Pakiet relokacyjny, przyzakładowe przedszkole i brak konieczności znajomości języka polskiego – m.in. takimi zachętami polscy pracodawcy łowią dziś Ukraińców. Tylko podczas wrocławskich targów pracy dla migrantów na chętnych czekał blisko tysiąc stanowisk do obsadzenia „od ręki”.
– Dolnośląski rynek pracy coraz bardziej otwiera się na cudzoziemców, których nie trzeba zachęcać do podejmowania zatrudnienia – utrzymujące się zainteresowanie pracownikami ze Wschodu w rozmowie z Bankier.pl potwierdza Sofiia Baianova, specjalista ds. promocji i public relations Fundacji Ukraina.
Otrzymują wynagrodzenia nie niższe niż te wypłacane Polakom. Praca na czarno ich nie interesuje, ponieważ chcą odciąć się często od praktyk stosowanych na Ukrainie. Nadal czekają nawet i pięć miesięcy na legalizację pobytu. Ukraińcy w Polsce – powoli zakładają swoje biznesy, walczą z nieuczciwymi pracodawcami i uprzedzeniami.
Zarobki takie, jak dla Polaków
Artem Zozulia, prezes Fundacji Ukraina, na pytanie o to, czy stawki dla cudzoziemców rosną, zastrzega, żeby nie szufladkować w ten sposób obcokrajowców zatrudnionych w Polsce. – Jeżeli mówimy o dobrych, standardowych praktykach, to nie ma różnicy w poziomie wynagrodzeń między Polakami a cudzoziemcami. Jednak mając na uwadze te złe praktyki, to Ukraińcy często boja się bronić swoich praw i mają ku temu podstawy – odpowiada Zozulia. Z jakimi problemami się spotykają? Przede wszystkim formalnymi.
– Na przykład cudzoziemiec przyjechał tutaj na podstawie pozwolenia na pracę od konkretnego pracodawcy i nie wie, jak je zmienić, aby nie została mu cofnięta wiza. Innym problemem jest to, że zezwolenia są przygotowywane w urzędach dłużej niż wynosi ustawowy termin – czyli 30 dni. W naszym województwie (dolnośląskim – przyp. red.) dochodzi do pięciu miesięcy i też jest to sytuacja niekomfortowa dla pracownika, który chce zmienić pracodawcę, który, na przykład, go wykorzystuje, albo musi liczyć się z tym, że przez pięć miesięcy nie będzie posiadał legalnego zatrudnienia. Ma się wówczas nieduży wybór; można np. pracować na czarno, czego wbrew pozorom większość imigrantów nie chce – ponieważ w swoim poprzednim miejscu zamieszkania mieli problem z korupcją, z wykorzystywaniem pracowników. Oni nie chcą tych praktyk przenosić tutaj. Polska dla Ukrainy jest wzorem, jak można przejść w stronę cywilizacji zachodniej, jak można odwrócić się od korupcji – wyjaśnia Zozulia.
Wrocław przyjazny migrantowi
W 2017 roku, według danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w województwie dolnośląskim pracowało 34 899 obcokrajowców, w 2018, według stanu na kwiecień – 48 006.
– Wrocław jest w czołówce miast o reputacji otwartych i rozwijających się. Poza nim można wskazać Kraków, Warszawę, Gdańsk czy Poznań, który długo walczył o ten status. Stolica Wielkopolski teraz radzi sobie z kwestiami legalizacji – można tam dostać pozwolenie na pracę szybciej niż we Wrocławiu, jest też coraz więcej ofert pracy dla cudzoziemców i widać też takie zmiany symboliczne w różnych miastach, jak wprowadzenie języka ukraińskiego w biletomatach w komunikacji miejskiej. Nie powiem, że to jakoś szczególnie pomaga wszystkim imigrantom z Ukrainy – nie, tutaj chodzi o nastawienie, o podejście, że my was zapraszamy i my czujemy się odpowiedzialni za was. Ukraińcom często nie zależy na zmianie ustaw, zwykle nie mają jakichś konkretnych wymagań; chodzi o nastawienie – o poczucie partnerstwa z miejscem, do którego się przyjeżdża. To miejsce – w zamian za twoją pracę, za twój wybór, daje tobie coś – wyjaśnia Zozulia.
Ukraińcy nie tylko zostają w polskich miastach na dłużej, ale i zakładają swoje działalności.
