REKLAMA

Ewakuacja polskiego złota

2015-11-21 06:00, akt.2019-09-13 08:22
publikacja
2015-11-21 06:00
aktualizacja
2019-09-13 08:22

Kilkadziesiąt ton złota i kolekcję monet posiadał w sierpniu 1939 r. Bank Polski odpowiedzialny za emisję pieniądza i utrzymywanie stabilnego kursu wymiany. Kiedy w ostatnie lato II RP wojna stała się nieunikniona podjęto decyzję o wielkiej ewakuacji.

fot. / / FORUM

Już w czerwcu i lipcu 1939 roku część złota przewieziono do oddziałów Banku w Siedlcach, Brześciu nad Bugiem, Zamościu i Lublinie. Do tego w Twierdz Brzeskiej, uznawanej za stosunkowo bezpieczną, przygotowywano specjalne pomieszczenia mogące ukryć całość skarbca.

Oczywiście rozważano również możliwość wywiezienia kruszcu do banków Francji, Anglii a być może nawet do brytyjskiej Kanady czy Stanów Zjednoczonych. Takie posunięcie miało swoje uzasadnienie nie tyle ze względu na spodziewane zajęcie Warszawy (w co raczej wątpiono), co sprawność dokonywania zakupów broni na rynkach zachodnich. Przywoływano przykład Rosji z lat wojny 1914-1916, która dysponując olbrzymimi zapasami złota na swoim własnym terytorium odciętym kordonem wrogich państwa nie mogła dokonywać transakcji kupna broni w Londynie i Paryżu nie mając tam odpowiedniego majątku. Ostatecznie przeciwko wywiezieniu złota zaprotestował wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski, który obawiał się sekwestru w obcych bankach.

Według stanu z 1 września 1939 r. zasoby złota Banku Polskiego były ogółem warte 463,6 mln złotych, to jest około 87 mln ówczesnych dolarów amerykańskich. Z tego złoto wartości 193 mln zł znajdowało się nadal w skarbcu centralnym w Warszawie. Sztaby wartości 170 mln zł przechowywano w Brześciu nad Bugiem, Lublinie, Siedlcach i Zamościu, a złoto wartości nieco ponad 100 mln zł znajdowało się w depozytach Banku Polskiego ulokowanych od dawna za granicą, głównie w Banku Francji, Banku Anglii oraz bankach amerykańskich i szwajcarskich. (W. Rojek, Odyseja skarbu Rzeczypospolitej. Losy złota Banku Polskiego 1939–1950, Kraków 2000)

Wobec szybkich postępów wojsk niemieckich w pierwszych dniach wojny zdecydowano o natychmiastowej ewakuacji zapasów. Już 4 września przed premierem Felicjanem Sławoj-Składkowskim stawili się pułkownicy Adam Koc i Ignacy Matuszewski, którzy oświadczyli, że działają z polecenia Kwiatowskiego w celu ewakuacji złota. Zażądali odpowiednich glejtów od premiera, które też szybko otrzymali. Adam Koc, który w 1936 r. piastował stanowisko prezesa Banku Polskiego w swoich wspomnieniach zapisał:

„Dowiedziałem się, że gros złota Banku Polskiego było w kraju. Wiadomość bardzo niepomyślna, ponieważ waga złota musiała wynosić około 80 ton. Transportowanie tak dużego ciężaru podczas wojny, po zatłoczonych szosach, podczas ustawicznego bombardowania przez lotnictwo niemieckie, musiało zagrażać bezpieczeństwu złota w trakcie ewakuacji [...]. Generał Litwinowicz na moje zapytanie, dokąd mam zwrócić się o samochody ciężarowe w celu wywożenia złota, powiedział, że nie posiada już ani jednej wolnej kolumny samochodowej, żeby ją dać do mojej dyspozycji. Wie tylko, że na Pradze, w parku Paderewskiego (dawny park Skaryszewski), jest kilka samochodów w naprawie, ale nie ręczy, czy nadadzą się do użytku. Niepokoiłem się, czy w tych warunkach uda się przeprowadzić ewakuację. Trudności piętrzyły się i lada chwila mogłem znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. Już samo przerzucenie wielotonowego ciężaru, złota w sztabach, przez mosty na Wiśle, na jej prawy brzeg, na Pragę, mogło stać się niewykonalne wobec bombardowania miasta i ewentualnego zniszczenia mostów. [...] Jedynie działanie z największym pośpiechem mogło dawać pewne szanse wykonania ewakuacji, mając wciąż do użycia mosty przez Wisłę".

