Teraz, gdy Chinom udało się ogromnym kosztem powstrzymać ekspansję koronawirusa, Pekin stara się opowiedzieć własną wersję tej historii i zaprezentować jako globalny lider walki z epidemią. O chińskiej ofensywie propagandowej rozmawiamy z Jakubem Jakóbowskim, analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich.




Maciej Kalwasiński: Chiny pomogły Europie w chwili kryzysu wywołanego przez wirusa z USA. Tak będziemy pamiętać to, co się teraz dzieje?
Jakub Jakóbowski: Po opanowaniu sytuacji wewnętrznej, chińska propagandowa maszyna rzeczywiście zaczyna się rozkręcać. I buduje mocny przekaz, nierzadko posiłkując się fake newsami.
Co to za przekaz?
Chiński autorytarny system polityczny ma w kryzysie górować nad demokracjami, Chiny stają się źródłem pomocy i globalnego przywództwa w walce z pandemią, a sam wirus nie pochodzi z Chin - tylko został wysłany z USA.
Jak jest w rzeczywistości? Wydaje się, że na razie Chińczycy faktycznie odnieśli sukces w walce z koronawirusem, dzięki czemu mogą podzielić się z resztą świata sprzętem, wiedzą i doświadczeniem.
Nie da się zaprzeczyć, że Chiny są dziś jedynym dużym państwem z relatywnie opanowaną sytuacją. Wynika to po części z chronologii wydarzeń, byli pierwszym ogniskiem epidemii. Jej zahamowanie uwolniło duże zasoby niezbędne do walki z epidemią, które były dotąd potrzebne w Chinach - doświadczonych lekarzy, respiratory, testy, moce produkcyjne w przypadku maseczek i innego sprzętu.
Chiny są też chętne do uruchomienia dostaw za granicę, choć dziś ma to najczęściej charakter komercyjnej sprzedaży, jak np. miało to miejsce we Włoszech. Ale działania te mają też polityczny kontekst - chińska pomoc humanitarna będzie więc przeplatać się z realizacją chińskich interesów.
O jakie interesy chodzi?
W odniesieniu do Europy, to przede wszystkim budowa chińskiego soft power, co oczywiście samo w sobie nie jest tak niebezpieczne, oraz budowania akceptacji dla chińskiego systemu politycznego.
Ale Chińczycy mają też swoją agendę międzynarodową, związaną z dyskredytowaniem USA jako światowego lidera (do czego Donald Trump w walce z epidemią akurat dostarcza im paliwa). Cel to podważanie relacji transatlantyckich w Europie, to już element wielkiej gry Chiny-USA.
Po co Pekin pisze historię epidemii koronawirusa na nowo?
Motywacje są złożone, ale priorytet mają tu kwestie wewnętrzne. Komunistyczna Partia Chin świadoma jest społecznego niezadowolenia z przebiegu epidemii, szerokiej w Chinach świadomości początkowych tragicznych zaniedbań - ukrywania epidemii w Wuhan.
Symbolem jest powszechna cześć oddawana dr. Li Wenliangowi, jednemu z kilku lekarzy, którzy pod koniec grudnia ostrzegali przed niebezpiecznym i zaraźliwym wirusem. Byli oni poddani cenzurze i represjom, a zdecydowane działania Pekinu przyszły dopiero kilka tygodni później. Wielka narracja o chińskim sukcesie w walce z wirusem, jako triumfie chińskiego autorytarnego systemu i rządów Partii, jest Pekinowi potrzebna.
A jakie są cele zewnętrzne?
Propaganda za granicą ma przede wszystkim wzmocnić ten przekaz. Pekin stara się teraz przekuć początkowe błędy i zaniechania na międzynarodową siłę.
Widzi słabość Zachodu w odpowiedzi na epidemię, w szczególności chaos decyzyjny w USA. Stąd nie waha się przed użyciem koronawirusa w konflikcie z Waszyngtonem. Rzecznik chińskiego MSZ Zhao Lijian zaczął, posiłkując się fake newsami, promować tezę o pochodzeniu wirusa z USA. Dwie pieczenie na jednym ogniu - uderzenie w Amerykanów i odwracanie uwagi od początkowych wydarzeń w Wuhan.
Czy ta propaganda jest skuteczna? Zarówno ta skierowana do wewnątrz Państwa Środka, jak i za granicę.
Wewnątrz Chin ta skuteczność wygląda na dość wysoką, choć wydarzenia wokół aresztowanych lekarzy-sygnalistów obudziły w chińskim internecie ogniska sprzeciwu. Inna dynamika jest w Hubei i samym Wuhan, gdzie nastąpiła prawdziwa zapaść systemu opieki zdrowotnej - tamtejsi mieszkańcy mają własne zdanie na temat skuteczności chińskiej odpowiedzi na epidemię.
A zagraniczna skuteczność tej propagandy? Polecam spojrzeć wokół siebie, do swojej internetowej 'bańki', wypowiedzi znajomych. Zagraniczny internet, w szczególności ten w Europie, to dziś główne pole bitwy.
Oczywiście Chinami można się inspirować, w szczególności poświęceniem i odpowiedzialnością za innych ze strony wielu lekarzy i zwykłych ludzi, częścią rozwiązań przy walce z epidemią. Ale kiedy wkrada się w to podziw dla chińskiego autorytaryzmu - to znak, że ta narracja zaczyna zapuszczać korzenie.
Jak duże mogą być konsekwencje propagandowego zwycięstwa Chińczyków w Europie?
Spójrzmy bardziej na źródła tej propagandy i moc argumentów używanych przez Chiny. Koronawirus jawi się jako fundamentalny test dla wszystkich społeczeństw i systemów politycznych. Chiny - mimo ogromnych ludzkich kosztów - jak na go razie zdały. Jeśli demokracje Europy oraz Ameryki Północnej pogrążą się w chaosie, potencjał dla chińskich działań oraz chińskie wpływy zwiększą się.
Choć zastrzec należy, że sprawy nie są aż tak proste, bo świat to system naczyń połączonych. Chaos i globalna recesja byłyby dla Chin ogromnym wyzwaniem i źródłem destabilizacji wewnętrznej. Pandemia to także ryzyko ponownego wybuchu epidemii w Chinach. Dla Pekinu to więc nie koniec wyzwań, a raczej druga faza walki ze skutkami koronawirusa.