– Firm zakładanych przez Ukraińców jest coraz więcej. Emigracja jest procesem długotrwałym – najpierw przyjeżdżają, aby znaleźć jakąkolwiek pracę, żeby się zaczepić, żeby potem wrócić z pieniędzmi, a nie z pustymi rękami. Potem, kiedy zintegrowali się z pracodawcą, poznali swoje sąsiedztwo, rozważają już drugi przyjazd – konkretniejszy, na dłużej, być może do nowego pracodawcy. Kiedy im się spodoba, przywiozą tutaj rodzinę. Kiedy ten proces się zamknie, myślą „OK, ale przecież zawsze marzyłem o swojej knajpie” – usłyszeli, że można dostać dotację na założenie własnej działalności, idą na kurs, zaczynają się uczyć i to wszystko trochę zajmuje. Zainteresowanie zakładaniem własnej działalności w Polsce było widoczne zawsze, ale dopiero teraz widać, że jest możliwe do zrealizowania. Ludzie wiedzą już czego chcą, mają konkretne potrzeby. Na szkoleniach, które organizowaliśmy jeszcze trzy-cztery lata temu, pojawiały się zupełnie podstawowe pytania – na przykład: „Jeśli przywiozę gotówkę do Polski, to co mogę z nią zrobić?”, „Jak można przywieźć gotówkę do Polski?”. Teraz przychodzą z konkretnymi pytaniami, odbywają szkolenie, podchodzą do ekspertów, biorą wizytówkę. To skutkuje tym, że po założeniu biznesu płacą podatki w Polsce, otwierają nowe miejsca pracy, czyli w rezultacie rozwijają gospodarkę – mówi prezes Fundacji Ukraina.
Ustawa przeciw emigrantom
Nie wszystko jednak idzie po myśli pracowników ze Wschodu. Zozulia w rozmowie z Bankier.pl mówi o problemie związanym z ustawą o cudzoziemcach.
– Ustawodawstwo w Polsce dotyczące emigrantów jest nastawione na to, aby bardziej bronić polski rynek przed emigrantami, niż korzystać z nich celem rozwoju kraju. Nowelizacje tej ustawy wychodzą praktycznie co roku, ale zmiany tam oferowane są niedostateczne, bo nie zmieniają głównego charakteru tego dokumentu. Chodzi o to, żeby ustawa była skonstruowana tak, aby emigrant rozwijał polski rynek. Tymczasem urzędy nie mają możliwości zatrudnienia większej liczby pracowników, są ograniczone w swoich możliwościach. Za dużo rzeczy w ustawie jest pozostawionych decyzji inspektorów, a podejmowanie ich wiąże się z dużym stresem i odpowiedzialnością, więc inspektorzy często unikają decyzji negatywnych, przez co opóźniają procesy. Jest im łatwiej odłożyć tę sprawę, niż zakończyć ją z negatywnym skutkiem. Kiedy byłem w urzędzie wojewódzkim, sam usłyszałem od pani dyrektor, że poziom wynagrodzeń jest taki, że nie da się zmotywować do pracy osób o wysokich kwalifikacjach. Wynagrodzenia ustala rząd i są one równe dla wszystkich urzędów wojewódzkich w kraju. Przydałaby się całkiem nowa ustawa o cudzoziemcach, bo obecna została napisana przed falą emigracji i nie przewidywała takiego napływu cudzoziemców do kraju. Zmieniła się rzeczywistość, dlatego trzeba zmienić ustawę – opowiada Zozulia.
Co Polacy oferują Ukraińcom?
Podczas targów pracy dla migrantów kilkunastu pracodawców usiłowało zabiegać o nowe kadry ze Wschodu. Dla przykładu stacje paliw BP oferują Ukraińcom pomoc w załatwieniu formalności związanych z pracą w Polsce, BNY Mellon oferuje wybranym pakiet relokacyjny oraz nie wymaga znajomości języka polskiego. Większość wystawców miała ze sobą również tłumacza, pomagjącego osobom, które nie znały tutejszego języka.
– Pracodawcy często szukają dwujęzycznych pracowników – z rosyjskim i angielskim. To, że Ukraińcy nie znają języka polskiego nie jest przeszkodą w międzynarodowych korporacjach, gdzie i tak podstawowym językiem jest angielski. Równie częstym zjawiskiem jest to, że firmy z sektora IT wyszukują pracowników z Ukrainy i zapraszają ich tutaj przez serwis LinkedIn. Na przykład IBM bierze na siebie rolę pośrednika przy zatrudnianiu cudzoziemca – zapewnia wsparcie z legalizacją pobytu czy w znalezieniu mieszkania. Nadal pokutują uprzedzenia w polskim społeczeństwie. Często właściciele mieszkań nie chcą im wynajmować pokojów - inaczej sprawa wygląda, kiedy to pracodawca wstawia się za pracownika i rozmawia z wynajmującym – uzupełnia Baianova z Fundacji Ukraina.
Głód pracowników na polskim rynku jest nadal niezaspokojony, a setki osób biorących udział w takich targach są potwierdzeniem, że fala emigracji nie została jeszcze zahamowana. Według ostatnich danych Narodowego Banku Polskiego w 2018 r. napływ Ukraińców na polski rynek pracy ustabilizował się na poziomie ok. 800 tys. osób.






















































