Ropa Brent momentami poniżej 40 dolarów za baryłkę i indeks CRB najniżej od 13 lat – to bilans kolejnego dnia „surowcowej masakry”. Rynek od kilku miesięcy bezskutecznie usiłuje znaleźć twarde dno, pogrążając się na poziomach niewidzianych od lat.


Notowania amerykańskiej ropy Crude w ciągu dnia spadły nawet do 36,64 dolarów za baryłkę, co było najniższym kursem od lutego 2009 roku, gdy po krachu finansowym dołowały na poziomie 33,17 USD. Kontrakty na europejską ropę Brent po raz pierwszy od lutego 2009 roku znalazły się poniżej 40 USD za baryłkę. Przy takich cenach znaczna część światowego wydobycia staje się nierentowna.
Według analityków do spadku cen ropy przyczyniła się nie tylko niedawna decyzja OPEC o zwiększeniu (a raczej o urealnieniu) limitu wydobycia, ale też dane z Chin, które pokazały 13. z rzędu spadek importu (o 8,7% rdr w listopadzie). To tłumaczenie o tyle dziwne, że pod względem wolumenu chiński import ropy naftowej w okresie od stycznia do listopada 2015 roku wzrósł o imponujące 8,7%, zmierzając w stronę 14. z rzędu rocznego wzrostu z rzędu.
Podobny dysonans poznawczy pojawił się w przypadku miedzi. Chiny importowały w listopadzie najwięcej miedzi od 22 miesięcy. Import rud miedzi i jej koncentratu był zaś na rekordowym poziomie. A mimo to notowania miedzi szorują po 6-letnim dnie, zaś akcje spółek górniczych doświadczyły bolesnej przeceny.
Nowe wieloletnie minimum wyznaczył surowcowy indeks CRB, który we wtorek po spadku o 0,66% znalazł się na poziomie 177,39 pkt. To najniższa wartość tego wskaźnika od listopada 2002 roku. „Surowcowy armageddon” trwa więc w najlepsze: ceny nieustannie spadają, a producentom o najwyższych kosztach jednostkowych w oczy zaczyna zaglądać widmo bankructwa.

























































