Koronawirus z Wuhan to kolejna chińska epidemia w XXI wieku. Jak rynki zachowywały się podczas poprzednich przypadków i na wyniki których spółek z GPW chińskie problemy mogą się szczególnie odbić? Sprawdzamy.


Światowe rynki przywitały nowy tydzień mocnym pesymizmem. Taniejące akcje i ropa oraz drożejące złoto świadczą o rosnącym niepokoju. Jego źródłem jest rozprzestrzeniający się po Chińskiej Republice Ludowej wirus, który - wedłu stanu na poniedziałkowe wczesne popołudnie - doprowadził do śmierci już 81 osób. Rozmiary tragedii mogą być jeszcze większe, wirus wciąż się bowiem rozprzestrzenia. Ma ona również konsekwencje gospodarcze i to - z racji rozmiaru chińskiej gospodarki - globalne. To właśnie one w poniedziałek powodowały spadki na wielu światowych rynkach.
Surowce w pierwszym szeregu
Poniedziałkową sesję na polskiej giełdzie pod kreską zakończyły wszystkie spółki wchodzące w skład WIG20. Wśród nich przez większości dnia spadkami wyróżniały się m.in. KGHM oraz JSW, a WIG-Górnictwo był najsłabszym sektorowym indeksem polskiej giełdy. Nie przypadkowo. Chiny to przemysłowy gigant, który gra pierwsze skrzypce na światowym rynku miedzi i stali. Pierwszy jest kluczowy dla KGHM-u, drugi potrzebuje zaś węgla koksującego, który z kolei produkuje JSW.
W poniedziałek miedź taniała o 2,8 proc., w sumie zaś od 20 stycznia surowiec ten zaliczył przecenę o blisko 8 proc. Stoją za nią właśnie obawy o chińską gospodarkę. Podobne obawy słychać na rynku stali. - Jeżeli sytuacja zostanie opanowana przez najbliższe trzy tygodnie, produkcja stali nie powinna ucierpieć. Jeżeli jednak epidemia będzie trwała miesiącami, wtedy popyt na stal może ucierpieć. Cała sytuacja jest tym cięższa do oceny, że przez trwające w Chinach święta nie mamy zbyt wielu raportów na temat zmian w tamtejszym przemyśle - skomentowała na łamach S&P Global Helen Lau, analityczka rynku surowcowego z Argonaut, czyli zlokalizowanego w Hongkongu brokera.
Surowcowy kij ma jednak dwa końce. Spadki cen surowców uderzają w firmy wydobywcze, wpływają jednak korzystnie na przetwórstwo. Przykładem z polskiego podwórka mogą być spółki paliwowe. Choć Lotos i Orlen w poniedziałek także taniały, dla tego sektora obecny obrót spraw może być mniej bolesny niż dla spółek górniczych. To m.in. efekt taniejącej ropy, w poniedziałek po południu na Brencie przecena sięgała nawet przeszło 3,5 proc. Orlen i Lotos to spółki przede wszystkim przetwórcze, dla nich niższe ceny ropy to spory bonus, tym bardziej że ich pozycja jest na tyle silna, że przy mocnych spadkach mogą zyskiwać i na lekkim opóźnieniu zmian cen na stacjach. Jeżeli epidemii nie uda się powstrzymać, ropa może nadal tanieć. Analitycy JP Morgana szacują, że jeżeli rozwój wydarzeń z wirusem Wuhan przyjmie podobny bieg jak z SARS-em, może przełożyć się to na spadek ceny baryłki ropy o 5 dolarów.
Turystyczno-obuwnicze obawy
Wśród najmocniej taniejących w poniedziałek spółek z WIG20 było także CCC. Spółka ta znajduje się wprawdzie w silnym dwuletnim trendzie spadkowym, siłę poniedziałkowej przeceny można jednak wiązać z jej chińskimi koneksjami. W I półroczu 2019 roku - wartościowo - aż 30,2 proc. obuwia dostarczanego do sklepów CCC pochodziło właśnie z Chin. Spółka stara się domykać swoje dostawy przed chińskim nowym rokiem, jeżeli chińskie problemy z koronawirusem będą się jendak przedłużały, mogą się pojawić obawy o potencjalne opóźnienia.
Zdecydowanie szybciej chińską epidemię może odczuć Rainbow (-4,3 proc.). Branża turystyczna ma za sobą świetny 2019 rok, a akcje Rainbow dały akcjonariuszom solidny zarobek. O sprzedaż azjatyckiej części oferty może być jednak w 2020 roku nieco trudniej. I nie chodzi tu o same Chiny, eksperci przewidują, że epidemia koronawirusa - nawet jeżeli udałoby się ją opanować na obecnym etapie - może się odbić się negatywnie na turystyce Birmy (Mjanmy), Tajlandii czy Wietnamu. To modne kierunki, które i Rainbow ma w ofercie.