4 września z Warszawy do Lublina w dwóch transportach przewieziono złoto z Bielańskiej. Spodziewano się tam dłuższego przystanku, ale napór niemiecki był tak szybki, że już 8 września przewieziono cenny ładunek do Łucka. W skład "złotego konwoju" wchodziło ponad 30 autobusów i samochodów osobowych!

Sytuacja na froncie stawała się tak zła, że w ciągu kilkunastu godzin z 7 na 8 września podjęto decyzję o ewakuacji polskiego złota ze wszystkich miejsc jego przechowywania na ternie Polski do bezpiecznych banków sojuszniczych. Dzięki zdolnościom organizacyjnym Koca i Matuszewskiego drogą kolejową 13 września w Śniatyniu zebrano całość złota Banku Polskiego z wyjątkiem 3817 kg złota wartości ponad 22 milionów złotych, które pozostawiono w Dubnie do dyspozycji rządu polskiego.

Teraz należało złoto ewakuować przez terytorium Rumunii do bezpiecznych portów i drogą morską do Francji i Anglii. Okazało się, że nie było to takie proste. Mieliśmy co prawda sojusz z Rumunią, ale był on podpisywany przeciwko Związkowi Radzieckiemu, a nie Niemcom. Berlin i Moskwa naciskały na Bukareszt, aby ten nie udzielał Polsce pomocy. Kiedy tylko polska ambasada w Rumunii rozpoczęła starania o przepuszczenie transportu przez terytorium tego kraju, podobne naciski rozpoczęły również Londyn i Paryż żywotnie zainteresowane przechowaniem u siebie depozytu.

Negocjacje ambasadora Rogera Raczyńskiego zakończyły się sukcesem, warunkiem było przeprowadzenie operacji w 48 godzin. W nocy z 13 na 14 września skompletowano specjalny skład ośmiu wagonów, do którego załadowano polskie złoto. Każdy wagon został trzykrotnie oplombowany i zamknięty na kłódki. Pół godziny po wyruszenia ze Śniatynia pociąg przekroczył granicę i skierował się w kierunku Konstancy, gdzie oczekiwać miały alianckie okręty. Pociąg dotarł tam 15 września, ale na miejscu okazało się, że okrętów nie ma.

Dzień wcześniej Niemcy wpadli na trop składu i ambasador w Bukareszcie skrytykował rumuńskiego szefa MSZ za udzielanie pomocy Polakom. Ten w odpowiedzi skłamał, że nic nie wie o żadnym transporcie, ale postara się dowiedzieć, co było korzystnym dla Polski graniem na zwłokę. Tego samego dnia do Konstancy wpłynął niewielki amerykański statek handlowy Eocene pod brytyjską banderą Hong-Kongu. Wykorzystał to konsul Wielkiej Brytanii, który zażądał od kapitana załadunku złota, dając mu tylko 5 minut na zastanowienie. Dowódca statku nie miał wielkiego wyboru.

Po załadunku złota okazało się jednak, że Rumuni wstrzymują zgodę na wypłynięcie. Kapitan oraz opiekunowie transportu zignorowali sprzeciw dowództwa portu i samowolnie podnieśli kotwicę. Obawiając się ataku na statek kapitan płynął wzdłuż wybrzeża, aby ewentualnie osadzić go na mieliźnie. Groźby Rumunów były jednak najwyraźniej formalnym wypełnieniem pustych obietnic wobec Niemców, bowiem nikt transportu nie zaatakował, a już 16 września statek znalazł się w bezpiecznej Turcji.

