Osoba premier Beaty Szydło oraz skład jej rządu pokazują, że będzie to bardziej federacja silnych ministrów - oceniają analitycy, pytani przez PAP. Uważają, że na powodzenie rządu wpływ będzie miał prezes PiS Jarosław Kaczyński, któremu może przypaść rola arbitra.
Zdaniem Macieja Gduli "cała logika rządu jest przeciw temu, co Szydło prezentowała w kampanii". Z kolei w opinii Antoniego Dudka, Szydło jako premier wcale nie musi być figurantką, a wiele zależy od Jarosława Kaczyńskiego, który będzie pełnił rolę arbitra.
Rozmówcy PAP przyznają, że jeśli gabinet Szydło porównać do dotychczasowych Rad Ministrów, najbardziej przypominać może rząd Hanny Suchockiej z lat 1992-93.
Tamten gabinet składał się z przedstawicieli wielu partii, tworzących jego zaplecze parlamentarne i to przesądzało o jego "federacyjnym" charakterze. Rząd Beaty Szydło, choć jego zaplecze stanowi tylko jedno ugrupowanie, przypomina tamten m.in. przez brak politycznego doświadczenia samej premier oraz fakt, że niektórzy z ministrów tym doświadczeniem nad nią górują (jak np. Antoni Macierewicz, Mariusz Kamiński czy Zbigniew Ziobro).
Historyk i politolog prof. Antoni Dudek przyznaje, że istnieją spore podobieństwa między gabinetami Szydło i Suchockiej. "Po pierwsze stoi na czele kobieta, po drugie - podobny jest sposób, w jaki oba rządy były tworzone" - mówi. Dodaje, że chodzi mu o taki sposób konstruowania, w którym sama Szydło, podobnie jak kiedyś Suchocka, nie była głównym architektem rządu. "Moim zdaniem ostentacyjne pokazywanie tego to był błąd PiS, nawet jeśli ten rząd tak był tworzony" - zaznacza Dudek.
Jego zdaniem jednak dopiero czas pokaże, czy rząd Szydło będzie działał według podobnej logiki. Dudek zwraca uwagę, że w rządzie są silne indywidualności, które wcześniej czy później "zderzą się z panią premier". "Premier w Polsce ma bardzo dużą władzę, tylko musi chcieć z niej korzystać" - mówi Dudek.
Wtedy zapewne, dodaje, arbitrem będzie prezes PiS Jarosław Kaczyński i wiele zależy od tego, czy w nieuniknionych sporach z ministrami będzie wspierał Szydło, czy ministrów. "Jeśli będzie wspierał ministrów, kwestionujących jej decyzje, pozostaje pytanie, jak długo Beata Szydło będzie chciała pełnić role parawanu" - zaznacza politolog. "Moim zdaniem jednak ci, którzy twierdzą, że już jest parawanem, nie maja racji, bo tak być nie musi" - ocenia.
Dudek zwraca uwagę, że praktyka polskiej polityki dowodzi, że dopiero po objęciu stanowiska przez określonego polityka okazuje się, jak kto jest twardy i samodzielny. Czasem - zaznacza - osoba o to niepodejrzewana zdradza talent przywódczy, a czasem polityk znany z twardych deklaracji, w czynach już nie jest tak zdecydowany.
Socjolog Maciej Gdula z "Krytyki Politycznej" także zwraca uwagę na kluczową rolę Jarosława Kaczyńskiego. Jego zdaniem może ten rząd właśnie dlatego jest tak skonstruowany, by Jarosław Kaczyński odgrywał rolę arbitra między Szydło i silnymi ministrami. "Może chodzi o to, by Beata Szydło zbyt się nie zautonomizowała i cały czas czuła, że prezes jest jej potrzebny" - mówi Gdula.
Rozmówcy PAP przyznają też, że relacje z Jarosławem Kaczyńskim mogą jednocześnie rodzić problemy, znane już z lat 2005-07, gdy PiS poprzednio rządził. Napięcia mogą się np. pojawić w sferze politycznej - prawdopodobna jest sytuacja, że Kaczyński w jakimś momencie uzna, że niektóre decyzje nie są z nim wystarczająco konsultowane. Tak właśnie było z Kazimierzem Marcinkiewiczem i stało się to jednym z powodów jego odwołania z funkcji premiera, mimo wysokiego poparcia społecznego.
Mogą pojawić się też problemy formalne, np. z dostępem Kaczyńskiego do klauzulowanych dokumentów, skoro nie pełni on żadnej funkcji państwowej. Kłopoty tego rodzaju też były w okresie poprzedniej władzy PiS, gdy Kaczyński (gdy jeszcze nie był premierem) miał być bezpodstawnie, według późniejszego stanowiska prokuratury, informowany przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro o kulisach śledztwa w sprawie tzw. afery paliwowej.
