"Żyjemy w epoce postępującego monetarnego surrealizmu” – piszą ekonomiści z Incrementum AG. Tylko w pierwszym kwartale 2017 roku banki centralne wykreowały z niczego pieniądze o równowartości biliona dolarów. I jak tu nie inwestować w złoto?


Niewielu ludzi czyta raporty sporządzane przez ekonomistów i analityków firm inwestycyjnych. Jeszcze mniej czerpie z tych lektur przyjemność. Ale dzieje się tak pewnie dlatego, że nie czytali oni rocznych raportów Incrementum AG – prywatnej i niezależnej firmy inwestycyjnej z Liechtensteinu. Raportów pisanych przez zespół ludzi kierujących się własną filozofią i odrzucających współcześnie panujące teorie ekonomiczne. Ludzi opierających działania inwestycyjne o teorie austriackiej szkoły ekonomii i sceptycznie nastawionych do obecnego systemu finansowego.
Tymczasem eksplozja „płynności” dostarczanej przez banki centralne na jakiś czas uspokoiła rynki finansowe. Eksperci Incrementum są jednak „silnie przekonani, że koszty tego monetarnego szaleństwa” ujawnią się w czasie. „Wysoka anormalność zaczęła stawać się niewygodną normalnością” – bardziej dyplomatycznie ocenił naszą sytuację Claudio Borio, główny ekonomista bazylejskiego Banku Rozrachunków Międzynarodowych.


Autorzy raportu zwracają uwagę, że polityka banków centralnych zalewających rynki pieniędzmi i nowym długiem stworzyła niebezpieczną iluzję stabilności i skłoniła wielu inwestorów do nierozważnych zachowań. Przejawy tej beztroski widoczne są w rekordowo niskiej zmienności na rynkach akcji czy minimalnych spreadach pomiędzy obligacjami skarbowymi a korporacyjnymi. „Prawie dekada zerowych lub ujemnych stóp procentowych zatomizowała jakąkolwiek awersję do ryzyka” – konkluduje Incrementum.
Efektem polityki prowadzonej przez Rezerwę Federalną jest trzecia w ciągu ostatnich dwóch dekad bańka spekulacyjna. Tyle że o ile dwie poprzednie ograniczały się do poszczególnych sektorów rynku (spółki technologiczne w 2000 r., banki i nieruchomości w 2008 r.), o tyle teraz mamy do czynienia z „bańką wszystkiego”.


„Z naszego punktu widzenia koncepcja klasycznego portfela inwestycyjnego wykorzystującego akcje, by zaspokoić apetyt na ryzyko oraz obligacje jako sieć bezpieczeństwa, musi zostać krytycznie zakwestionowana” – rzucają poważne oskarżenie ekonomiści z Incrementum. Przez ostatnie 70 lat koncepcja zdywersyfikowanego portfela złożonego z akcji, obligacji i nieruchomości lub gotówki była (i nadal jest) podstawową strategią wielu planów emerytalnych, funduszy inwestycyjnych czy inwestorów indywidualnych. Ale jeśli równocześnie akcje i obligacje są skrajnie przewartościowane, to faktycznie cała koncepcja staje się nazbyt ryzykowna.
Po latach polityki zerowych stóp procentowych świat stanął na głowie. Akcje są kupowane nie ze względu na potencjał aprecjacji kapitałowej, lecz ze względu na strumień gotówki płynący z historycznie bardzo niskiej stopy dywidendy. Za to obligacje skarbowe przestały być kupowane ze względu na odsetki (bo ich prawie nie płacą), lecz ze względu na oczekiwany wzrost ich cen. Jako alternatywę dla obligacji fundusze kupują nieruchomości, które dają iluzję płynności dzięki „cudowi sekurytyzacji”. Jedynym aktywem, którego obecnie rynki finansowe nie pożądają, jest złoto – bo nie płaci ani odsetek, ani dywidendy.
Przeczytaj także
W tych warunkach ekonomiści Incrementum AG prognozują kontynuację hossy na rynku złota rozpoczętej w 2016 roku. Jednakże głęboka korekta z zeszłej jesieni mocno schłodziła nastroje i zaskoczyła ekspertów z Liechtensteinu. Dziś uważają oni swoją zeszłoroczną prognozę cen złota w postaci 2300 dolarów za uncję w czerwcu 2018 roku za „zbyt optymistyczną”. Podtrzymują jednak prognozowany rok temu kierunek: złoto ma iść w górę.
Ludzie z Incrementum uczciwie przyznają, że nie posiedli daru prorokowania. Przyszłość jest zawsze niepewna i co najwyżej można szacować prawdopodobieństwo określonego rozwoju wypadków. W swoich kalkulacjach rozpatrują cztery scenariusze, oparte o przewidywania zmian zachodzących w gospodarce Stanów Zjednoczonych. W pierwszym czeka nas boom gospodarczy (tj. realny PKB rosnący szybciej niż 3% rocznie) będący sukcesem eksperymentów monetarnych i udanego powrotu do normalności z realnymi stopami procentowymi powyżej 1,5%. W tym układzie złoto powinno potanieć do 700-1000 USD/oz. Drugi scenariusz zakłada utrzymanie dotychczasowego, dość wolnego tempa wzrostu gospodarczego oraz względnie niskiej inflacji (1,5-3,0%) i brak normalizacji polityki monetarnej. Oznaczałoby to złoto mniej więcej w obecnych cenach – od 1000 do 1400 USD/oz.
Lecz za najbardziej prawdopodobne eksperci Incrementum uważają dwa ostatnie scenariusze: inflacyjny boom (tj. powyżej 3% rocznie) przy tylko częściowej normalizacji polityki pieniężnej oraz „scenariusz niekorzystny” zakładający recesję i powrót do ilościowego poluzowania monetarnego w USA skutkującego załamaniem obecnego systemu monetarnego. W tym drugim wypadku górną granicą dla cen złota miałaby być kwota 5000 dolarów za uncję, a w pierwszym 2300 USD/oz w perspektywie kadencji prezydenta Trumpa. Tylko czas pokaże, jak będzie. Dlatego z tym większą niecierpliwością czekam na kolejny raport z Liechtensteinu. Już za rok: w czerwcu 2018 roku.
Kolany: Minimum 10% złota w każdym portfelu inwestycyjnym