W rok surowcowy indeks CRB poszedł w górę o prawie 11 proc., osiągając najwyższą wartość od prawie trzech lat. Drożeje nie tylko ropa naftowa, ale też drewno, płody rolne i metale przemysłowe.


We wtorek 22 maja indeks CRB wdrapał się na wysokość 206,95 punktów - a więc najwyżej od lipca 2015 roku. Względem wieloletniego minimum z przełomu stycznia i lutego 2016 roku CRB podniósł się już o blisko 33 proc.
Indeks CRB wciąż znajduje się na historycznie niskim pułapie - obecnie mniej więcej na poziomie z dna recesji w 2009 roku. Rosnące notowania surowców nie powinny jednak zaskakiwać - to wręcz podręcznikowy obraz inflacyjnej fazy ożywienia gospodarczego, w czasie którego przychodzą podwyżki stóp procentowych kończących się spowolnieniem wzrostu i nierzadko recesją.
Jednakże trwający obecnie cykl koniunkturalny jest dość nietypowy - być może dlatego, że został sztucznie wywołany przez banki centralne, które w nierynkowy sposób zaniżyły stopy procentowe. Wzrost cen surowców jest bowiem dość selektywny. Przynajmniej na razie nie jest to więc powtórka wydarzeń z roku 2008 czy 2011.
Teraz w oczy rzuca się przede wszystkim galopada cen ropy naftowej. Ten strategiczny surowiec od początku roku podrożał już o blisko 20 proc. i jest już o niemal 50 proc. droższy niż rok temu. Po raz pierwszy od 2014 roku notowania ropy Brent dotarły do 80 USD za baryłkę. Ten wzrost boli tym mocniej, że zwyżce cen ropy towarzyszyła aprecjacja dolara, przez co kierowcy w Europie odczuwają go ze zdwojoną siłą.
Ale wzrost cen ropy naftowej i gotowych paliw to nie wszystko. Drewno notowane na amerykańskiej giełdzie towarowej jest o 38 proc. droższe niż na początku roku. Kakao podrożało o 35 proc. Sok pomarańczowy o 22 proc. A zwyżki cen pszenicy i soi na giełdzie w Chicago sięgają 18-19 proc. od początku roku. Tylko nieco mniej podrożały bawełna, kukurydza czy mleko.
Hossa nieco przygasła w sektorze metali nieżelaznych. Ceny aluminium - które eksplodowały w kwietniu po nałożeniu amerykańskich sankcji m.in. na rosyjski koncern Rusal - ustabilizowały się na poziomach o ponad 9 proc. wyższych niż przed rokiem. Podobnie sprawa wygląda z kursem niklu, który po kwietniowym wystrzale wciąż pozostaje w trendzie wzrostowym i znajduje się o 57 proc. wyżej niż rok temu. Mniej spektakularnie wyglądają wykresy ołowiu i cynku, ale także te metale wyceniane są o kilkanaście procent wyżej niż 12 miesięcy temu.
Są jednak surowce, które nie dołączyły do wzrostowego trendu. Najgorzej z punktu widzenia inwestorów i producentów (a najlepiej z punktu widzenia konsumentów) prezentują się ceny cukru, który potaniał o prawie 20 proc. Ruda żelaza jest o 7 proc. tańsza niż pod koniec grudnia. Kontrakty na miedź notowane są o 5,5 proc. niżej. Tańsze niż na początku roku są gaz ziemny (przynajmniej ten w USA), węgiel oraz uran.
Surowcowa hossa jak na razie omija sektor metali szlachetnych. Zeszłoroczna gwiazda - czyli pallad - od początku roku straciła na wartości 6,5 proc. Pozostająca w niełasce platyna notowana jest blisko wieloletnich minimów. Ceny złota podawane w USD są o 1,2 proc. niższe niż na początku roku. Ponad 3 proc. straciło srebro - współcześnie będące bardziej metalem przemysłowym niż monetarnym.
Jak długo może potrwać surowcowa hossa?
Minęło już 28 miesięcy, odkąd w styczniu i lutym 2016 roku indeks CRB wyznaczył 14-letnie minimum. Jak na ten gatunek, to wiek średnio zaawansowany. Krócej trwały wzrosty w latach 1999-2000 oraz 2009-11 (odpowiednio 20 i 25 miesięcy). Średnią mocno zawyżają za to wielkie, sekularne hossy z lat 90. (89 miesięcy) oraz z początku XXI wieku (79 miesięcy). Jeśli jednak przyjmiemy założenie przemienności (długa hossa-bessa-krótka hossa-bessa-...), to teraz kolej na hossę długą, trwającą dobre kilka lat. Tym bardziej, że rynki surowcowe leczą rany po najdłuższej bessie od przynajmniej 30 lat, a rozpoczęliśmy wzrosty z najniższego poziomu od lat 14.
Z drugiej jednak strony tzw. fundamenty trwającego obecnie rynku byka są dość niestabilne. Cykl koniunkturalny w Stanach Zjednoczonych jest już bardzo zaawansowany i nieuchronnie zbliżamy się do recesji w największej gospodarce świata. Także trudno sobie wyobrazić, aby wzrost gospodarczy w Europie był w stanie znacząco przyspieszyć. Dodajmy do tego tykającą bombę zadłużeniową w Chinach - największym konsumencie surowców. To raczej krajobraz przed surowcową bessą niż zapowiedź spektakularnej hossy.
W odwodzie pozostaje jeden scenariusz premiujący wzrost cen surowców. Zakłada on postępującą erozję wiary w przyszłą wartość fiducjarnego pieniądza "drukowanego" bez opamiętania w ramach kolejnych fal QE. Mimo że "ilościowe poluzowanie" polityki monetarnej trwa od blisko dekady, ten scenariusz jak na razie się nie zmaterializował. Ale to nie oznacza, że nie może się to stać w przyszłości.
W takim wypadku rosnące ceny surowców nie będą jednak objawem zdrowej koniunktury gospodarczej, lecz przejawem utraty zaufania do dolara i innych walut rezerwowych. Byłoby to coś w stylu powtórki z lat 70., gdy upadał system monetarny z Bretton Woods, w ramach którego dolar miał pokrycie w złocie. Teraz w ramach tzw. petrodolara amerykańska waluta ma swego rodzaju pokrycie w ropie naftowej. Ale także ten system po blisko 40 latach powoli zbliża się do swej daty "przydatności do spożycia".











![Jak zainwestować w srebro? [Poradnik]](https://galeria.bankier.pl/p/1/0/52c014947501e1-480-287-183-445-3504-2102.jpg)














