Berlin był wściekły na Bukareszt. Ambasador Niemiec w Rumunii zagroził ministrowi spraw zagranicznych: "Rumunia dopuściła się ciężkiego naruszenia neutralności, co nigdy więcej nie powinno się powtórzyć”.

Na szczęście dobre kontakty polskiej dyplomacji pomogły w transporcie złota przez Turcję, w czym wybitne zasługi miał ambasador RP w Ankarze, Michał Sokolnicki. Już 20 września złoto przeniesiono z pokładu statku do wagonów specjalnego pociągu przygotowanego przez Turków. Miał on przewieźć ładunek do Syrii. Zdecydowano się na ten kierunek, ponieważ znajdowała się ona pod władzą sojuszniczej Francji. 22 września transport kolejowy bez przeszkód przybył do granicy syryjskiej, gdzie ochronę cennego ładunku przejęli Francuzi. W dwa dni później polskie złoto dotarło do Bejrutu.

Wywiezienie ładunku skarbca Banku Polskiego było wielkim sukcesem. Prawdopodobnie największą udaną operacją logistyczną tragicznego polskiego września 1939 r. Jak się później okazało, Niemcy grabili na niespotykaną wcześniej skalę, nie respektując prawa własności. Tylko na obszarze Generalnego Gubernatorstwa do początku 1940 r. Niemcy zabrali z sejfów bankowych dewizy i różne inne kosztowności (także biżuterię) na kwotę 2 238 149 marek, w tym 276 559 dolarów amerykańskich. Samych metali szlachetnych wywieziono do Niemiec 28 ton. Łupem Niemców padły też dzieła sztuki. Naziści zagarnęli między innymi trzy najcenniejsze obrazy z kolekcji Czartoryskich - Damę z gronostajem Leonarda da Vinci, Portret młodzieńca Rafaela i Pejzaż z dobrym Samarytaninem Rembrandta. (C. Łuczak, Polityka ludnościowa i ekonomiczna hitlerowskich Niemiec w okupowanej Polsce, Poznań 1979)

Na przełomie września i października rozpoczął się drugi etap odysei polskiego złota. W początkach października, na pokładzie w sumie trzech statków, przewieziono złoto do Tulonu, gdzie zostało zdeponowane w silnie strzeżonym arsenale marynarki wojennej. Rząd polski odrzucał propozycje sprzedaży kruszcu i sfinansowania z niego Armii Polskiej na Zachodzie. Ten cel pokrywany był z kredytów udzielanych Polsce przez zachodnich sojuszników. Rząd zdecydowanie i twardo bronił niepodzielności skarbu i przeznaczenia złota na powojenną odbudowę.

Co ciekawe, choć wiara w potęgę Francji wydawała się niezachwiana, to już na przełomie 39 i 40 r. rozpoczęły się starania o możliwą ewakuację złota na Wyspy Brytyjskie, do Anglii lub Kanady. Po kolejnym transporcie leżało ono jednak w skarbcu w centralnej Francji, a Francuzi rozmowy przeciągali aż do inwazji Niemiec na ten kraj.

Sytuacja stawała się groźna, ponieważ decyzji o ewakuacji złota Francuzi wciąż nie podejmowali, a Niemcy wchodzili coraz głębiej w terytorium kraju. Pierwsza taka decyzja pojawiła się 31 maja, niemal dwa tygodnie po rozpoczęciu inwazji. Kolejne decyzje Francuzów zmieniały się co kilka dni, dlatego też transport polskiego i belgijskiego złota podróżował do 17 czerwca po pięknych miejscowościach południa kraju. W porcie w Lorient załadowano wreszcie skrzynie na pokład wyznaczonego okrętu. Polscy konwojenci byli przekonani, że statek płynie do USA. Tymczasem on skręcił na południe w stronę Maroka, zarządzanego przez Francję, która tego samego dnia podpisała kapitulację przed Niemcami.

