Prezes Cinkciarz.pl jest już oficjalnie poszukiwany listem gończym, choć miejsce, w którym przebywa, to według klientów kantoru żadna tajemnica. O to, jakie będą dalsze kroki prokuratury w celu sprowadzenia go do kraju i kiedy może do tego dojść, zapytaliśmy prawników specjalizujących się w obszarze ekstradycji.


11 lipca poznański sąd wydał postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania Marcina P. Postanowienie to nie jest prawomocne i prezesowi kantoru Cinkciarz.pl teoretycznie przysługuje zażalenie, chociaż z uwagi na fakt, że się ukrywa, jest mało prawdopodobne, aby zostało ono złożone. 25 lipca prokurator zarządził poszukiwanie Marcina P. listem gończym.
Jak dowiedziała się nasza redakcja, po wybuchu afery wokół internetowego kantoru Cinkciarz.pl prezes spółki wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Informację tę potwierdziła grupa pokrzywdzonych klientów Cinkciarza, która ustaliła dokładny adres, pod którym Marcin P. mógł przebywać jeszcze pół roku temu.
W ustaleniu adresu w USA pomogła lokalizacja miejsc wykonania zdjęć zamieszczonych przez państwo P. w social mediach. Prezes kantoru, którego klienci stracili według prokuratury co najmniej 112 mln złotych, twierdzi, że jest niewinny, a cała sprawa tocząca się wokół jego spółki to "medialny spektakl" służący manipulacji opinią publiczną.
- (...) trochę pokory. Już 12 razy wygrałem z gigantem, jakim jest Mastercard, więc bez problemu poradzę sobie również z patologią polskiego systemu. Na Ciebie też przyjdzie czas mam na to 3 lata, więc radzę nie kozaczyć - napisał w czerwcu Marcin P., odpowiadając na post jednego z użytkowników LinkedIn, który zapytał go o pozew za nazwanie Cinkciarza piramidą finansową.
- A wszystkim innym radzę powstrzymać się od pochopnych ocen, dopóki sprawy nie rozstrzygnie prawdziwy sąd międzynarodowy, a nie skorumpowane instytucje z Polski - dodał P.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się od źródła zbliżonego do prezesa Cinkciarza, że Marcin P. ubiegał się kilka lat temu o przyznanie mu obywatelstwa Stanów Zjednoczonych. Nasz informator twierdzi jednak, że nie udało mu się go zdobyć.
Według adwokata Marcina Ajsa, partnera kancelarii Dziekański Chowaniec Ajs, dodatkowym elementem, po który mogą sięgnąć organy ścigania, po wydaniu listu gończego, jest skierowanie wniosku do Interpolu o wydanie tzw. czerwonej noty.
- To element współpracy między jednostkami policji na poziomie międzynarodowym, który ma służyć skutecznym poszukiwaniom międzynarodowym. Po pozytywnej weryfikacji wniosku przez Interpol, czerwona nota trafia do jego bazy danych, co powoduje, że informacja na temat poszukiwanego wyświetli się funkcjonariuszom np. podczas poddawania go rutynowej kontroli we wszystkich krajach państw członkowskich Interpolu, w tym również w Stanach Zjednoczonych. Przed czerwoną notą można się jednak bronić, m. in. kierując wnioski o usunięcie noty z bazy Interpolu, wskazując na nieuzasadnione ściganie - mówi mecenas Ajs.
Adwokat Adam Szewc z kancelarii Chmielniak Adwokaci, również oczekuje, że polskie organy ścigania zwrócą się do Interpolu o wydanie tzw. czerwonej noty. - Na tej podstawie właściwe organy w USA mogą zatrzymać poszukiwanego na swoim terytorium. Często już na tym etapie dochodzi do tymczasowego aresztowania podejrzanego – tak, by zabezpieczyć jego obecność do czasu formalnego wniosku ekstradycyjnego - komentuje mecenas Szewc.
Obaj prawnicy wskazują, że w przypadku zatrzymania Marcina P. lub ustalenia miejsca, w którym przebywa za granicą, polskie władze będą mogły rozpocząć procedurę związaną ze ściągnięciem go do kraju.
Dyplomacja i sądy
- W przypadku ekstradycji ze Stanów Zjednoczonych, w odróżnieniu od uproszczonej procedury funkcjonującej w ramach UE (Europejski Nakaz Aresztowania) konieczne będzie przeprowadzenie standardowej procedury ekstradycyjnej, która wymaga współpracy wymiaru sprawiedliwości z władzą wykonawczą na poziomie Ministerstwa Sprawiedliwości bowiem ewentualny wniosek o ekstradycję musi zostać skierowany do władz amerykańskich za pośrednictwem polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości - mówi mecenas Ajs.
- Z mojej praktyki wynika, że często wydłuża to proces ekstradycji, chyba że władze konkretnego państwa są szczególnie zainteresowane daną sprawą, a tak może być w tym przypadku - dodaje prawnik.
- Wniosek o wydanie osoby ściganej musi zawierać opis zarzutów, wyciągi z przepisów prawa, dane identyfikacyjne podejrzanego oraz dowody uzasadniające podejrzenie popełnienia przestępstwa - wylicza Adam Szewc. Jak wskazuje po otrzymaniu wniosku przez władze USA, amerykański sąd federalny przeprowadzi własną procedurę.
- Ocenie zostanie poddane spełnienie warunków traktatowych, przede wszystkim tzw. podwójnej karalności, czyli tego, czy zarzucany czyn jest przestępstwem również w USA. Ostateczna decyzja będzie należeć natomiast do Sekretarza Stanu, który ma prawo zgodzić się lub odmówić wydania ściganej osoby - wyjaśnia adwokat.
Obywatel P.
Co w przypadku, gdyby jednak okazało się, że Marcin P. uzyskał obywatelstwo Stanów Zjednoczonych? Obaj prawnicy są zgodni, że w takiej sytuacji proces jego ewentualnej ekstradycji do Polski mógłby stać się bardziej skomplikowany.
- Wszystko będzie zależało od strategii obrony pana Marcina P., która może podnosić szereg argumentów związanych z tym, dlaczego ekstradycja nie powinna się odbyć. W obecnej sytuacji geopolitycznej często używany jest argument dotyczący ścigania przez konkretne państwa o charakterze politycznym. Takie zarzuty muszą być każdorazowo wnikliwie zbadane przez organy ścigania państwa wydającego, czyli tego, w którym znajduje się aktualnie poszukiwana osoba. Jeżeli przestępstwo stanowiące podstawę wniosku o wydanie jest przestępstwem o charakterze politycznym lub też wniosek został złożony z przyczyn politycznych wydanie nie nastąpi. Wykazanie tego rodzaju okoliczności wyklucza możliwość ekstradycji - komentuje adwokat Ajs.
- Zgodnie z traktatem ekstradycyjnym Polska – USA z 1996 r., każda ze stron może odmówić wydania własnego obywatela. Innymi słowy, USA nie są prawnie zobligowane do wydania Amerykanina Polsce – jest to decyzja pozostawiona ich uznaniu. Możliwe utrudnienia mogą obejmować decyzję o braku ekstradycji i przeprowadzeniu własnego postępowania przez władze USA, za czyny zarzucane w Polsce. Nawet jeśli Stany Zjednoczone zgodzą się na ekstradycję, fakt posiadania ich obywatelstwa, może wydłużyć procedury - mówi mecenas Szewc.
Linia obrony
Na pytanie o to jaką strategię przyjąłby, będąc na miejscu obrońców prezesa Cinkciarza, Adam Szewc wskazuje, że celem Marcina P. i jego prawników będzie maksymalne przedłużenie postępowania ekstradycyjnego, aby zyskać na czasie lub nawet doprowadzić do fiaska wydania. Jak wymienia, mogą oni kwestionować podstawy prawne ekstradycji, szukając braków formalnych, np. w dokumentach, składać apelacje sądowe, a także podnosić argumenty humanitarne, np. dotyczące stanu zdrowia lub warunków odbywania kary w Polsce.
Marcin Ajs uważa, że obrona Marcina P. może ubiegać się o wydanie dla niego listu żelaznego, który pozwoliłby mu odpowiadać z wolnej stopy i zapewniłby nietykalność do momentu wydania wyroku w sprawie. Jak dodaje, obrońcy prezesa Cinkciarza dysponują szeroką paletą instrumentów procesowych, które mogą służyć skutecznej obronie przed przedstawionymi zarzutami ze strony prokuratury.
Ile może zająć sprowadzenie prezesa Cinkciarza do Polski?
- Jeżeli potwierdzone zostałyby informacje dotyczące miejsca pobytu Marcina P. w Stanach Zjednoczonych, wyobrażam sobie, że proces ekstradycji może być szybki. Jeśli jednak Marcin P. podjąłby działania, które utrudniałyby stwierdzenie faktycznego miejsca jego pobytu, to w zależności od tego, na ile skutecznie ukrywał by się przed organami ścigania, , procedura będzie odpowiednio wydłużona - komentuje adwokat Marcin Ajs.
- Czas trwania postępowania ekstradycyjnego zależy od wielu czynników – w szczególności od aktywności obrony oraz sprawności organów obu państw - komentuje mecenas Adam Szewc - Realistycznie, przy założeniu że Marcin P. będzie walczył o pozostanie w USA, średni czas ekstradycji z USA do Polski wynosi od roku do dwóch lat. W przypadku tak złożonej sprawy finansowej i potencjalnie licznych odwołań należy zakładać raczej dłuższy horyzont. Samo przygotowanie i tłumaczenie obszernych materiałów dowodowych przez stronę polską może potrwać kilka miesięcy. W USA, po decyzji sądu pierwszej instancji, apelacje mogą dodać kolejne miesiące. Rok z okładem to zatem minimalny czas przy aktywnej obronie. Bardzo możliwe, że realnie sprowadzenie nastąpi podobnie jak w sprawie Krzysztofa L., czyli zajmie około 2 lata i 6 miesięcy. - dodaje prawnik.
Jak zauważa adwokat Marcin Ajs, ostatnie przykłady głośnych ekstradycji Pawła Szopy oraz Sebastiana Majtczaka dowodzą, że determinacja władz państwowych na poziomie politycznym może mieć istotne znaczenie w kontekście długości trwania ewentualnej procedury ekstradycyjnej. W sprawie Marcina P. wiele zależeć będzie od skutecznej i rzetelnie przygotowanej strategii obrony z jednej strony, oraz determinacji polskich władz, organów ścigania i skutecznej dyplomacji z drugiej.
Mecenas Adam Szewc dodaje, że sprawa Marcina P. jest bacznie obserwowana nie tylko przez pokrzywdzonych, ale także przez instytucje finansowe i międzynarodowe media (porównujące ją np. do skandalu Wirecard w Niemczech). Prawnik podkreśla, że ta uwaga i wysoki profil sprawy, zmniejszają ryzyko "cichego odpuszczenia" tematu i będą wywierały presję na skuteczne działanie ze strony polskich, jak i amerykańskich organów ścigania.

























































