
Źródło: Thinkstock
W Polsce o wodzie mówi się zazwyczaj tylko przy okazji powodzi lub dotkliwych susz. Temat ten dotyczy jednak każdego z nas. Ostatnio sytuację hydrologiczną w Polsce zbadała firma Oras, która opublikowała raport „Woda w Polsce: przyczyniamy się do suszy tak samo jak brak opadów”.
Ile mamy wody?
Zasoby słodkiej wody w Polsce są mocno ograniczone. Jak wynika z danych Eurostatu, na jednego mieszkańca przypada w naszym kraju 1700 m³ odnawialnej wody słodkiej. To mniej nawet niż w gorącej Hiszpanii, gdzie zasoby te wynoszą 2 400 m³. Najwięcej słodkiej wody ma Finlandia – w tym słabo zaludnionym ludnym i bogatym w jeziora kraju przypada aż 20 700 m³ na jednego mieszkańca.
Wielkość zasobów wody słodkiej jest w Polsce silnie uzależniona od warunków atmosferycznych. Od jesieni ubiegłego roku mamy w kraju do czynienia z niedoborem opadów. W efekcie poziom wód spadł do tego stopnia, że ogłoszono stan suszy hydrologicznej. Najbardziej alarmująca sytuacja panuje na Wiśle, której stan na warszawskim odcinku był w pewnym momencie najniższy od 600 lat.
W innych rejonach Polski sytuacja nie jest tak dramatyczna, lecz miejscami występują trudności z zaopatrzeniem w bieżącą wodę. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa informuje, że okresowe problemy w tym zakresie miało w tym roku 6392 gospodarstw domowych, głównie z południowej części kraju.
Polacy marnują na potęgę
Przeprowadzone przez firmę Oras badania pokazują, że Polacy wydatnie przyczyniają się do uszczuplania zasobów słodkiej wody. W samej Warszawie rocznie marnuje się 2,6 mld litrów rocznie – tyle, ile wystarczyłoby, aby wypełnić tysiąc basenów olimpijskich. Szacunki oparto na porównaniu zużycia wody przez mieszkańców stolicy ze statystykami zebranymi w innych miastach o tej samej liczbie mieszkańców. W innych regionach kraju sytuacja wcale nie wygląda lepiej.

Źródeł marnotrawstwa można szukać w strukturze zużycia wody. Najwięcej wody Polacy wykorzystują do celów higienicznych (36%). Kolejne miejsca w zestawieniu zajmuje spłukiwanie toalet (30%), pranie (15%), mycie naczyń (10%) i sprzątanie (6%). Na gotowanie i picie statystyczne gospodarstwo domowe przeznacza jedynie 3% użytkowanej wody.
Kropla drąży portfel
Problem wody w Polsce to nie tylko kurczące się zasoby, ale również rosnące ceny. Opłaty za wodę w największych miastach mocno się od siebie różnią. Stosunkowo mało (2,89 zł) za metr sześcienny płacą mieszkańcy Opola i Tarnowa. Wyższe opłaty obowiązują w Krakowie (3,43 zł), Łodzi (3,75 zł), Poznaniu (3,88 zł), Wrocławiu (4,1 zł), Gdańsku (4,16 zł) i Warszawie (4,54 zł). Stawki te i tak wydają się małe w porównaniu z cenami wody w gminie Białogard, gdzie za metr sześcienny mieszkańcy płacą 14,98 zł. Pełne zestawienie cen wody i ścieków w Polsce można znaleźć na stronie www.cena-wody.pl
Jak przewidują eksperci, opłaty za wodę i ścieki mogą w najbliższych latach wzrosnąć nawet o 400%. Wszystkiemu winne nadchodzące zmiany prawa. Od przyszłego roku zaczną obowiązywać przepisy nakazujące wypłatę rekompensat właścicielom nieruchomości, przez które przebiegają sieci wodociągowe, linie energetyczne i inne sieci przesyłowe. Izba Gospodarcza Wodociągu Polskie szacuje, że ustawa o korytarzach przesyłowych zwiększy koszty przedsiębiorstw wodociągowych o kilkadziesiąt procent.
Dodatkowe podwyżki mogą wynikać z konieczności spełnienia wymagań Unii Europejskiej. Do 2015 r. wszystkie aglomeracje będą musiały być wyposażone w nowoczesne systemy kanalizacji zbiorczej i oczyszczalnie ścieków. Jeśli Polska nie zdąży z modernizacją, grozi jej kara w wysokości nawet 4 mln euro dziennie. Co gorsza, mogłoby to stanowić podstawę dla dalszych podwyżek cen wody.
/mż