Zarząd Narodowego Banku Polskiego podjął uchwałę o zwiększeniu udziału złota do 30% oficjalnych aktywów rezerwowych. W ten sposób Polska nie tylko awansuje „w złotym wyścigu”, ale też pretenduje do roli pioniera gorączki złota, jaka objęła władze monetarne krajów rozwijających się.


- Narodowy Bank Polski poinformował, że 10 września 2025 roku, z inicjatywy Prezesa NBP prof. Adama Glapińskiego, Zarząd Narodowego Banku Polskiego podjął decyzję o strategicznym zwiększeniu udziału złota do 30 proc. oficjalnych aktywów rezerwowych. Skala i tempo zakupów będą zależały od uwarunkowań rynkowych – głosi komunikat NBP z 11 września 2025 roku.
Zasadniczo jest to kontynuacja polityki powiększania rezerw złota, jaką polski bank centralny konsekwentnie realizował przez poprzednie dwa lata. W tym okresie NBP powiększył zasoby kruszcowe z 228,7 do 515,3 ton raportowanych na koniec sierpnia 2025 roku. Narodowy Bank Polski dysponuje już większą ilością „barbarzyńskiego reliktu” niż Europejski Bank Centralny. Pod koniec września złoto będące w posiadaniu NBP było warte blisko 62,5 mld USD i według stanu na koniec sierpnia stanowiło 21,63% ogółu oficjalnych aktywów rezerwowych Polski.
Jak NBP kupował złoto
W ten sposób NBP zrealizował zamiary prezesa Glapińskiego, który już w 2021 roku zapowiedział, że celem jest osiągnięcie stanu, w którym złoto stanowi 20 proc. ogółu rezerw dewizowych Polski. Warto też dodać, że NBP pod wodzą prezesa Glapińskiego już wcześniej powiększał rezerwy złota. Do pierwszych zakupów doszło już w lipcu 2018 roku. Wtedy jeszcze władze NBP nie chciały się o tym wypowiadać publicznie. Była to wtedy pierwsza od lat sytuacja, gdy na zwiększenie rezerw złota zdecydował się kraj Unii Europejskiej. W tamtym momencie złoto stanowiło zaledwie 3,8% ogółu rezerw walutowych Polski.
Przeczytaj także
Prawdziwą „złotą bombą” była informacja z lipca 2019 roku, gdy NBP za jednym zamachem kupił blisko sto ton złota i wreszcie przestał się wstydzić swoich inwestycji. Narodowy Bank Polski poinformował wówczas, że „zrealizował strategiczne decyzje Zarządu NBP o znacznym zwiększeniu zasobów złota w rezerwach dewizowych”. Jak podał polski bank centralny, w latach 2018-2019 zasoby złota NBP wzrosły o 125,7 ton, do 228,6 ton. NBP dodał także, że blisko połowa polskiego złota zostanie sprowadzona do kraju. Jak obiecał, tak zrobił. Zakupiony metal trafił do skarbców NBP jesienią 2019 roku. W maju 2025 roku w jednym z takich skarbców był Tomasz Goss-Strzelecki - zastępca redaktora naczelnego Bankier.pl, który osobiście mógł się przekonać o obecności złota na polskiej ziemi.
Złoto niweluje deficyty zaufania
Pomiędzy kwietniem ’23 a majem ’25 polskie rezerwy złota zostały więcej niż podwojone, a 20-procentowy cel został zrealizowany z delikatnym zapasem. Teraz kierownictwo NBP uznało, że lepiej mieć w złocie 30% rezerw, aniżeli 20%.


- Dzięki swojej niezależności Narodowy Bank Polski konsekwentnie realizuje strategię zarządzania rezerwami i zwiększania zasobów złota, budując bezpieczeństwo finansowe kraju. W tych trudnych czasach globalnych zawirowań i poszukiwania nowego porządku finansowego złoto jest jedyną pewną lokatą rezerw państwowych – napisał we wrześniowym komunikacie prezes NBP Adam Glapiński.
