Płeć, wiek, miejsce zamieszkania, wykształcenie. Oto standardowe kryteria, którymi urzędy statystyczne zazwyczaj okraszają swoje raporty dotyczące rynku pracy. Jest jednak wcale niemały kraj, w którym miesiąc w miesiąc analizuje się jeszcze jeden wymiar.
Blacks, whites, Asians, Hispanics – to terminy, na które natyka się osoba studiująca wnikliwie raporty Departamentu Pracy Stanów Zjednoczonych. Dane rasowe w spisach powszechnych amerykańscy statystycy zaczęli zbierać już w 1790 r., jednak wówczas chodziło głównie o opisanie liczby ludzi wolnych i niewolników, a samej stopy bezrobocia wówczas nikt nie mierzył.
Najdłuższą obecnie dostępną historię mają oczywiście dane dla białych Amerykanów. Następnie – co związane było ze zmianami w amerykańskim społeczeństwie - w latach 70. – dodano osoby czarnoskóre oraz pochodzenia latynoskiego, a pod koniec wieku Azjatów.


Grup tych mogłoby być jeszcze więcej, ponieważ w ankietach Departamentu Pracy można określić swoje pochodzenie jako „rdzenny Hawajczyk/mieszkaniec wysp Pacyfiku”, „rdzenny Amerykanin/mieszkaniec Alaski” lub wybrać „dwie lub więcej ras”. Jak twierdzi amerykańska administracja, osób należących do wymienionych grup jest jednak zbyt mało, aby dane od nich pozyskane można było uznać za statystycznie istotne.
Przejdźmy do najważniejszego, czyli do samych danych. Najwyższa stopa bezrobocia panuje wśród czarnych obywateli USA (9,1%; dane niewyrównane sezonowo za styczeń 2016 r.), nieco niższa wśród Amerykanów pochodzenia latynoskiego (6,6%), następnie biali (4,7%) oraz ze zdecydowanie najlepszym wynikiem Azjaci (3,7%). Kolejność dwóch pierwszych grup jest stała, dwie ostatnie natomiast wymieniają się miejscami co jakiś czas.
Przyczyny różnic w stopie bezrobocia to temat poruszany za oceanem każdego miesiąca zarówno w naukowych opracowaniach, jak i artykułach prasowych czy wreszcie w social media. Czynników wymienia się całe mnóstwo, od wykształcenia, statusu majątkowego i pozycji społecznej rodziców, przez uwarunkowania historyczne i kulturowe, aż po zwykłe stereotypy.
W tyglu narodów wciąż buzuje
Być może za kilkadziesiąt lat rozważania te przestaną mieć większy sens. Z roku na rok przybywa bowiem Amerykanów, którzy identyfikują się z wieloma rasami/grupami etnicznymi, a na dodatek mocno się one między sobą różnią.
Według ubiegłorocznego raportu Pew Research Center, grono to stanowi 6,9% dorosłych obywateli USA (17 milionów). Jako, że liczba tego typu par i małżeństw również stale rośnie, wśród dzieci wskaźnik wynosi nawet 10% wobec 1% w 1970 r. Według niektórych szacunków do 2050 do wielorasowego pochodzenia przyznawać będzie się co piąty obywatel USA, a do 2100 nawet co trzeci.
.@NatGeo: What will Americans look like in 2050? Multiracial, Beautiful. http://t.co/2NM7kJzXt0 | cc @diversity_dude pic.twitter.com/9uWT0UeUdg
— Saadia Muzaffar ♨ (@ThisTechGirl) kwiecień 12, 2014
O tym, jak za kilkadziesiąt lat wyglądać mogą przeciętni Amerykanie w 2013 r. szeroko pisał magazyn „National Geographic”.
Michał Żuławiński