Akcje Evergrande odbiły o niemal 15 proc. po tym, jak spółka poinformowała, że sprzeda państwowej firmie część udziałów w Shengjing Banku, by zdobyć pieniądze na uregulowanie zobowiązań wobec banku. Można się spodziewać kolejnych tego typu decyzji.


Evergrande Group poinformowała w komunikacie giełdowym, że uzgodniła sprzedaż 19,93 proc. udziałów w Shengjing Banku za kwotę 9,99 mld juanów (ok. 1,55 mld dol.). Nabywcą jest spółka państwowa kontrolowana przez władze miasta Shenyang oraz prowincji Liaoning, gdzie mieści się siedziba banku. Grupa nie pozbywa się wszystkich akcji banku - w jej portfelu zostanie 14,57 proc. udziałów w instytucji finansowej.
Wśród przyczyn decyzji Evergrande podało "chęć stabilizacji działalności" banku, na który negatywnie wpłynęły problemy grupy z płynnością. Kwota pozyskana ze sprzedaży ma zostać w całości przekazana na uregulowanie zobowiązań grupy wobec banku.
Na półtorej godziny przed zakończeniem sesji w Hongkongu akcje grupy odbiły o blisko 15 proc. Ale od początku roku i tak są prawie 80 proc. na minusie.
Cała sytuacja jest symptomatyczna dla Evergrande i może być niezłą prognozą dot. przyszłości spółki. Jeden z największych i najbardziej zadłużony z chińskich deweloperów ma co prawda potężne zobowiązania - oficjalnie blisko 2 bln juanów (czyli ponad 300 mld dol.), a nieoficjalnie może nawet 3 bln juanów - ale i sporo aktywów, które może się starać upłynnić, by pozyskać pieniądze na spłatę długów. Najważniejszym jest ziemia pod budowę kolejnych nieruchomości, ale do grupy należą również udziały w spółkach prowadzących działalność poza sektorem budowlanym, np. firma szykująca się do produkcji samochodów elektrycznych czy producent wody butelkowanej.
Tyle że jest w tym pewien haczyk. Wycena tych aktywów może być zdecydowanie zawyżona względem obecnych warunków rynkowych. Musząc sprzedawać szybko, grupa może być zmuszona sprzedawać tanio. Szczególnie w czasie gdy Pekin stanowczo stara się schłodzić rynek nieruchomości. Ponadto, niektóre aktywa Evergrande mogą być "wątpliwej" jakości - zlokalizowane w nieatrakcyjnych miejscach, niedoinwestowane i uwikłane w skomplikowaną sieć zależności lokalnych.
Po drugie, istotne dla giganta i całego rynku jest, kto przejmie aktywa grupy. Inni prywatni deweloperzy, choć są w lepszej sytuacji finansowej niż Evergrande, mogą nie być w stanie wyłożyć odpowiednich środków z powodu ograniczających ich limitów zadłużenia. Na ratunek rusza więc państwo, za pośrednictwem kontrolowanych przez siebie podmiotów gospodarczych. Taki scenariusz uwiarygadniają wcześniejsze przypuszczenia, w tym wczorajsze doniesienia agencji Reutera czy zeszłotygodniowe "The Wall Street Journal".
Gros ciężaru weźmie zapewne na siebie nie "centrala", a władze lokalne. Na ich głowie będzie zdobycie pieniędzy i dokończenie projektów - wszak ponad milion ludzi zapłaciło Evergrande za "dziurę w ziemi" i będą bardzo niezadowoleni, jeśli nie otrzymają mieszkania. Pytanie, skąd wziąć na to pieniądze - finanse chińskich "samorządów" są w kiepskiej kondycji, a Pekin ogranicza im pole do zaciągania długów. Do tej pory za jedną trzecią, jedną czwartą lokalnych budżetów odpowiadała "sprzedaż" (właściwie wieloletnia dzierżawa) ziemi - po uderzeniu przez Xi w rynek nieruchomości to źródło dochodów zostanie zapewne mocno przykręcone.
Przeczytaj także
Po trzecie, symptomatyczne jest, kto dostanie pieniądze z upłynnienia udziałów w Shengjing Banku. Tak, będzie to sam bank. Z państwowej kasy ratowani są więc w pierwszej kolejności akcjonariusze instytucji finansowej. Choć jej problemy mogłyby mieć oczywiście przykre konsekwencje także dla mniej zamożnych interesariuszy banków, począwszy od deponentach i drobnych nabywcach produktów inwestycyjnych na pracownikach skończywszy. A także niekorzystnie wpłynąć na rynek finansowy w Chinach. Celem jest więc niedopuszczenie do "chińskiego Lehman Brothers", o ile zobowiązania grupy wobec akurat tego banku były faktycznie na tyle duże.
Inwestorzy za Murem i na całym świecie zastanawiają się, jakie będzie ich miejsce w kolejce po odzyskanie pieniędzy pożyczonych Evergrande. Na czele są zapewne osoby, które czekają na opłacone, własne "M" i kontrahenci, którzy pozbawieni zapłaty za wykonane prace masowo by bankrutowali. Pekin nie potrzebuje przed przyszłorocznymi wyborami władz partii wybuchów społecznego niezadowolenia i fali upadłości. Ale w kolejkę wepchnąć się mogą "dobrze ustosunkowani" wierzyciele. Na końcu znajdą się pewnie inwestorzy zagraniczni.
Charakterystyczne jest również sam fakt, że grupa ma - jak widać niemałe - zobowiązania wobec banku, w którym posiada istotne udziały. To oczywiście budzi wątpliwości co do rzetelności procesu kredytowego danej instytucji finansowej. Nasuwa się określenie bank-skarbonka, czyli instytucja "hojnie" wspierająca środkami pozabankową działalność swoich właścicieli. Takie przypadki występują za Murem w skali lokalnej, choć podobnie można by scharakteryzować cały podporządkowany interesom partii chiński system bankowy.
Dziś Evergrande ma spłacić 45 mln dol. odsetek od obligacji zapadających w 2024 r. Rynek nie spodziewa się, że tak się stanie. W ubiegłym tygodniu grupa nie uregulowała 83,5 mln dol. zobowiązań wobec posiadaczy innej serii jej dłużnych papierów dolarowych. Jeśli grupa nie zapłaci ich w ciągu 30 dni lub strony nie dojdą do innego porozumienia, gigant zostanie uznany za niewypłacalnego. Deweloper dogadał się za to z nabywcami swojego długu juanowego, choć nie wiadomo, jak i kiedy odda im (ekwiwalent mieszkaniowy?) 232 mln CNY.





























