Przeczytaj także
Inwestycja w złoto jest jednocześnie wyrazem braku zaufania do dolara amerykańskiego i światowego systemu finansowego. Królewski metal jako jedyne aktywo finansowe pozbawione jest ryzyka kredytowego: nie może zbankrutować, ani odmówić realizacji danej obietnicy. To stawia złoto w kontrze do obligacji skarbowych, akcji giełdowych spółek czy też ogólnie fiducjarnego pieniądza – opartego o zaufanie, że jego emitent nie będzie go kreował w nadmiernych ilościach. A właśnie taki proceder obserwujemy po 2008 roku i który w dodatku nasilił się w ostatnich 5 latach.
Dlatego też zjawisko zmasowanej wyprzedaży złota przez banki centralne Zachodu ustało po eksplozji światowego kryzysu finansowego. Po 2008 roku emitenci głównych walut wymienialnych nagle przestali wyprzedawać rezerwy złota, których pozbywali się przez poprzednie 20 lat. Królewski metal na znaczącą skalę zaczęły za to skupować kraje rozwijające się – głównie Chiny, Rosja, Indie, Turcja i Kazachstan. W roku 2018 do tego grona dołączyły Polska i Węgry, dokonujące pierwszych od 20 lat zakupów złota w Unii Europejskiej. Posunięcia te były interpretowane jako podważanie światowego ładu monetarnego po II wojnie światowej będącego pod hegemonią dolara i Stanów Zjednoczonych.


Zjawisko to nasiliło się po marcu 2022 roku, gdy Fed, EBC i Bank Anglii zamroziły rosyjskie aktywa zagraniczne w ramach sankcji za napaść na Ukrainę. Władcy innych „emerdżingów” mieli prawo zadać sobie pytanie: kto będzie następny? I jak na komendę zaczęli masowo kupować złoto, w ilościach przekraczających tysiąc ton rocznie. W I kwartale 2025 roku NBP był największym kupcem złota wśród wszystkich banków centralnych świata, wyprzedzając nawet Ludowy Bank Chin. W rezultacie (oraz na skutek wzrostu cen samego złota) w sierpniu ’25 wartość złota w posiadaniu wszystkich banków centralnych przewyższyła wartość posiadanych przez nie obligacji rządu USA (patrz wykres powyżej).
Przeczytaj także
Jaki procent złota w skarbcu jest właściwy?
O ile w zasadzie nie ma już poważnej dyskusji nad sensownością posiadania części rezerw walutowych w złocie, o tyle różne są zdania na temat tego, jak duży powinien być to udział. Realizując cel 20% NBP argumentował, że to średnia wartość dla krajów rozwiniętych, do grona których Polska przecież aspiruje. Taki poziom sugerowany był też przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy jako optymalny.
„Prymitywna” średnia udziału złota w oficjalnych aktywach rezerwowych dla stu krajów członkowskich Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynosi obecnie 25,2%. Czyli leży mniej więcej w połowie drogi z 20% do 30%, jaką obrał NBP. Ale już gdy weźmiemy pod uwagę tylko pierwszą 20 krajów o największych rezerwach kruszcowych, to udział złota wynosi średnio 44,6%. Lecz także to grono jest bardzo niejednolite. „Stare potęgi” gospodarcze w postaci Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Włoch czy Francji w złocie przechowują aż trzy czwarte swoich rezerw. Jest to oznaka niezależności od obcych rządów oraz swoista oznaka bogactwa.


Z kolei aspirujące do roli następnego globalnego hegemona Chiny oficjalne w złocie trzymają tylko 6,8% swoich olbrzymich rezerw walutowych. W przypadku Japonii jest to 6,9%, Tajwanu 7,0%, Indii 13,2%, a Rosji 37,1%. Widać, że kraje rozwijające się pomimo zmasowanej akumulacji kruszcu w poprzednich kilkunastu latach wciąż pozostają w tyle za dawnymi potęgami z grona G7. Tutaj ewenementem jest Kanada, której niezbyt roztropne władze w poprzedniej dekadzie wyprzedały całe rezerwy kruszcu. Podobnej głupoty – i to na większą skalę – pod koniec XX wieku dopuściła się Wielka Brytania, która pod rządami niesławnego Gordona Browne’a wyprzedała swe rezerwy po historycznie niskich cenach. Teraz Bank Anglii ma mniej (własnego) złota niż NBP.
Lepiej też nie patrzeć, jakie kraje trzymają w złocie mniej więcej 30% swoich rezerw. Znajdziemy tam m.in. Egipt (czyli prawie bankruta), Azerbejdżan, Pakistan, Ekwador czy Jordanię. Z pewnością nie jest to grupa, do której chciałoby się należeć. Wydaje się, że zamysłem NBP jest raczej zbliżenie się do procentowego udziału złota charakterystycznego dla największych gospodarek rozwiniętych. Z zastrzeżeniem, że nigdy nie dogonimy takich potęg jak Francja, Niemcy czy Szwajcaria. Warto też pamiętać, że Polska dysponuje 18. największymi na świecie rezerwami dewizowymi, ale wciąż bardzo daleko nam do światowej czołówki.
Po co banki centralne kupują złoto?
Dominujący we współczesnej ekonomii nurt keynesowski nazywa złoto „barbarzyńskim reliktem”. Dla postępowców żółty metal jest przeżytkiem, kompletnie bezużytecznym we współczesnym świecie, gdzie pieniądz ma głównie postać cyfrową. Ale ta narracja od kilku lat już nie obowiązuję. Współcześnie zwiększanie rezerw złota to w zasadzie główny nurt.
Oficjalna narracja bankierów centralnych głosi teraz, że złoto ma zapewnić dwie rzeczy: zaufanie i bezpieczeństwo. Zaufanie do emitowanego przez nie pieniądza fiducjarnego (czyli opartego tylko o wiarę w jego wartość i państwowy przymus jego stosowania). Oraz kreować poczucie bezpieczeństwa tak w oczach krajowej opinii publicznej jak i zagranicznych wierzycieli i partnerów handlowych.
Chodzi o to, że w razie najgorszego (wojny, kryzysu finansowego, kataklizmu naturalnego) złoto można w dowolnym miejscu świata zamienić na niezbędne dobra: żywność, leki, uzbrojenie, etc. W czasie II wojny światowej władze II RP na uchodźstwie zapłaciły złotem za zakup uzbrojenia dla Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Tym samym złotem, które bohatersko ewakuowana z Warszawy we wrześniu 1939 roku. Nikt nie może mieć takiej pewności w przypadku dolara czy innej waluty emitowanej przez banki centralne.
- Dokonujemy intensywnych zakupów złota, (...) chcemy dojść do 20 proc. rezerw w złocie, bo czasy są niespokojne, a ratingi międzynarodowe i handel międzynarodowy patrzy, ile rezerw złota ma dany bank. Jeśli ma duże rezerwy i dużą część w złocie znaczy, że to jest wiarygodny kraj (...) i w takim kraju się handluje i inwestuje – wyjaśniał w grudniu 2023 roku prezes NBP Adam Glapiński.
Jest jeszcze jeden argument na rzecz złota, o którym nikt oficjalnie nie mówi na głos. Dość oczywiste jest, że czasy hegemonii dolara kiedyś dobiegną końca i że czas ten jest raczej bliższy niż dalszy. Prawdopodobnie też nadchodzi czas „monetarnego resetu”, w ramach którego panujący od 50 lat i już niewydolny ład monetarny oparty o fiducjarne pieniądze kreowane bez żadnych ograniczeń zostanie odesłany do lamusa. W nowym systemie złoto może (lub wręcz nawet powinno) pełnić prominentną rolę. Zatem ten, kto wtedy będzie dysponował większą ilością kruszcu, będzie miał na ręku mocniejsze karty w rozgrywce o władzę nad światem.