Zarówno Polacy, jak i Anglicy rozpoczęli starania zlokalizowania złota. Francuzi jednak skutecznie mylili trop wysyłając sprzeczne informacje. Ostatecznie skrzynie ze złotem wywieziono daleko na wschód na obrzeża Sahary, do miasteczka Kayes (obecnie Republika Mali), odległego od Dakaru o prawie 800 km. W późniejszych latach okazało się, że kwestia polskiego złota była elementem negocjacji kapitulacyjnych. marszałek Petain nie zgodził się na wydanie złota Niemcom, ale obiecał, że nie odda go również Polakom.

Rozpoczęły się tajne negocjacje z rządem Vichy. Co ciekawe okazało się, że Francuzi nie chcieli oddawać rządowi polskiemu jego złota, ale zgadzali się na przekazanie mu złota francuskiego z banków brytyjskich. Na to oczywiście nie mogli zgodzić się Anglicy.

Patowa sytuacja zmieniła się w 1942 r. kiedy wojska amerykańskie i angielskie zajęły kolonie francuskie w północnej Afryce. Dopiero jednak w styczniu 1944 r. polscy urzędnicy bankowi dotarli do Dakaru, a wkrótce do położonej w głębi kraju miejscowości Kayes, gdzie w pilnie strzeżonym budynku administracji kolei przechowywano złoto Banku Polskiego. Wkrótce skrzynie złota przewieziono do fortu w Dakarze, komisyjnie przejęli je Polacy. Po czterech latach złoto wróciło więc do prawowitych właścicieli. Rząd polski na uchodźstwie podjął teraz decyzję, aby część złota skierować do Anglii, a resztę na kontynent amerykański.

Takim decyzjom sprzeciwił się jednak ambasador radziecki przy rządzie francuskim, który stwierdził, że złoto przypaść powinno nowemu rządowi, który zostanie utworzony na terytorium polskim wyzwolonym przez ZSRR. Na szczęści opór żądaniom postawił de Gaulle.

W lutym 1944 r. do Dakaru przybyły dwa amerykańskie niszczyciele, które łącznie zabrały po 500 skrzynek złota. Dotarły one bez przeszkód do Nowego Jorku, gdzie w arsenale US Navy zaczęto wyładunek. Zachowano wszelkie środki ostrożności. W porcie czuwali żołnierze piechoty morskiej, agenci FBI i policja. Przystąpiono również do transportowania złota przeznaczonego do Wielkiej Brytanii i Kanady.

Komuniści z utworzonego w Polsce Rządu Tymczasowego mieli (jak wszyscy) wielką ochotę na przejęcie złota. Było to o tyle ułatwione, że w lipcu 1945 r. mocarstwa zachodnie wycofały poparcie dla rządu RP na uchodźstwie. Rozpoczęły się negocjacje z Warszawą.

Brytyjczycy zgadzali się na przekazanie złota do Polski, ale zażądali uregulowania pożyczek zaciągniętych przez rząd emigracyjny. Ostatecznie w czerwcu 1946 r. doszło do podpisania układu o likwidacji wszystkich zobowiązań rządu RP wobec Wielkiej Brytanii. Przewidywał on, że z tytułu wydatków poniesionych przez Wielką Brytanię na poczet utrzymania polskich uchodźców wojennych, które zamknęły się ogólną kwotą 32 mln funtów szterlingów, Polska wypłaci 3 mln funtów szterlingów w złocie, które miały pochodzić z zasobów Banku Polskiego przechowywanych w Londynie. Reszta złota miała powrócić do Polski lub pozostać w bankach angielskich do dyspozycji rządu polskiego w Warszawie. Podobnie stało się ostatecznie ze złotem zdeponowanym w USA i Kanadzie.

Co więcej, rząd emigracyjny oraz urzędnicy Banku nie podejmowali zdecydowanych działań sprzeciwiających się przejęcia pieniędzy przez komunistów. Wiązało się to z przekonaniem, że Skarb powinien być wydany na powojenną odbudowę straszliwie zniszczonej ojczyzny. Wiedzieli, że najbliżej tego celu jest aktualny rząd w Warszawie, a poza tym wciąż utrzymywano nadzieje na zachowanie elementów demokracji.