Gdula nie wyklucza, że od początku zamiarem Kaczyńskiego mogło być osłabienie Szydło, by np. po roku ją zastąpić. Bo w składzie rządu, jego zdaniem, widać duże niespójności, które od początku mogą przeszkadzać w osiągnięciu sukcesu.
Gdula zwraca uwagę, że wielu członków nowego gabinetu, takich jak Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński, Jarosław Gowin, Konrad Szymański, Witold Waszczykowski będzie górować temperamentem nad Beatą Szydło, która jest osobą umiarkowaną i pozbawiona politycznej wyrazistości. "Już po reakcjach na zamachy w Paryżu widać, że politycy ci będą chcieli być zdecydowanymi i ideologicznymi reprezentantami rządu" - komentuje Gdula.
Z drugiej strony, dodaje socjolog, w gabinecie będą ministrowie gospodarczy, tacy jak Mateusz Morawiecki czy Paweł Szałamacha, którzy dotąd nie kojarzyli się z socjalnym programem PiS. Jeżeli więc rząd będzie "połączeniem radykalizmu i myślenia wolnorynkowego", będzie to osłabiać samą Szydło.
"Na dziś zapowiada się, że Beata Szydło będzie bardzo słabym premierem, rozrywanym przez twardą retorykę PiS i przez technokratów, realizujących restrykcyjny, wolnorynkowy program" - ocenia Gdula, dodając, że "cała ta logika rządu jest przeciwko temu, co Beata Szydło prezentowała w kampanii".
Antoni Dudek patrzy na gabinet nieco inaczej. Zwraca uwagę, że są w nim trzy główne ośrodki. Jeden to najmniej rozpoznany ośrodek gospodarczy, gdzie centralnymi postaciami będą wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki i minister finansów Paweł Szałamacha. Od tego, jak będą współpracować, będzie zależeć siła i skuteczność tego ośrodka. "Jeśli się dogadają, we dwóch będą określać całą politykę gospodarczą rządu i cała reszta ministrów będzie się musiała temu podporządkować" - zaznacza Dudek.
Drugi ośrodek to "radykałowie", związani z resortami siłowymi (Macierewicz, Ziobro i Kamiński). Dudek zaznacza, że nie wiadomo, czy relacje między nimi są takie, że będą w stanie dobrze współdziałać, choć na współpracę są skazani, bo ich kompetencje częściowo się nachodzą.
"Dla mnie jest ciekawe, na ile Mariusz Kamiński czy Zbigniew Ziobro wyciągnęli wnioski z lat 2005-07" - mówi Dudek. Z kolei Antoni Macierewicz musi mieć świadomość, że media będą śledzić każde jego słowo i jeśli będą mu się zdarzały wypowiedzi takie jak dotąd, będzie to obciążało hipotekę pani premier - ocenia.
Trzeci ośrodek, zwraca uwagę Dudek, to "wbrew pozorom silne, umiarkowane centrum". Tworzy je sama premier Szydło oraz wicepremierzy Piotr Gliński (dodatkowo minister kultury) i Jarosław Gowin (minister nauki). "Oni będą starali się raczej łagodzić oblicze tego rządu" - ocenia Dudek.
Zwraca przy okazji uwagę, że Gowin i Gliński kierują resortami istotnymi w kontaktach ze środowiskami opiniotwórczymi - związanymi z kulturą, mediami, nauką i ośrodkami akademickimi. "To są środowiska, z którymi PiS miał fatalne relacje w latach 2005-07, więc jest pytanie, czy teraz będzie powtórka tej konfrontacji" - zaznacza Dudek. Jego zdaniem fakt, że za te resorty mają odpowiadać Gowin i Gliński, może być sygnałem, że będzie jednak próba jakiegoś pozyskania tych środowisk.
Wobec Gowina sceptyczny jest natomiast Gdula, który zwraca uwagę, że jako polityk kojarzy się on z tendencjami deregulacyjnymi, więc czymś wręcz przeciwnym, niż potrzebuje nauka, na którą "nie można patrzeć rynkowo".
Czy rząd będzie zatem jednolitym zespołem? Zdaniem obu rozmówców PAP bardzo wiele zależy od Jarosława Kaczyńskiego. "Jeśli Jarosław raz czy drugi wezwie na dywanik Macierewicza i powie: Antoni, twoim szefem jest pani premier, może to funkcjonować; jeśli nie, wszystko zacznie się szybko rozsypywać" - komentuje Dudek. Zwraca uwagę, że sytuacja w której szef jest poza rządem "dotąd się nie sprawdzała". Ale może teraz się uda - dodaje. (PAP)
pś/ ura/ woj/