinku. Przy okazji bardzo prawdopodobne jest uproszczenie cenników – utrzymywanie kilku typów np. rachunków oszczędnościowych nie będzie miało większego sensu, gdy oprocentowanie dzieli krok od zera.
Dla zaciągających kredyty konsumpcyjne zmiana podstawowej stopy procentowej oznacza automatyczne obniżenie maksymalnego oprocentowania. Nowa stawka wynosi 7,2 proc. rocznie. Tyle będzie mogło wynosić zatem oprocentowanie karty kredytowej czy kredytu gotówkowego.
W najbliższym czasie można spodziewać się jednak wzrostu innych, tzw. pozaodsetkowych kosztów kredytu. Pod tym hasłem kryją się opłaty i prowizje. Banki „ściskane” są z dwóch stron – nie mogą płacić za depozyty mniej niż zero, a maksymalne oprocentowanie kredytów ograniczają limity antylichwiarskie. Cięcie stóp oznacza kurczenie się przestrzeni wyznaczającej marżę odsetkową. Aby niektóre produkty były dla nich opłacalne, muszą sięgać po dodatkowe opłaty (poza odsetkami). Sygnały zmian widać było już na rynku od pewnego czasu – banki np. wprowadzają opłaty za korzystanie z kart kredytowych.
Banki walczące o utrzymanie rentowności w warunkach rekordowo niskich stóp procentowych mogą sięgać po opłaty i prowizje także w przypadku innych produktów – w tym najpopularniejszych – kont osobistych. Obecnie większość nie pobiera od klientów opłat, pod warunkiem spełnienia wymagań dotyczących aktywności (np. kilka transakcji kartą w miesiącu). W dłuższej perspektywie posiadaczy ROR też mogą czekać zmiany na gorsze, w tym zwiększenie limitów zwalniających z opłat za korzystanie z konta.