Niestety, złoto w zachodnim depozycie zostało szybko sprzedane do 1952 r. kiedy zlikwidowano Bank Polski. Jego funkcję przejął nowo utworzony Narodowy Bank Polski z Hilarym Mincem na czele. Nowa waluta drukowana przez NBP stała się na kilkadziesiąt lat narzędziem w rękach komunistów, którym nie zależało na utrzymaniu jej stabilności.

Marcin Dobrowolski

Źródło:
Tematy
Karta kredytowa - wygodny dostęp do dodatkowych pieniędzy

Karta kredytowa - wygodny dostęp do dodatkowych pieniędzy

Komentarze (87)

dodaj komentarz
bha
Dług Państwa ,kraju społeczeństwa codziennie coraz szybciej i mocniej narasta na karkach całego społeczeństwa do coraz droższej spłaty co roku ! ! ! - ,a złoto leży sobie od wielu wielu dekad nie wiadomo po co dla kogo i na co ?????? .
zbyszek_
sugerujesz ze to złoto jest zabezpieczeniem tego dlugu?
innowierca
Dlaczego oni nas policzyli za utrzymanie uchodzcow wojennych.
Przeciez dzis uchodzcy wojenni np. Somalia dostaja jeszcze od nich pieniadze (zasilki) mieszkania. Wiekszosc uchodzcow ktorym UK przyznaje prawo pobytu dzis to osoby z krajow gdzie toczy sie wojna, czy istnieje zagrozenie zycia. Ale to UK im placi jeszcze socjalem.
A
Dlaczego oni nas policzyli za utrzymanie uchodzcow wojennych.
Przeciez dzis uchodzcy wojenni np. Somalia dostaja jeszcze od nich pieniadze (zasilki) mieszkania. Wiekszosc uchodzcow ktorym UK przyznaje prawo pobytu dzis to osoby z krajow gdzie toczy sie wojna, czy istnieje zagrozenie zycia. Ale to UK im placi jeszcze socjalem.
A nam wystawili rachunek.
zzibi2
inne czasy, teraz za naszych "uchodźców ekonomicznych" też nie płacimy
khh
Przeczytaj jeszcze raz uwaznie, o zloto dla 'nowego' rzadu upomnial sie radziecki ambasador. To juz moznaby uznac za wystarczajacy powod do wystawiania rachunkow komunistom. Teraz poszukaj sobie jak pieniedzmi z tego sprzedanego zlota wyplacono odszkodowania zagranicznym inwestorom, ktorych udzialy po wojnie znacjonalizowano.Przeczytaj jeszcze raz uwaznie, o zloto dla 'nowego' rzadu upomnial sie radziecki ambasador. To juz moznaby uznac za wystarczajacy powod do wystawiania rachunkow komunistom. Teraz poszukaj sobie jak pieniedzmi z tego sprzedanego zlota wyplacono odszkodowania zagranicznym inwestorom, ktorych udzialy po wojnie znacjonalizowano. Wyplacono nawet Czechom. Polacy nie dostali ani jednej zlotowki odszkodowan. Zostali z akcjami, obligacjami i certyfikatami na pamiatke.
siunek
Iluż to oddanych Polsce patriotów asystowało przy wywózce złota aż do samego Londynu, za nic mając trudności i zgryzotę życia na obczyźnie...
andre_van_danswijk
80 ton złota zajmuje 4 metry sześcienne. To tyle co 2 duże worki na odpady budowlane.
~Vivol
To była wówczas najlepsza decyzja jaką można było podjąć.
~szczerozłoty
Decyzja o wywozie złota z dzisiejszego punktu widzenia była chybiona. Gdyby złoto podjął -ukradł hitler dziś sprawa by była jasna.A tak ze od a się nie zaczyna szukaj wiatru-złota w polu.
khh
Ale co szukaj? Ono ni zginelo, po wojnie dostali je komunisci. I sprzedali.

Powiązane: Złoto

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki