W 2015 roku budżet NFZ wyniesie 67,5 mld zł. To o 1,7 mld zł więcej niż w 2014 roku. Łącznie na ochronę zdrowia wydajemy ponad 100 mld zł w ciągu roku. Z tego na finansowaną ze środków podstawową opiekę zdrowotną wydamy ok. 8,5 mld zł. Czy to dużo?



Budżet NFZ to 67,5 mld zł. Do tego dochodzi 24 mld zł na leczenie w prywatnych klinikach i szpitalach oraz dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne (zwykle finansowane przez pracodawców). Na koniec pozostają wydatki na leki, które wynoszą ok. 20 mld zł – łącznie na ochronę zdrowia przeznaczamy ponad 108 mld zł. To bardzo dużo, ale biorąc pod uwagę stosunek wydatków na ochronę zdrowia do wielkości PKB to okazuje się, że wcale nie wydajemy więcej niż w innych państwach.
W Polsce na ochronę zdrowia wydajemy nieco ponad 6,5% PKB. Spośród 34 krajów monitorowanych przez OECD, tylko Estonia i Meksyk mają mniejszy udział tych wydatków niż Polska, bo niecałe 6% PKB. W Portugalii jest to prawie 10%, a w Niemczech – 11,3%. Z danych Banku Światowego wynika, że w USA wydatki te wynoszą 17,9%, a w Japonii 10,1%.
Polacy wydają na ochronę zdrowia mniej więcej taki odsetek dochodów jak Rosjanie, Turcy czy Turkmeni. Średnia dla krajów OECD oscyluje wokół 10%. Gdybyśmy chcieli dorównać do tego poziomu, to na sektor medyczny musielibyśmy wyłożyć dodatkowe 60 mld zł, czyli każde gospodarstwo domowe powinno wpłacać do NFZ lub na prywatne ubezpieczenia zdrowotne ok. 450 zł miesięcznie więcej niż obecnie.
Reklama
Jaką formę opodatkowania wybrać?
Własna działalność gospodarcza a podatki
Założyłeś własną firmę? Kolejnym krokiem w jest wybór sposobu rozliczania się ze skarbówką z tytułu osiąganych dochodów. Odpowiednia formy opodatkowania, dopasowana do potrzeb przedsiębiorcy, niesie ze sobą korzyści finansowe. Warto o nich wiedzieć!<BR>
Pobierz e-booka zostawiając zgody, albo zapłać 20 zł
Masz pytanie? Napisz na marketing@bankier.pl
W teorii państwowy sektor medyczny jest niedofinansowany, ale wbrew pozorom to samo można powiedzieć o wszystkich sektorach gospodarki w Polsce. Malkontenci mogą stwierdzić, że problemem jest efektywność finansowania i zbędne wydatki administracyjne. Koszty te w 2015 roku wyniosą 722 mln zł (wzrost o 20 mln względem 2014 roku). Koszty poboru składki to 120 mln zł. W sumie łącznie oscylują one w granicach 1%. Dla porównania odpis na działalność ZUS-u wynosi 4 mld zł, co stanowi 2% budżetu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wbrew pozorom, i w jednym i w drugim przypadku to niewiele.
Składka zdrowotna jest dostosowana do zarobków
Problem z finansowaniem sektora medycznego leży gdzie indziej. Nie oszukujmy się – składka zdrowotna chociaż wydaje się wysoka - wcale taka nie jest. Przeciętny pracujący Polak powinien wpłacać do NFZ 4,2 tys. zł rocznie, czyli 350 zł miesięcznie. Gdyby wydatki na sektor medyczny miały wzrosnąć do 10% PKB, to składka na ubezpieczenie zdrowotne powinna wzrosnąć do 520 zł miesięcznie od każdego pracującego. Tymczasem 2/3 Polaków zarabia mniej niż 2,5 tys. zł netto – przy wynagrodzeniu w tej wysokości składka do NFZ wynosi 271 zł.
To dużo dla przeciętnie zarabiającego Polaka, ale wciąż za mało, aby zagwarantować dostęp do usług medycznych znany z amerykańskich seriali (i niektórych zakłamujących rzeczywistość polskich produkcji). Wbrew pozorom mamy to, na co nas stać.
Polaków nie stać na prywatyzację
Zwolennicy likwidacji państwowego sektora medycznego czasami argumentują, że za tę kwotę byliby wstanie wykupić ubezpieczenie dla całej rodziny, które gwarantowałoby im kompleksową opiekę na najwyższym poziomie.
Często za przykład podają dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne wykupywane w prywatnych klinikach przez pracodawców. Kłopot w tym, że jest spora różnica pomiędzy tanim i szybkim dostępem do lekarza rodzinnego, który wypisze nam receptę na anginę lub wykona prosty zabieg, a sfinansowaniem operacji przeszczepu serca. Kompleksowe ubezpieczenie obejmujące usługi tego typu kosztowałoby nie 100 zł miesięcznie na osobę, ale blisko 1 tys. zł (szacując na podstawie ceny ubezpieczenia zdrowotnego w USA).
Nie każdy ma numer do doktora Judyma
Całkowita prywatyzacja oznaczałaby wyłączenie z dostępu do drogich usług medycznych więcej niż połowy Polaków. Co z tego, że jakość usług wzrosłaby do amerykańskiego poziomu, skoro większość nie miałaby dostępu do lekarza? Przeciętnie zarabiający Kowalski byłby wstanie wykupić pakiet co najwyżej na przeziębienie. Gdyby potrzebował skomplikowanej operacji, to musiałby zaciągać kredyt na setki tysięcy złotych (o ile miałby zdolność kredytową). Tylko z tego powodu zastąpienie państwowego sektora medycznego (który raczej zawsze będzie deficytowy) byłoby zwyczajnie szkodliwe dla większości obywateli.
Najważniejsze, by koszty utrzymania państwowego sektora medycznego rosły w tym samym tempie co realne zarobki, czyli w granicach 2-3% rocznie. Jeśli będą wyższe to równocześnie powinien iść za tym wzrost jakości świadczonych usług - na razie budżet NFZ rośnie wolniej niż przeciętna płaca. To dobra wiadomość dla naszych portfeli, ale w związku z tym nie możemy spodziewać się, że kolejki będą krótsze, a jakość usług wzrośnie. Do tego potrzebna by była dużo odważniejsza reforma niż wprowadzenie pakietu onkologicznego, a na to się nie zanosi.
Przyszłość ochrony zdrowia w Polsce będzie zmierzać w kierunku komplementarności – część usług zostanie przerzucona na prywatne podmioty (np. wprowadzenie opłat za wizyty u lekarzy pierwszego kontaktu), ale te najdroższe świadczenia medyczne wciąż będą w domenie państwowej w ramach obowiązkowej składki zdrowotnej.
Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl