Dzięki zdecydowanym działaniom podjętym przez władze i mieszkańców Chińczycy szybko uporali się z pandemią koronawirusa i znów mogą cieszyć się kondycją gospodarki. Czy tak imponującą, jak chwali się dziś Pekin? Być może nie, ale z pewnością sytuacja za Murem jest dużo lepsza niż niemal na całym świecie.


Wśród ekonomistów od lat trwa spór, czy i w jak dużym stopniu można polegać na oficjalnych chińskich danych makroekonomicznych. Na świeczniku jest oczywiście wskaźnik PKB: z jednej strony świadczący o imponującym tempie wzrostu gospodarki oraz jej wielkości, z drugiej - dający zbyt regularne i odbiegające od innych danych odczyty, by być traktowany inaczej niż jako narzędzie propagandy Pekinu.
Istnieje jeszcze trzecia szkoła (reprezentowana przez prof. Michaela Pettisa, z którym rozmowę publikowaliśmy we wrześniu): argumentująca, że jest to wskaźnik makroekonomiczny z "chińską charakterystyką", sprawiającą, że jego odczytów nie warto porównywać z wynikami innych krajów. Tempo wzrostu PKB Chin jest bowiem z góry ustalane przez partyjną centralę - nie jest konsekwencją, a przyczyną działalności gospodarczej. Dlatego aktywność gospodarcza nierzadko sprowadza się do nieracjonalnych ekonomicznie wydatków - ponoszone koszty są większe niż wykreowana wartość - finansowanych przez dług.
W obliczu pandemii koronawirusa i zaostrzającej się rywalizacji Pekinu z Waszyngtonem nabiera ona nowego znaczenia. W przeszłości oficjalne tempo wzrostu PKB nie odzwierciedlało faktycznego tempa wzrostu gospodarczego, na co wskazują nie tylko badania ekonomistów (Fed, Capital Economics, Brookings czy Bank Finlandii), ale nawet słowa obecnego premiera ChRL Li Keqianga. Jak jest teraz?
Według oficjalnych danych, PKB Chin wzrósł w III kwartale o 4,9 proc. rdr i 2,7 proc. kdk. Analitycy spodziewali się nieznacznie większego odbicia, wynoszącego 5,2 proc. rdr. Tym niemniej gospodarka Państwa Środka oficjalnie rośnie niemal w przedpandemicznym tempie.


Nieznacznie szybciej - o 5,5 proc. - rósł PKB nominalny. W efekcie Państwo Środka minęło kamień milowy - w poprzednich 4 kwartałach produkt krajowy brutto przekroczył łącznie 100 bln juanów.
W przypadku Chin jest to o tyle istotny wskaźnik, że nie uwzględnia zmiany cen, dzięki czemu nie zostaje "dostosowany" do wyznaczonego przez partię poziomu przez "właściwe" ustalenie deflatora PKB (miara zmiany cen w gospodarce) i lepiej ilustruje bieżący stan koniunktury oraz zdolność do obsługi długu.


Ale nawet PKB nominalny rósł o wiele wolniej niż zobowiązania. Na koniec trzeciego kwartału zobowiązania z tytułu AFRE - "zagregowanego finansowania realnej gospodarki" (kiedyś TSF - total social financing), najszerszej miary zadłużenia publikowanej przez bank centralny - zwiększyły się o 13,5 proc. rdr i niemal sięgnęły 280 proc. PKB. Choć warto podkreślić, że tempo przyrostu wskaźnika spowolniło względem I czy II kwartału.


Nierówne odbicie
Bardziej szczegółowe dane wskazują na nierówne ożywienie gospodarcze, choć już we wrześniu rozjazd między stroną podażową a popytową zmniejszył się. W ubiegłym miesiącu produkcja przemysłowa wzrosła o 6,9 proc. rdr (1,3 p. proc. szybciej niż w sierpniu), a sprzedaż detaliczna - o 3,3 proc. rdr (+2,8 p. proc.).
Tempo wzrostu produkcji jest już zatem wyższe niż przed pandemią - wsparty przez państwo biznes nadrabia "koronawirusowe" zaległości i korzysta ze zwiększonego popytu za granicą, choćby na sprzęt medyczny czy elektronikę, czy odbicia na krajowym rynku motoryzacyjnym po dwóch latach kryzysu.
Konsumpcja, mimo przyspieszenia, wciąż kuleje - czy to ze względu na obawy przed konsekwencjami gospodarczymi drugiej fali koronawirusa za granicą, czy w efekcie spowolnienia wzrostu bądź nawet spadku dochodów biedniejszej części społeczeństwa.
We wrześniu na plus w końcu wyszły - liczona łącznie od początku roku - inwestycje w aglomeracjach miejskich. W pierwszych 9 miesiącach roku wzrosły one o 0,8 proc. rdr. Bardziej aktywny w warunkach sporej niepewności byli tradycyjnie inwestorzy państwowi (+4 proc. rdr) - sektor prywatny wciąż inwestował mniej niż przed rokiem (-0,8 proc.). Warto również podkreślić silny wzrost inwestycji w budowę mieszkań - o ponad 6 proc.


Nie sposób nie wspomnieć również o tradycyjnej niespójności chińskich danych. Według wyliczeń raportowanych przez Pekin inwestycje w pierwszych 9 miesiącach roku wyniosły 43,65 bln juanów wobec 46,12 bln juanów w analogicznym okresie 2019 r. Nominalne spadły zatem o ponad 5 proc., tymczasem chińscy statystycy wskazują, że realnie wzrosły o 0,8 proc. Być może deflacja w sektorze wyniosła ponad 6 proc., być może odczyt został jednak dostosowany do oczekiwań władz. Miesiąc wcześniej podobną zagwozdkę stanowiły dane o sprzedaży detalicznej.
Czy Xi zrealizuje ambitną obietnicę?
Według najnowszych prognoz MFW Chiny będą jedyną dużą gospodarką, która w tym roku urośnie. PKB Państwa Środka ma zwiększyć się o niemal 2 proc., podczas gdy USA spaść o ponad 4 proc., Japonii - o blisko 6 proc., strefy euro - o przeszło 8 proc., a Indii aż o ponad 10 proc. Ekonomiści zza Muru przewidują wzrost na poziomie ok. 2 proc., nawet nieco powyżej.
W obecnych warunkach takie tempo może satysfakcjonować Chińczyków, jednak nie pozwoli Xi Jinpingowi zrealizować obietnicy złożonej przez poprzednich ekipę - podwojenia realnego PKB w mijającej dekadzie, przed stuleciem Komunistycznej Partii Chin. Chyba że Pekin podejdzie do zagadnienia kreatywnie.
Gdyby liczyć zmianę na danych dla całego roku, PKB Chin musiałoby w tym roku urosnąć o ponad 5 proc. Tak się z pewnością jednak nie stanie. Ale gdyby brać pod uwagę tylko roczne tempo wzrostu PKB w czwartych kwartałach (poczynając od zmiany Q4 2011 względem Q4 2010) wystarczy, że PKB zwiększy się w ostatnich trzech miesiącach roku o 6,6 proc. Ile wyniesie wtedy wzrost PKB w całym roku? Tak, właśnie ok. 2 proc. I Xi Jinping będzie mógł ogłosić w 100-lecie KPCh realizację ambitnego celu pomimo potężnych przeciwności. Naciągane? Tak. Możliwe? Czemu nie?