Temperatura powyżej 30 stopni, zero cienia i wszędzie kolejki - tak w skrócie, oprócz oczywiście podniebnego widowiska, można opisać radomskie Air Show. Najgorzej sytuacja wyglądała z wodą, bo zgodnie z regulaminem, uczestnicy mogli wnieść tylko 0,5 litra na osobę.


Międzynarodowe Pokazy Lotnicze Air Show przyciągają tłumy fanów podniebnych ewolucji. W tym jednak roku zamiast dyskusji o świetnych pokazach, profesjonalnych pilotach i niesamowitych przeżyciach, rozmawiano głównie o... wodzie i organizacji.
Problem pojawił się już na samym wejściu. Ci, którzy wcześniej nie kupili biletu, musieli odstać swoje w czterogodzinnej kolejce. Po zapłaceniu za wejściówkę musieli się przygotować na kolejne minuty oczekiwania (tym razem 1,5 godziny), by wejść na pokaz. "Organizacja do niczego. Żeby wejść już z kupionym biletem 1,5 godz. ścisku i upale [...] Masakra jakaś" - internauci nie zostawili na organizatorach suchej nitki.
W te upały największy problem był jednak z wodą. Uczestnicy mogli wnieść niewielkie butelki, które ponownie napełniali w przygotowanych do tego punktach albo kupowali nowe. Tak proceder ten wyglądał w praktyce: "zgodnie z zapewnieniami organizatora wody miało być po czubek głowy: beczkowozy, punkty, dodatkowo można było sobie kupić. Tymczasem punktów było bodajże 3 [w rzeczywistości było ich 6 - przypis redakcji za Wodociągami Miejskimi] - ludzie stali po 1,5 godziny, żeby napełnić swoją jedyną 0,5 l butelkę i po napełnieniu spragnieni mogli ją wypić i iść stać ponowie w kolejce, bo nie oszukujmy się za 1,5 godz. stania w kolejce znów będą spragnieni".
Na początku imprezy butelka 0,5 litra kosztowała 8 zł, ale jej cena systematycznie rosła, by osiągnąć kwotę 30 zł. Po godz. 16.00 organizator zdecydował się wystawić kurtyny wodne, a zdesperowani ludzie i z nich nabierali wodę do butelek.
To nie jedyna wpadka. By kupić piwo (które w pewnym momencie imprezy było tańsze od wody), trzeba było odstać swoje, ale najpierw w kolejce po żeton, a następnie z nim w kolejce po chmielowy napój. Głodny mógł sobie kupić coś do jedzenia na stoiska z gastronomią, ale tylko za gotówkę, ponieważ w przeważającej części imprezy nie działały terminale.
To skutkowało, że pełne ręce roboty mieli ratownicy medyczni. Ponad 300 interwencji, w tym 8 hospitalizacji (w tym dwa zawały) - podaje radomskie pogotowie ratunkowe.
Organizatorem pokazów jest Agencja Mienia Wojskowego, która podlega Ministerstwu Obrony Narodowej. Rzeczniczka Małgorzata Weber tak odpowiadała na zarzuty na łamach "Cozadzien.pl": "Ze względu na sytuację geopolityczną i to, co się dzieje, że naszą wschodnią granicą dostaliśmy polecenie, jako Agencja Mienia Wojskowego, żeby bilety w tym roku były imienne. Głównie ze względu na to, że jest to duża impreza masowa. Oznaczało to, że każdą wpuszczaną osobę musieliśmy zweryfikować. Taka sama procedura obowiązywała w momencie zakupu biletu. To na pewno wydłużyło moment wchodzenia na teren lotniska. Poza tym zmienił się właściciel lotniska, to już nie jest wojsko, tylko Port Lotniczy Warszawa -Radom. Ma on swoją infrastrukturę. Nie mieliśmy możliwości wybudowania choćby większej ilości bram. Musieliśmy polegać na tym, co tutaj było. Niestety mamy świadomość tego, że wejść mogłoby być więcej".
List od naszego czytelnika
Wyjaśnienia przedstawicielki organizatorów, "że długie kolejki na bramkach przed wejściem na imprezę wynikały także z sytuacji geopolitycznej i konieczności weryfikacji danych osobowych", to totalna bzdura [może to potwierdzić monitoring]. Nikt nie sprawdzał tożsamości osób wchodzących. Osoby wpuszczające miały urządzania do skanowania biletów i to była jedyna czynność przy wpuszczaniu osób. Kto miał bilet, podchodził do takiej osoby - jeśli było "piknięcie", to osoby przechodziły dalej.
Sprawdzenie plecaków to też była kpina, ponieważ osoby sprawdzające prosiły o otwarcie plecaków i po spojrzeniu od góry (bez wyciągania rzeczy ze środka) wpuszczały osoby na teren lotniska. Ja wszedłem bez ściągania plecaka z pleców. W mojej opinie brak jakiekolwiek zapewnienia bezpieczeństwa dla osób znajdujących się na AirShow.
Gdyby osoby miałby być weryfikowane tak, jak to przedstawicielka organizatorów zapewniała, to myślę, że nie czekalibyśmy 5h, żeby wejść na AirShow, tylko ten czas wydłużyłby się na pewno do min. 3h lub nawet dłużej. Skanowanie biletów 2 sekundy vs. spojrzenie na dowód i weryfikacja danych z biletem + min 5 s (pod warunkiem trzymania dowodu w ręce osoby weryfikowanej).
Oczywiście co innego wyglądało wejście na teren zamknięty (bankietowy) Agencji Mienia Wojskowego znajdującego się przy loży honorowej. Tam, żeby zapewnić bezpieczeństwo osób znajdujących się na bankiecie, to każda osoba była weryfikowana przez osobę znajdującą się przy komputerze, później dokładnie były sprawdzane torby, plecaki osób wchodzących, a same osoby przechodziły przez bramkę wykrywające metal.
Odnosząc się jeszcze do tych limitowanych 0,5 l wody, które można było zabrać ze sobą, to gwarantuje, że w większości przypadków została skonsumowana w trakcie stania w kolejce przed wejściem na piknik, ponieważ nie było żadnej informacji, że, mimo że bilet zakupiony został przez Internet, to taka osoba będzie musiała jeszcze czekać tyle godzin w kolejce w pełnym słońcu. Można spokojnie przyjąć, że prawie każda osoba, wchodząc na teren lotniska, nie miała już wody. Pierwsze stoiska z wodą powinny znajdować się przy wejściach tak, aby ludzie wchodzący mieli od razu zapewnioną możliwość uzupełnieniu tych pustych butelek wykorzystanych stojąc w kolejce.
***
Popkultura i pieniądze w Bankier.pl, czyli seria o finansach "ostatnich stron gazet". Fakty i plotki pod polewą z tajemnic Poliszynela. Zaglądamy do portfeli sławnych i bogatych, za kulisy głośnych tytułów, pod opakowania najgorętszych produktów. Jakie kwoty stoją za hitami HBO i Netfliksa? Jak Windsorowie monetyzują brytyjskość? Ile kosztuje nocleg w najbardziej nawiedzonym zamku? Czy warto inwestować w Lego? By odpowiedzieć na te i inne pytania, nie zawahamy się zajrzeć nawet na Reddita.