Lekarze chcą pieniędzy i zmian. Część środowiska lekarskiego regularnie na koniec roku grozi strajkiem i zamknięciem gabinetów. Media straszą pacjentów zamkniętymi przychodniami. O co walczą lekarze? O mniej papierkowej roboty? O lepsze narzędzia do ochrony zdrowia i leczenia pacjentów? Być może, ale głównie chodzi o pieniądze.



Od 2 stycznia zamkniętych może być ok. 40 proc. placówek opieki zdrowotnej w całej Polsce. W strajku udział wziąć może 13 tys. lekarzy, którzy leczą 12 mln pacjentów w 14 województwach. Działacze związkowi z Federacji Porozumienie Zielonogórskie zażądali zwiększenia finansowania lekarzy rodzinnych o 2 mld zł oraz wprowadzenia opłat dla pacjentów za przekroczenie progu przychodni. Do tego dochodzi skrócenie czasu pracy przychodni w co drugą środę każdego miesiąca do godziny 14.
Lekarze mają trochę racji. W teorii lekarz rodzinny ma tylko kilka minut na przebadanie, zdiagnozowanie i wypełnienie dokumentów dla jednego pacjenta. Porozumienie Zielonogórskie chce wydłużyć ten czas do co najmniej 15 minut.
Zdiagnozuj raka albo płać
Pakiet onkologiczny nakłada na nich dodatkowe obowiązki. Lekarz podejrzewający raka u pacjenta ma obowiązek założyć mu specjalną „zieloną kartę” i skierować na przyśpieszone badania bez kolejek.
Po wydaniu 30 kart NFZ sprawdzi, czy chorobę nowotworową wykryto u przynajmniej dwóch pacjentów – jeśli nie, to lekarz straci okresowo prawo do wydawania zielonych kart oraz zostanie skierowany na specjalne szkolenia. Jeśli pomimo tego ją wyda, to dostanie karę finansową w wysokości 2% wartości kontraktu z NFZ. Konsekwencje będą czekać go jeśli nie założy karty pacjentowi, u którego później zdiagnozuje się raka.
Lekarze lubią zarabiać
Z drugiej strony w grę wchodzą pieniądze. Federacja Porozumienie Zielonogórskie (PZ) wnioskowała o zwiększenie nakładów na podstawową opiekę zdrowotną o 2 mld zł. Ministerstwo proponuje 1,2 mld zł. PZ oczekuje zwiększenia stawki za jednego pacjenta z 96 zł do 132 zł rocznie – z obecnych 8 zł miesięcznie do 11 zł oraz potrojenia tej stawki dla cukrzyków i osób z chorobami krążenia. Łącznie na podstawową opiekę zdrowotną wydajemy ok. 7 mld zł. Po podwyżkach ma to być ok. 8,5 mld zł.
Lekarz może przyjąć w roku 2750 pacjentów – to górny limit. Mając pełny pakiet pacjentów generuje przychód ok. 260 tys. zł rocznie. Po podwyżkach będzie to ok. 360 tys. zł rocznie. Lwią część stanowi jego wynagrodzenie, które nierzadko wynosi ponad 15 tys. zł miesięcznie. Dla porównania – przeciętny Polak zarabia 2,8 tys. zł netto, a zarobki 2/3 oscylują w granicach 2 tys. zł netto.
W Polsce zarabiamy marnie. Prawie wszyscy. Lekarze, prawnicy, inżynierowie, nauczyciele czy nawet urzędnicy i policjanci powinni zarabiać więcej niż obecnie, bo ich płace są wyraźnie niedowartościowane w stosunku do wydajności – tak wynika z analizy wysokości płac w stosunku do efektywności w UE.
Jednak nikt prócz lekarzy nie ma tak silnej karty przetargowej w negocjacjach z rządem. Wyborca wybaczy premierowi fakt, że węgiel podrożeje, wybaczy mu nawet strajk nauczycieli podczas którego nie może posłać dziecka do szkoły. Nie wybaczy mu jednak narażenia życia bliskich z powodu pracowników państwowego sektora medycznego – nawet jeśli większość pacjentów przychodzi tylko po zwolnienie od pracy i przedłużenie recepty.
Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl