
Od kilku tygodni złoto znów budzi emocje w świecie finansów. Inwestorzy kupują królewski metal, obawiając się zdeprecjonowania dolara przez rząd USA i Rezerwę Federalną. W efekcie nominalne dolarowe ceny kruszcu pobiły rekord z września 2011 roku.
Jak dotąd złoto jest jedną z najlepszych inwestycji AD 2020. Od początku roku cena złota wyrażona w USD wzrosła o 28%, 28 lipca ustanawiając nowy nominalny rekord wszech czasów na poziomie 1973,70 USD za uncję trojańską. Jeśli złoto „dowiezie” ten wynik do końca roku, to odnotuje najwyższą roczną stopę zwrotu od 10 lat.
Realny rekord wciąż niepobity
Warto jednak pamiętać, że to nie tyle złoto drożeje, co fiducjarny pieniądz traci na wartości. „Musisz wybrać między naturalną stabilnością złota a naturalną stabilnością uczciwości i inteligencji członków rządu. I z całym respektem dla tych panów radzę ci, abyś opowiedział się za złotem przynajmniej tak długo, jak istnieje system kapitalistyczny” – doradzał już sto lat temu pisarz George Bernard Shaw. Jeśli spojrzymy na ceny złota w ujęciu realnym – tj. zdyskontowane amerykańskim wskaźnikiem CPI – to historyczny rekord ze stycznia 1980 roku wciąż pozostaje niepobity.
Także patrząc przez pryzmat polskiego złotego, ceny żółtego metalu co najwyżej wyrównały maksimum z maja, gdy uncja kruszcu była wyceniana na ok. 7450 zł. Dziś taka sama ilość złota wyceniana jest o ok. sto złotych niżej.

Dolary płyną do "złotych" ETF-ów
Najnowszy rajd cen złota w znacznej mierze napędzany jest ucieczką inwestorów od dolara i amerykańskich obligacji skarbowych. Wielu inwestorów spodziewa się podwyższonej inflacji w USA w warunkach realnie ujemnych stóp procentowych. Taki stan może trwać latami i grozi utratą zaufania do dolara amerykańskiego jako światowej waluty rezerwowej. Tymczasem złoto funkcję globalnego pieniądza pełni od jakichś pięciu tysięcy lat. Stąd też żółty kruszec stanowi naturalną alternatywę dla USD. Widzimy to, obserwując wzmożony napływ dolarów do funduszy ETF kupujących złote sztaby.

Albowiem w dostatecznie długim czasie wartość fiducjarnego pieniądza (czyli pieniądza opartego na zaufaniu) zawsze spada do zera. Nie ma świecie papierowej waluty, której siła nabywcza nie spadłaby dramatycznie w ciągu ostatnich stu lat. Przykładowo, od czasu utworzenia Rezerwy Federalnej wartość dolara względem złota spadła o blisko 99%. W roku 1913 uncja złota kosztowała 20,67 USD. A w roku 1792 była warta 19,39 USD. Zatem przez 121 lat przed pojawieniem się Fedu amerykańska waluta osłabiła się ledwie o 6,2%.
Cena w długim terminie zmierza do wartości wewnętrznej papieru

Zasadnicza różnica między złotem a współczesnym pieniądzem sprowadza się do tego, że tego pierwszego nie da się dodrukować. Trzeba je wydobyć spod ziemi, co nie jest ani tanie, ani łatwe. Szacuje się, że od początku istnienia ludzkiej cywilizacji wydobyto niespełna 200 tysięcy ton tego metalu.

Większość tego złota wciąż jest „w obiegu”, głównie w postaci biżuterii noszonej przez ludzi. Według szacunków Światowej Rady Złota w tej formie istnieje prawie 93 tys. ton metalu, a kolejne 42,6 tys. ton występuje w postaci sztab i monet bulionowych. Cały ten metal jest dostępny i może trafić na rynek, jeśli tylko cena znajdzie się odpowiednio wysoko.

Ameryka pozostaje złotym hegemonem
W skarbcach banków centralnych zgromadzone jest niespełna 34 tys. ton złota. Według oficjalnych danych raportowanych do Międzynarodowego Funduszu Walutowego największymi rezerwami królewskiego metalu dysponuje rząd Stanów Zjednoczonych (8133,5 ton). Przed Niemcami, Włochami, Francją i Rosją. Oficjalnie Chiny raportują niespełna dwa tysiące ton złota monetarnego, choć według nieoficjalnych kalkulacji chińskie rezerwy faktycznie mogą być kilkukrotnie większe.

Rok temu znaczących zakupów złota dokonał Narodowy Bank Polski, zwiększając polskie rezerwy kruszcu o przeszło sto ton. A w listopadzie metal ten został sprowadzono do Polski, opuszczając skarbiec Banku Anglii. NBP poszedł w ślady kilku innych europejskich państw. W sierpniu 2017 roku Bundesbank zakończył wielką operację repatriacji niemieckiego złota, przemieszczając 374 tony kruszcu z Paryża oraz 300 ton z Nowego Jorku. W rezultacie tej operacji połowa niemieckich rezerw złota znajduje się obecnie na terytorium RFN. W listopadzie 2014 roku świat finansów zszokowała Holandia, informując o sprowadzeniu z USA 122,5 ton złota. Rok później o postępach w repatriacji złota poinformował bank centralny Austrii, który zamierza sprowadzić do kraju 90 ton kruszcu. Decyzję o repatriacji złota podjęli Węgrzy.
W ostatniej dekadzie doszło do fundamentalnej zmiany na rynku złota. Przed rokiem 2009 banki centralne generalnie pozbywały się złota, redukując rezerwy „barbarzyńskiego reliktu”. Ale po wybuchu kryzysu finansowego opróżnianie skarbców nagle ustało. Za to na zakupy ruszyły władze monetarne krajów rozwijających się. W skupie złota brylowała Rosja, Chiny, Indie czy Turcja.
Kto kupuje złoto?

Lecz w dalszym ciągu za mniej więcej połowę zakupów złota odpowiada branża jubilerska dostarczająca ludziom obrączek, pierścionków, kolii czy kolczyków. Popyt inwestycyjny jest wysoce zmienny, ale z reguły jego udział wynosi 20-30%. Do tego trzeba dołożyć zakupy realizowane przez inwestorów za pomocą funduszy ETF. Pewną ilość kruszcu zużywa też przemysł – przede wszystkim przy produkcji elektroniki.
Srebro "ubogim kuzynem" złota?

Jak napisał Norm Franz, „złoto jest pieniądzem królów, srebro jest pieniądzem gentlemenów, barter pieniądzem chłopów, a dług jest pieniądzem niewolników”. Współczesny pieniądz jest długiem. Za to ostatnio mocno wzrósł popyt na „pieniądz gentlemenów”. Dolarowe ceny srebra tylko przez ostatni miesiąc wzrosły o 35% i są już przeszło dwukrotnie wyższe, niż były podczas apogeum marcowej paniki. W rezultacie parytet złoto-srebro obniżył się do ok. 80 wobec blisko 130 pod koniec marca.
