Przekładane walne zgromadzenia członków i planowane wcześniej inwestycje, brak przeglądów technicznych i odczytów liczników, a w końcu rosnące długi czynszowe lokatorów – to największe z problemów, z którymi muszą radzić sobie spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe podczas pandemii koronawirusa.
Choć wiosna to czas zwoływania walnych zgromadzeń przez spółdzielnie mieszkaniowe, większość z nich zostało przełożonych. Wstępnie na końcówkę pierwszego półrocza, bo do wtedy, w myśl obowiązujących przepisów, powinny się odbyć. Czy tak się jednak stanie, wciąż nie wiadomo. Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa pandemia koronawirusa.


– Wstępnie chcemy, aby walne zgromadzenie odbyło się w czerwcu, ale we wstępnych rozmowach z Halą Stulecia, gdzie ma się odbyć, padło zastrzeżenie, że i ten termin będzie mógł zostać przesunięty, jeśli zajdzie taka potrzeba – mówi Marek Dera, wiceprezes liczącej 12,5 tys. członków spółdzielni mieszkaniowej Wrocław-Południe.
Planowane od listopada ubiegłego roku walne zgromadzenie miało się odbyć 7 kwietnia. Podobnie jak innym spółdzielniom, szyki pokrzyżował wprowadzony stan epidemii odwołujący wszelkie imprezy masowe i zgromadzenia.
Przełożone zostały także zebrania sprawozdawcze wspólnot mieszkaniowych, które na ich przeprowadzenie miały jeszcze mniej czasu – jedynie do końca marca. Zgodnie z decyzją Ministerstwa Rozwoju, nie będzie to jednak rodziło sankcji dla zarządców.
Remonty będą, ale później i nie wszystkie
Pandemia koronawirusa przesuwa w czasie także planowane na 2020 rok remonty.
– Te, które rozpoczęły się przed wprowadzeniem stanu epidemii, dokończyliśmy, żeby nie przedłużać bałaganu na klatkach schodowych. Nowe jednak przesunęliśmy na czas po epidemii. Nie chcieliśmy stwarzać dodatkowych uciążliwości mieszkańcom, którzy bardziej licznie przebywają teraz w domach, ani generować dodatkowego bałaganu, czy wpuszczać osoby trzecie do budynków – tłumaczy Marek Dera.
W przypadku SM Wrocław-Południe, brak walnego zgromadzenia w terminie sprawi jednak, że spółdzielnia będzie musiała zrezygnować z niektórych inwestycji, np. budowy nowych instalacji OZE.
– Ta inwestycja wiązałaby się z 20-procentową ulgą termomodernizacyjną dla spółdzielni, jednak niezbędna byłaby zgoda walnego zgromadzenia, aby ustalić kwotę pożyczki, którą moglibyśmy zaciągnąć – wyjaśnia Marek Dera.
Przeglądy techniczne tylko w nagłych przypadkach
Obawa przed zakażeniem zmienia również podejście spółdzielni mieszkaniowych do corocznych przeglądów stanu technicznego budynków i znajdujących się w nich instalacji. Choć kolejne rozporządzenia nie warunkują odstąpienia od ich wykonywania, górę bierze zdrowy rozsądek.
– Postanowiliśmy zdać się na ducha prawa. Uważamy, że w czasie epidemii nie powinno się wykonywać przeglądów, bo po prostu nie da się tego zrobić bezpiecznie, zarówno dla mieszkańców, jak i osób przeprowadzających przeglądy – podkreśla Marek Dera. – Po wyjściu z każdego z ponad 15 tys. mieszkań, należałoby zmienić kombinezon lub go zdezynfekować, a to fizycznie nie możliwe. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której przegląd stałby się rozsadnikiem koronawirusa wśród mieszkańców spółdzielni – kontynuuje.
Spółdzielniom w sukurs przychodzą także nieścisłe przepisy. Jak zauważa mecenas Eryk Trybuliński z kancelarii Klisz i Wspólnicy, choć przyjęło się, że pomiędzy kontrolami technicznymi powinien upłynąć dokładnie rok, ustawa takiej dokładności nie wymaga.
– Kontrola ma być wykonywana każdego roku. Zarządca nie powinien się narazić na żaden zarzut, jeżeli poczeka z kontrolą do czasu gdy ustanie zagrożenie epidemiologiczne. Oczywiście pod warunkiem, że w roku poprzednim kontrola została wykonana. Stanowisko takie zostało potwierdzone m.in. w komunikacie wydanym przez Ministerstwo Rozwoju – wyjaśnia Eryk Trybuliński.
