REKLAMA

Prywatyzacyjne perpetuum mobile: Czy na ofercie publicznej PKO BP zarobią wszyscy?

2004-11-10 05:54
publikacja
2004-11-10 05:54
Po kilku latach doczekaliśmy się wreszcie debiutu spółki Skarbu Państwa na warszawskiej giełdzie. WSiP wystartowały z 21-proc. przebitką wobec ceny emisyjnej. Kolejna długo oczekiwana prywatyzacja — PKO BP — w ofercie publicznej zakończy się debiutem banku w najbliższym tygodniu.

Według szacunków Ministerstwa Skarbu Państwa, przychody z prywatyzacji mają wynieść w br. ok. 10,5 mld zł brutto, wobec planowanych 8,8 mld zł. Wzrost przychodów był możliwy dzięki zwiększeniu puli akcji banku PKO BP o 85 mln sztuk.

Zachęcony tymi wynikami resort Skarbu planuje sprzedać w przyszłym roku poprzez giełdę m.in. Polmos Białystok, Grupę Energetyczną Enea, Elektrownię Kozienice, Ciech, Zakłady Azotowe Puławy oraz Grupę Lotos. Jeszcze przed styczniem 2005 r. można spodziewać się debiutów Pekaesu, Zelmera i Południowej Grupy Energetycznej. Niewykluczona jest sprzedaż akcji PGNiG-u. Zdaniem Dariusza Witkowskiego, wiceministra Skarbu, w przyszłym roku poprzez Giełdę Papierów Wartościowych zrealizowanych zostanie kilkanaście projektów prywatyzacyjnych o wartości 2-3 mld zł.

Czy jednak wysokie wpływy do budżetu nie mogłyby być jeszcze wyższe? Tegoroczna kwota wpływów z prywatyzacji została powiększona dzięki temu, że minister Skarbu, biorąc pod uwagę duże zainteresowanie — szczególnie inwestorów prywatnych — zwiększył obie pule oferowanych akcji. W przypadku WSiP-u początkowo Skarb Państwa miał zamiar pozbyć się od 35 do 45 proc. akcji. Ostatecznie sprzedał aż 85 proc. walorów, rezygnując z inwestora strategicznego. Podobnie jeżeli chodzi o PKO BP, gdzie pula akcji oferowanych zwiększyła się z 30 do 38,5 proc.

Odmienna w obu przypadkach była natomiast strategia ustalania ceny emisyjnej. Jeżeli chodzi o WSiP, ostateczna cena za akcję — 9 zł — mieściła się w dolnej strefie widełek cenowych ustalonych przez MSP na 8,5-13,5 zł.

W przypadku BKO BP cena emisyjna jest zarazem maksymalną ceną ustaloną w prospekcie emisyjnym na 17,5-20,5 zł. Artur Olender, prezes Domu Maklerskiego Penetrator, uważa, że decyzje ministra Skarbu w obu wypadkach były słuszne. PKO BP było przygotowywane do prywatyzacji ponad 5 lat i w związku z tym można było dobrze poznać oczekiwania inwestorów oraz cenę, jaką skłonni byliby zapłacić za akcje największego polskiego banku. Jeżeli chodzi o WSiP, trudno było ocenić, jak będzie kształtował się popyt wśród inwestorów. To, że był wysoki, zawdzięczamy w dużej mierze dobremu klimatowi wokół giełdowej prywatyzacji związanemu z kampanią PKO BP. Minister Dariusz Witkowski odpowiedzialny w MSP za prywatyzację WSiP-u tuż po debiucie (po pierwszym dniu akcje osiągnęły 10,4 zł) był bardzo zadowolony z ceny emisyjnej, która pozwoliła na godziwy zysk inwestorom, zaś cena giełdowa jego zdaniem potwierdziła wycenę dokonaną przez doradcę prywatyzacyjnego DM Penetrator.

Penetrator określił cenę akcji na 10,5 zł, co uwzględniając 15-proc. dyskonto związane z ryzykiem inwestycyjnym dawało również kwotę 9 zł za akcję. Niezależne kalkulacje przeprowadzili też analitycy i maklerzy BOŚ-a, którzy oszacowali wartość jednej akcji WSiP-u na 13,75 zł. Dyskonto związane z ryzykiem związanym z emisją na rynku pierwotnym (IPO) oraz z ryzykiem związanym z zyskownością spółki poza działalnoścą podstawową określono na 30 proc. W sumie cena akcji powinna wynosić 9,63 zł, a to nie odbiega znacząco od szacunków ministerstwa.

Stosunkowo niska cena akcji WSiP-u miała zachęcić przede wszystkim do ich kupna inwestorów indywidualnych, którzy dodatkowo otrzymali wysokie, 5-proc. upusty — za akcję płacili więc 8,55 zł. To oznacza, że już w pierwszym dniu zarobili ponad 20 proc. na akcji, co przy przewidywanej 10-15 proc. zyskowności akcji PKO BP w dniu debiutu 10 listopada robi wrażenie. Ale akcji WSiP-u nie warto tak szybko się wyzbywać. Jak przewiduje Artur Olender, wydawnictwo będzie przedmiotem zainteresowania inwestorów branżowych, także zagranicznych, więc cena akcji może jeszcze znacznie zwyżkować, a zyski mogą przekroczyć 30 proc.

Wiesław Rozłucki, prezes warszawskiej GPW, był bardzo zadowolony z debiutu pierwszej po latach prywatyzowanej spółki.
– Zainteresowanie szerokich rzesz inwestorów przeczy temu, że wokół prywatyzacji panuje zły klimat — stwierdził Rozłucki. — A przynajmniej prywatyzacja przez giełdę nie budzi kontrowersji.

Czy wobec znakomitego debiutu WSiP-u inwestorzy kupujący akcje PKO BP, które nawet w dłuższej perspektywie nie mogą być tak zyskowne, mogą czuć się pokrzywdzeni? Analitycy BOŚ oceniają, że rentowność walorów banku w średnim okresie wyniesie najwyżej 15-20 proc. Czy więc wysoka cena akcji — 20,5 zł — oznacza, że prywatyzację sfinansują drobni ciułacze wyzbywający się swoich oszczędności?

MSP odpiera takie zarzuty: większość inwestorów indywidualnych, a szczególnie ci, którzy kupili akcje za pomocą lokat prywatyzacyjnych, to inwestorzy liczący na szybki zysk. Często zaciągnęli kredyty na zakup akcji, więc będą chcieli je odsprzedać możliwie najszybciej na rynku wtórnym, by odsetki kredytowe nie zjadły zysku. Zresztą podobną tendencję zauważyć można było podczas debiutu WSiP-u, kiedy to podczas pierwszego dnia notowań aż 20 proc. wszystkich notowanych walorów zmieniło właściciela, a grupa Amplico Life poinformowała, że posiada już ponad 10 proc. akcji wydawnictwa. Pioneer Pekao Investment Management powiększył swoje aktywa do 6,6 proc. Podobnie będzie w przypadku PKO; można się spodziewać, że już niedługo duże pakiety akcji przejmą inwestorzy instytucjonalni, którym minister Skarbu ograniczył pule w emisji pierwotnej. Dlatego też giełdową prywatyzację można porównać z ograniczonym, ale jednak, uwłaszczeniem, na którym zarobią zwykli ludzie.

Organizatorzy emisji PKO BP zdają sobie sprawę, że akcje trafiły w dużej mierze do osób nieobytych z giełdą. To spowodowało, że wzrosło ryzyko niespodziewanych wahań kursu. Dlatego ministerstwo po raz pierwszy będzie mogło wykorzystać możliwość skupowania akcji na parkiecie, by wyeliminować ryzyko panicznych zachowań drobnych inwestorów. Do tej pory ze względu na ograniczenia prawne taki mechanizm stosowano tylko do stabilizacji notowań GDR-ów, czyli akcji polskich spółek notowanych na zagranicznych giełdach. Na stabilizację kursu akcji PKO BP może zostać przeznaczonych nawet do 8 proc. pieniędzy uzyskanych przez resort ze sprzedaży papierów banku w ofercie, czyli ok. 500 mln zł! Jednak dzięki temu zysk inwestorów indywidualnych jest pewny, ponieważ kupili akcje z 2-4-proc. upustem. O uruchomieniu pieniędzy na skup akcji może zdecydować tylko doradca prywatyzacyjny — Credit Suisse First Boston — i to wyłącznie w sytuacji, gdyby kurs akcji PKO BP w pierwszym miesiącu po debiucie spadł poniżej ceny z oferty publicznej.

Wiemy już, co zyska na prywatyzacjach budżet, co zwykli obywatele, a co zyskają prywatyzowane firmy.

— Jeżeli chodzi o prywatyzację giełdową, jak na razie ponieśliśmy same koszty — twierdzi prezes WSiP-u, Jan Rurański. Ale to nie studzi jego entuzjazmu. — Z tymi kosztami, oczywiście, się liczyliśmy i byliśmy gotowi je ponieść, gdyż w sumie wyjdziemy na swoje. Korzyści pozafinansowe są dla nas nie do przecenienia. Przede wszystkim uwolnimy się od całej masy biurokratycznych procedur, firma stanie się bardziej mobilna, elastyczne i lepiej będzie mogła odpowiadać na potrzeby rynku. Dotychczas oczekiwanie na urzędnicze decyzje trwało nawet kilka tygodni. Poza tym znikną wszelkie polityczne naciski i dzięki temu liczyć się będzie tylko czysty biznes.
I o to w całej prywatyzacji chodzi.

Michał Chmielewski
Gazeta Finansowa
Źródło:
Tematy
Miejski model Ford Puma. Trwa wyjątkowa wyprzedaż

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki