Od majowego szczytu WIG20 stracił już prawie 200 punktów, co przekłada się na ubytek ok. 7%. Jeśli to jest początek korekty, to - bazując na sezonowych wzorcach - byłby to dla niej wręcz wymarzony moment.


20 maja świętowaliśmy szczyt hossy na warszawskim parkiecie. WIG20 odwiedził „dawno niewidzianego przyjaciela” w postaci poziomu 2 600 punktów i osiągnął przeszło 6-letnie maksimum. WIG niemal dotknął okrągłych 90 tysięcy punktów, ustanawiając nowy nominalny rekord wszech czasów. Od tego czasu na warszawskim parkiecie dominują spadki, choć ich skala (jeszcze?) nie upoważnia nas do nazwania ich mianem „korekty”. Przynajmniej w ujęciu amerykańskim. Amerykanie umówili się, że dopiero spadek indeksu o przynajmniej 10% od ostatniego szczytu nazywa się „korektą”. A osunięcie o przynajmniej 20% to już jest „bessa”.
Mniejsza jednak o terminologię. Na giełdzie liczy się przecież to, co się stanie w przyszłości, a nie to, co już się wydarzyło. Jeśli jednak na polskim rynku akcji miałaby się pojawić jakakolwiek poważniejsza fala spadkowa, to moment na to wydaje się być idealny. Tak by przynajmniej wynikałoby, z analizy historycznych stóp zwrotu.
„Odejdź w maju i jedź na urlop”
Amerykańscy inwestorzy już dawno temu odkryli, że na rynku akcji statystycznie daje się zauważyć pewną sezonowość. Otóż średnio rzecz biorąc okres od października do kwietnia charakteryzuje się wyższą stopę zwrotu niż okres od maja do końcówki października. „Sell in May and go away” – zaleca stare giełdowe porzekadło z Wall Street (w wolnym tłumaczeniu: sprzedaj w maju i jedź na urlop).
Istnieje jeszcze starsza, brytyjska wersja tego powiedzonka brzmiąca: „Sell in May and Go Away, come back on St. Leger’s Day”. Czyli wróć na rynek w połowie września, gdy rozgrywane są wyścigi konne Leger Stakes. Polscy inwestorzy nie gęsi i też swoje giełdowe powiedzonka mają. W tym kontekście polskim odpowiednikiem jest „kupuj na truposza, sprzedaj na babosza”. Zaleca ona zakup akcji w okolicach Dnia Wszystkich Świętych (1 XI) i sprzedaż w okolicach dnia kobiet (8 III).
Nie będziemy się tu rozwodzić na temat skuteczności i ryzyka zastosowania tego typu strategii. Doświadczeni inwestorzy doskonale wiedzą, że w inwestowaniu warto brać pod uwagę trochę więcej czynników niż sam kalendarz. Inaczej zabawa byłaby po prostu zbyt łatwa J. Niemniej jednak na GPW owa kalendarzowa sezonowość czasami całkiem nieźle funkcjonuje.
Statystyka wyraźnie sugeruje, że WIG20 ma lepsze i gorsze miesiące. Średnio najwyższe stopy zwroty przypadają na kwiecień, lipiec, grudzień i styczeń. Jednoznacznie pod znakiem spadków stoją za to maj, czerwiec i wrzesień. Od razu widzimy, że w okresie od końca kwietnia do początku października na plusie mamy tylko jeden miesiąc (lipiec) i trzy ewidentnie prospadkowe (maj, czerwiec, wrzesień). Stąd też idea, by „opuścić” te statystycznie niesprzyjające okresy, wydaje się być kusząca.
Statystyka nie jest wierną przyjaciółką inwestora
Warto przy tym podkreślić, że mówimy tu jedynie o historycznych średnich, a nie o jakichś żelaznych zależnościach. Przykładowo, nawet w statystycznie najmocniejszym kwietniu WIG-owi 20 zdarzało się stracić ponad 10% (w 2000 i 2022). Z kolei w niezbyt sprzyjającym akcjom wrześniu przytrafiły się nam przypadki, gdy WIG20 zyskiwał ponad 10% (w 2006). Generalnie nie ma takiego miesiąca, którego WIG20 nie dałby rady zakończyć na minusie (zresztą tak samo jak wszystkie inne indeksy giełdowe świata). Najwyższe wartości minimalne w przypadku flagowego indeksu GPW zaobserwowano w grudniu (-7,1%) oraz w listopadzie (-8,8%).