Hossa w białych rękawiczkach
Z drugiej strony świetną formę na giełdzie prezentował w poniedziałek Mercator (+22 proc.). Spółka ta m.in. produkuje w zakładzie w Tajlandii rękawice diagnostyczne. Jest też obecna na rynku chińskim, gdzie jej przychody po pierwszych trzech kwartałach 2019 roku wzrosły o 9,6 mln zł względem analogicznego okresu 2018 roku. To 20-krotna przebitka. W całym rachunku wyników - przychody Mercatora za okres styczeń-wrzesień 2019 - Chiny są więc niewielką częścią mercatorowej działalności (ok. 5 proc.), sam Mercator jest zaś niewielkim graczem na tymże rynku. Nadzieja na wzrost sprzedaży w Azji popchnęła jednak akcje Mercatora w górę i momentami drożały o blisko 20 proc.
Mercator nie był zresztą odosobnionym przypadkiem. Na bazie obaw związanych z koronawirusem mocno drożały też akcje produkującego rękawice w Malezji Top Glove, który a rynku chińskim jest graczem zdecydowanie większego kalibru niż Mercator. Rośli też jego konkurenci Supermax Corp. i Kossan Rubber Industries.
Gęsta siatka powiązań
Analizując potencjalne rynkowe skutki epidemi koronawirusa z Wuhan, nie można zapominać także o dwóch sprawach. Pierwsza to globalny wymiar gospodarki i mocne powiązania pomiędzy firmami. Nawet jeżeli jakaś spółka nie jest bezpośrednio zaangażowana w Chinach, ale np. jej niemiecki odbiorca coś z Chin sprowadza i koronawirus wpłynie np. na opóźnienia w dostawach, to pośrednio może się to odbić i na spółce podwykonawcy z Polski. Nie można także zapominać, że zachowanie polskiej giełdy jest zależne m.in. od nastrojów zagranicznych inwestorów i jeżeli problemy będzie miała Wall Street, jest duża szansa, że spadać będą i polskie spółki. Nawet te z Chinami potencjalnie słabo związane.
Siatka zależności jest tutaj tak gęsta, że najłatwiej byłoby powiedzieć, że epidemia koronawirusa, nawet jeżeli nie dotrze do Polski, to i tak odbije się na wycenie zdecydowanej większości polskich spółek. Dowodem na to jest zresztą i obfitująca w czerwień poniedziałkowa sesja.
Szukając analogii
Druga sprawa to historyczne analogie. Koronawirus z Wuhan nie jest pierwszą chińską epidemią w XXI wieku. Mieliśmy już ptasią grypę, świńską grypę czy SARS. Przeprowadzone przez MarketWatch badanie wskazuje jednak, że rynki szybko wracały do formy po szokach związanych z wybuchami epidemii. Biorąc pod uwagę nawet SARS, do którego tegoroczna epidemia jest najmocniej porównywana, S&P500 po sześciu miesiącach od wybuchu epidemii był 14,6 proc. na plusie, MSCI World w tym czasie zyskał aż 21,5 proc. Hongkoński Hang Seng, który w trakcie epidemii SARS spadał przez dwa miesiące, straty odrobił w miesiąc.
I jeszcze epidemie a giełda. Za: @MarketWatch pic.twitter.com/1aS0c5w4y1
— Adam Torchała (@atorchala) January 27, 2020
Przy takich analogiach należy jednak poczynić jedno ważne zastrzeżenie. - Stopień rozprzestrzenienia się wirusa będzie ostatecznie decydował o reakcji rynku i tylko dlatego, że indeksy zdołały odeprzeć zarażenie epidemią w przeszłości, nie oznacza, że tym razem tak będzie - informują analitycy MarketWatch.
Just to put things into perspective: SARS-peak press interest was the low of the Hang Seng index in 2003. (via Commerzbank) pic.twitter.com/AxedO2yriD
— Holger Zschaepitz (@Schuldensuehner) January 27, 2020
Koronawirus to bowiem nie tylko chiński problem,ale zagrożenie dla naszej cywilizacji. To, że giełdy szybko odbijały po poprzednich epidemiach, miało m.in. związek z tym, że udało się je opanować i nie przekształciły się w pandemię. SARS przyniósł 8,1 tys. zachorowań i 774 zgony, ale biorąc pod uwagę fakt, że w pewnym momencie nazywany był "chińskim Czarnobylem", który może zagrozić światu, niebezpieczeństwo dość szybko wygasło (epidemia rozprzestrzeniała się przez około dwa miesiące). Jak będzie w tym przypadku? Tego póki co nie wiemy.























