Jak zaznacza, jeśli zaistnieje konieczność przeprowadzenia przeglądu, kontrolerzy mogą zostać wpuszczeni do części wspólnych budynku i wykonać przegląd w zakresie, który nie wiąże się z koniecznością wchodzenia do poszczególnych mieszkań.
– Kontrola powinna zostać przeprowadzona, przy zachowaniu środków ostrożności na przykład, gdy zarządca otrzyma wiadomość, że stan budynku tego wymaga, a przełożenie kontroli mogłoby skutkować realną obawą o życie i zdrowie mieszkańców. Tak właśnie możemy rozumieć racjonalne działanie – zaznacza mecenas Trybuliński.
Mieszkańcy, w związku z panującą pandemią koronawirusa nie muszą wpuszczać do swoich mieszkań także inkasentów spisujących odczyty wodomierzy, choć tych do pracy w terenie nie wysyłają także same spółdzielnie.
– Choć w większości naszych budynków można je wykonać zdalnie, zdecydowaliśmy się przenieść odczyty na wrzesień i przeprowadzić wówczas odczyt roczny. W ostatnich latach zużycie wody jest na podobnym poziomie, więc nie spodziewamy się znacznych odchyleń od normy – mówi Marek Dera z SM Wrocław-Południe.
Tarczy antykryzysowej nie ma, a długi rosną
Spółdzielnie i zarządcy chcą także własnej tarczy antykryzysowej, która powinna objąć m.in. zwolnienia podatkowe i umorzenie kredytów.
Według szacunków Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP, długi czynszowe przekraczają obecnie miliard złotych, a w związku z pandemią koronawirusa i utratą stabilności finansowej przez część lokatorów, zaczynają rosnąć wpływając m.in. na realizację zaplanowanych remontów.
Jak wynika z pisma ZRSMRP do rządu, brak refundacji ponoszonych wydatków, może doprowadzić do wzrost długów.
– Rząd powinien obniżyć koszty eksploatacji budynków mieszkaniowych. Za okres pandemii powinniśmy być zwolnieni z podatku od nieruchomości oraz opłat z tytułu wieczystego użytkowania gruntów niezabudowanych na cele mieszkaniowe, jak drogi, place zabaw czy parkingi. Do końca roku powinien obowiązywać również zakaz podwyższania cen i taryf za dostawę mediów, czyli za ciepło, wodę, kanalizację, gaz. Rząd powinien także zawiesić spłatę pożyczek i kredytów na termomodernizację lub obniżyć ich oprocentowanie, a także zwolnić z CIT dochody spółdzielni uzyskane z gospodarki zasobami mieszkaniowymi – wymienił w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Jerzy Jankowski, prezes ZRSMRP.
Prędzej czy później - czynsz trzeba zapłacić
Długi czynszowe generują także przedsiębiorcy prowadzący swoje działalności w lokalach należących do spółdzielni. Te, ratując sytuację, zwalniają z części zobowiązań przedsiębiorców, którym specustawa zakazała prowadzenia działalności lub odraczają płatności. Ostatecznie przedsiębiorcy będą musieli jednak je uiścić.
– Nie zdecydowaliśmy się zwolnić z czynszów czy dzierżaw przedsiębiorców wynajmujących spółdzielcze lokale z prostej przyczyny. Za to udogodnienie zapłaciliby ostatecznie nasi mieszkańcy w postaci wyższych czynszów. Zaproponowaliśmy natomiast przedsiębiorcom wsparcie w postaci rozłożenia na raty czy odroczenia płatności czynszów – mówi Marek Dera. – Nasze lokale wynajmuje około 200 przedsiębiorców. Z tego tytułu rocznie do spółdzielczej kasy wpływa prawie 4 mln zł. Jeśli odejmiemy od tego koszty utrzymania tych lokali, zostaje ok. 2-2,5 mln zł, które co roku przekazujemy na dopłaty do czynszów dla mieszkańców.
Środki dezynfekujące na wagę złota
Nowym problemem, z którym muszą radzić sobie spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe są także wydatki związane z dezynfekcją części wspólnych w budynkach, a które będą ponoszone zapewne jeszcze przez wiele tygodni.
Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa Ruda tylko w ciągu trzech tygodni wydała na dezynfekcję 18 budynków 40 tys. zł. Dla wykorzystania efektu skali przy zakupach środków dezynfekujących, siły, jeszcze przed wprowadzeniem stanu epidemii, połączyło kilka wrocławskich spółdzielni.
– Postawiliśmy na zakupy zbiorcze i dzielimy się między spółdzielniami środkami do dezynfekcji. Dzięki temu jesteśmy w stanie objąć ochroną dużo więcej budynków w mieście – zauważa Szymon Brzozowski, szef zespołu koordynującego zakupy.
