W Polsce nie było ataku terrorystycznego podobnego do tego z Londynu lub Wołgogradu. Nie było jeszcze u nas "Breivika", nikt nie wysadził się na dworcu, a rzekomo planowany przez Brunona K. zamach na Sejm na szczęście nie doszedł do skutku. Jednak to wcale nie oznacza, że nie jesteśmy wolni od zagrożenia.
Fot. K. Urbanek
Polskie siły zbrojne zaangażowane są w wiele "misji pokojowych" na świecie. Byliśmy w Iraku, Afganistanie, Mali - praktycznie w każdym zakątku świata. To co dla nas jest zabezpieczaniem dostaw "wody i łączności" dla walczących obywateli danego kraju zwykle jest odbierane jako okupacja. A okupantom trzeba odpłacać
Większość mieszkańców Wrocławia w piękny słoneczny kwietniowy poniedziałek o 9 rano jest już w pracy, w szkole lub na zajęciach. Ostatnich śpiących obudził głośny wybuch na Dworcu Głównym. Potłuczone szkło z rozbitych szyb zasypało wszystkie ulice w promieniu 100 metrów od dworca. To nie był wybuch gazu - o godzinie 9:18 na peron wjechał pociąg ekspresowy z Poznania.
Kilka minut wcześniej zamachowiec samobójca udał się z nadzwyczaj wielką torbą podróżną do toalety i zdetonował silny ładunek w momencie, gdy większość podróżnych opuszczała skład. W pierwszej godzinie po ataku liczbę ofiar szacowano na ponad 100. Prezydent natychmiast zarządził tygodniową żałobę narodową. Premier na specjalnie zwołanej konferencji prasowej obiecał, że sprawcy tego "ohydnego aktu barbarzyństwa" zostaną złapani i ukarani. "Nie ukryją się nawet na końcu świata" - obiecał.
O godzinie 14, dokładnie godzinę po konferencji, doszło do kolejnego ataku - tym razem grupa zamachowców weszła do jednej ze szkół podstawowych w Bydgoszczy i z zimną krwią zabiła 63 osoby - w tym 57 dzieci. Zamachowcy wysadzili się tuż przed wkroczeniem specjalnej grupy antyterrorystycznej na teren szkoły. Prezydent natychmiast ogłosił stan wyjątkowy w kraju. W internecie pojawiło się nagranie skierowane do polskiego rządu, że to nie koniec ataków i "Polacy muszą być gotowi na morze krwi". O godzinie 16 media obiegła informacja, że policjantom w Szczecinie udało się udaremnić trzecią próbę ataku. Tylko dzięki bohaterskiej postawie jednego z funkcjonariuszy trzem zamachowcom nie udało się zdetonować ładunku na dworcu autobusowym. Policjant zapłacił za to życiem.
Na trzy dni zamknięto wszystkie szkoły w Polsce. Zakazano zgromadzeń publicznych. Na wszystkich dworcach i lotniskach wprowadzono specjalne procedury bezpieczeństwa. Wstrzymano się z organizacją wszelkich imprez sportowych i kulturalnych. Eksperci prześcigali się w przypuszczeniach, kto stoi za zamachami. Pojawiło się kilka hipotez - część twierdziła, że była to Al-Kaida lub Rosjanie. Po dwóch dniach do zamachów przyznała się grupa islamistów z Afganistanu powiązana z Al-Kaidą.
Czy taki scenariusz jest możliwy?
Nie ma rzeczy niemożliwych. Ludzkie granice barbarzyństwa są jeszcze nieodkryte. Tylko człowiek bez wyobraźni może być przekonany, że Polska jest całkowicie bezpieczna.
Ostateczną liczbę ofiar ustalono na 183 zabitych i 453 rannych. Polacy domagają się odwetu. W kilku regionach kraju dochodzi do linczu muzułmańskiej mniejszości. W wyniku starć z policją ginie jeden z atakujących Polaków. Rząd apeluje o spokój. Premier odwołał ze stanowiska szefa MSW - Bartłomieja Sienkiewicza oraz wszystkich jego wiceministrów. Osobiście przejął kontrolę nad tym resortem. Dochodzi do największego kryzysu politycznego i społecznego od czasu katastrofy w Smoleńsku.
Na zawirowania społeczne reaguje także Polska gospodarka. Giełda nurkuje w dół, a polskie obligacje drożeją. Agencje ratingowe określają sytuację w Polsce jako niestabilną. Jednak okazało się, że były to tylko chwilowe zawirowania i sytuację udaję się szybko opanować. Gorzej z polityką - w wyborach samorządowych bezapelacyjnie triumfuje opozycja oraz mniejsze partie wyrosłe na hasłach nacjonalistycznych i ksenofobicznych.
Łukasz Piechowiak
![]() |
|