Za i przeciw większemu udziałowi złota
Argumenty za zwiększeniem udziału złota w NBP są dość oczywiste i można je podsumować w następujący sposób:
- Złoto buduje zaufanie do stabilności finansowej kraju – zarówno w oczach krajowej opinii publicznej jak i zagranicznych wierzycieli i inwestorów
- W razie wojny lub innego nieszczęścia złoto można łatwo i szybko zamienić na pilnie potrzebne dobra materialne
- Stanowi zabezpieczenie na wypadek upadku współczesnego systemu finansowego
- Zwiększając udział złota w rezerwach dewizowych i sprowadzając je do kraju NBP uniezależnia Polskę od władz Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Uodparnia to Polskę na ewentualne (choć w tej chwili skrajnie nieprawdopodobne) sankcje ze strony Zachodu
- Zwiększając udział złota siłą rzeczy redukujemy udział amerykańskich i niemieckich obligacji skarbowych, ograniczając skutki ewentualnej deprecjacji zadłużenia obu krajów. Mówiąc wprost: jest to ucieczka od konsekwencji nadmiernego zadłużenia Zachodu
- Złoto może stać się mocną kartą przetargową w ramach rozgrywki o nowy ład monetarny świata.
Nie jest też tak, że zwiększenie udziału królewskiego metalu w rezerwach NBP jest pozbawione ryzyka. Wcielając się w rolę adwokata diabła wymieniłbym m.in.:
- Ceny złota w ostatnich latach mocno wzrosły i nie jest wykluczone, że polski bank centralny będzie kupował na tzw. górce. Od razu zaznaczę, że nie uważam, aby złota hossa miała się skończyć w najbliższym czasie. Poza tym NBP już udowodnił, że ma niezły „timing”, rozpoczynając poprzednie fala skupu złota po okazyjnych z dzisiejszego punktu widzenia cenach
- Ponieważ złoto nie wypłaca odsetek, to NBP pozbawia się części dopływu płatności odsetkowych w euro i dolarach. Wzrost wartości złota jest tylko księgowym zapisem i nie generuje „żywej” dewizowej gotówki, dopóki się go nie sprzeda
- Złoto generuje koszty przechowywania. Skarbce nie budują się same i trzeba zapłacić ludziom za ich pilnowanie. Rzecz jasna koszty te są marginalne w skali działalności NBP i być może nawet obecne magazyny są w stanie pomieścić dodatkowe 100 ton złota
- Wrzesień 1939 roku przypomina nam, że w razie zbrojnej napaści na Polskę rezerwy złota niekoniecznie będą bezpieczne. Aby zminimalizować to ryzyko, warto trzymać kruszec blisko południowych granic, w trudno dostępnych dla obcych wojsk miejscach.
Na koniec warto zaznaczyć, że zwiększanie rezerw złota ma sens tylko wtedy, gdy nowo zakupiony metal będzie trzymany w krajowych skarbcach pod pełną kontrolą NBP. Bowiem w przypadku złota wszelkie formalne tytuły własności są kwestią trzeciorzędną. Liczy się tylko to, kto to złoto posiada w danym momencie. Sztaby przechowywane w podziemiach nowojorskiej Rezerwy Federalnej czy Banku Anglii są może i w pełni zabezpieczone przed fizyczną kradzieżą, ale są już bardzo wrażliwe na rządową konfiskatę, czy choćby utrudnienia w dostępnie, o czym kilka lat temu przekonały się władze Wenezueli. To samo zastrzeżenie dotyczy prywatnych posiadaczy kruszcu: tylko metal znajdujący się pod ciągłą, bezpośrednią i osobistą kontrolą jest w pełni wasz. Ten trzymany w czyimś skarbcu nie jest tak do końca wasz.
Niniejszy artykuł w żaden sposób nie został opłacony ani zainspirowany przez Narodowy Bank Polski. Stanowi on tylko uporządkowany zbiór faktów, opinii i przekonań autora. Autor może się mylić.