Nadal jednak poruszamy się w świecie średnich i ekstremów, które tak naprawdę niewiele nam mówią. Dlatego proponuję spojrzeć na częstość występowania spadków i wzrostów w konkretnych miesiącach. Pod względem „wzrostowości” liderem jest kwiecień (w 64,5% przypadków miesiąc ten kończył się na plusie) przed grudniem (63,3%), a podium uzupełniają sierpień i październik (po 60%). Warto tutaj zatrzymać się na sierpniu, który przy ujemnej średniej stóp zwrotu cechuje się dość wysoką „wzrostowością”.
| Miesiąc | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
| Min. zwrot | -17,2% | -15,9% | -14,5% | -12,9% | -13,7% | -35,3% | -12,3% | -31,1% | -17,9% | -23,4% | -8,8% | -7,1% |
| Max. zwrot | 38,6% | 22,6% | 11,8% | 40,7% | 9,6% | 15,2% | 37,5% | 18,1% | 10,9% | 20,9% | 20,7% | 14,8% |
| % dodatnich zwrotów | 50,0% | 46,7% | 46,7% | 64,5% | 38,7% | 46,7% | 56,7% | 60,0% | 40,0% | 60,0% | 56,7% | 63,3% |
Natomiast po czerwonej stronie rynku mamy jednoznacznie słaby maj, który w 61,3% przypadków kończył się pod kreską. Do tego jeszcze tradycyjnie niesprzyjający giełdzie wrzesień, który w 60% przypadków przynosił spadki WIG20. Warto przy tym dodać, że w swej liczącej 362 miesiące historii WIG20 odnotował 190 miesięcy wzrostowych (52,5%) oraz 172 miesiące spadkowe. A zatem giełdowe szanse są delikatnie skrzywione na rzecz wzrostów – wszakże inaczej ta gra nie miałaby większego sensu.
Gdy w maju rośnie, to w czerwcu… bywa różnie
WIG20 w maju odnotował wzrost o 0,4% i tym samym wystąpił przeciwko sezonowemu schematowi. Wszakże maj to w naszym giełdowym kalendarzu miesiąc ewidentnych spadków. Nie był to jednak pierwszy taki maj, w którym nasz rynek zyskiwał. Historia liczy sobie 10 wcześniejszych takich przypadków. I niczego nas nie uczy. Albowiem w 5 przypadkach czerwiec kończył się pod kreską, a w 5 przynosił zgodną z sezonowym wzorcem kontynuację spadków.
Co najwyżej można odnotować, że w 4 z 5 przypadków czerwcowe spadki były naprawdę dynamiczne i zaczynały się od blisko -10% (w 2013) do -35% w roku 1994. Zwyżki bywały bardziej anemiczne: od 3,0% w 2007 po 9,5% w 1999. Trudno też tutaj doszukać się jakiejkolwiek reguły, choć zwykle dodatnie stopy zwrotu w okresie maja i czerwca WIG20 notował tylko w okresach hossy. Tak było w roku 1999, 2003, 2005, 2007 i 2009. Ale już w 2021 (formalnie hossa trwała do października) po wzrostowym maju nastąpił (wprawdzie nieznacznie, ale jednak) spadkowy czerwiec.
Pamiętajmy też, że w tym roku WIG20 ma za sobą także wzrostowy kwiecień (jak również marzec i luty). W tym kontekście szanse giełdowych „byków” na wzrostowy czerwiec wyglądają znacznie lepiej. W historii GPW dotychczas przytrafiło nam się pięć takich „wiosennych hoss” (czyli kwiecień, maj i czerwiec zakończone na plusie). Wydarzyło się to w latach 1999, 2003, 2007, 2009 i 2020. Cztery z pięciu tych okresów miały miejsce na wczesnym etapie hossy i tylko przypadek z roku 2007 mógłby pasować do naszej obecnej sytuacji (choć też nie do końca, bo jednak na GPW nie ma takiego entuzjazmu, jaki panował 17 lat temu).
Co w takim razie powinien zrobić aktywny inwestor, stawiający sobie za cel osiągnięcie stopy zwrotu wyższej niż rynek? Prawdopodobnie lepiej dla niego byłoby, gdyby zamiast patrzeć na wątpliwej jakości efekty sezonowe, więcej czasu poświęcił na analizę spółek, rynku i koniunktury gospodarczej. Jak na razie „prosta instrukcja obsługi warszawskiej giełdy” zdaje się potwierdzać, że jesteśmy w stanie hossy. Wciąż też aktualne pozostaje pytanie, kiedy WIG osiągnie okrągły poziom 100 000 pkt. Równocześnie warto mieć świadomość, że obecna hossa na GPW jest już mocno dojrzała i jej „termin przydatności do spożycia” nieuchronnie się przybliża.

























































