Zgodnie z polskim prawem pracodawca jest zobowiązany to przeciwdziałania mobbingowi w pracy. Jednak nie zawsze zdaje on sobie sprawę z tego, że któryś z jego podwładnych jest ofiarą „niewłaściwego traktowania” przez swoich współpracowników. Ofiara może domagać się od pracodawcy odszkodowania za mobbing, którego ten fizycznie nie był sprawcą. Z tego powodu pojawił się pomysł, by wprowadzić do przepisów prawa pracy zapis o solidarności zarówno pracodawcy, jak i sprawcy mobbingu.
O mobbingu słyszał chyba każdy, ale wbrew powszechnej opinii do sądu trafia stosunkowo niewiele tego typu spraw. Stowarzyszenie Antymobbingowe pp. Barbary Grabowskiej podaje, że od 2004 roku było ich około tysiąca. Przy tym, co zrozumiałe, większość ofiar to kobiety. Ponadto nie ma reguły dotyczącej tego, czy do mobbingu dochodzi częściej w małych firmach, czy w dużych korporacjach.
Osoba będąca ofiarą mobbingu może starać się o odszkodowanie lub zadośćuczynienie. Różnica jest taka, że przy odszkodowaniu pracownik rozwiązuje stosunek pracy z pracodawcą i otrzymuje świadczenie odszkodowawcze (oczywiście po wygranej w sądzie). Z kolei zadośćuczynienie polega raczej na naprawieniu relacji w pracy, pracownik nie zwalnia się, ale otrzymuje świadczenie, które ma być rekompensatą za uszczerbek na zdrowiu. Więcej na ten temat w artykule Przemoc i mobbing w pracy to polska rzeczywistość.
Ty mnie oskarżasz o mobbing...
Wiele osób nie decyduje się na wniesienie sprawy do sądu z powodu wstydu – nie chcą, by ich problemy w pracy znalazły się na forum publicznym, a przede wszystkim nie mają ochoty stać się przyczyną korporacyjnych plotek. Minister ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska przedstawiła partnerom społecznym projekt wzoru wewnętrznej polityki antymobbingowej, który wprowadza m.in.
zasadę poufności i sposoby ochrony danych osobistych pracownika, określa metody działania komisji oceniającej niedozwolone praktyki.
Jednym z głównych założeń projektu jest wprowadzenie nakazu podjęcia kroków do takiego przekształcenia organizacyjnego w firmie, by wyeliminować zachowania prowadzące do mobbingu. Ogólnie pomysł jest ciekawy, ale raczej większość poważnych i racjonalnych firm po wypłacie odszkodowania pracownikowi podejmuje kroki, by uniknąć podobnej sytuacji w przyszłości.
„Półśrodek”, bo nie wiadomo kto ma płacić
Odszkodowanie ofierze mobbingu płaci pracodawca. Zwykle wyciąga on konsekwencje wobec podwładnego, który swoim zachowaniem wobec innych współpracowników naraził go na dodatkowe koszty. Pracodawcy RP jednak chcą, by wprowadzić zasadę solidarności zarówno wobec sprawcy, jak i pracodawcy. W ten sposób część przysługującego ofierze odszkodowania musiałby zapłacić sprawca. Bez tego typu zapisu projekt zaproponowany przez minister Radziszewską Pracodawcy RP określili jako półśrodek, który nie rozwiąże problemu.
Oczywiście należy się zgodzić z Pracodawcami RP, że pracodawca często nie wie o tym, że któryś z pracowników pada ofiarą niewłaściwego zachowania. Zwykle dotyczy to dużych firm zatrudniających kilkaset osób, ale z całą pewnością podobne sytuacje mogą się zdarzać nawet w mniejszych kilkunastoosobowych przedsiębiorstwach. Jednak by pracodawca miał pełną wiedzę na temat tego, jak zachowują się jego pracownicy wobec siebie, wystarczy wprowadzenie zwykłej procedury antymobbingowej analogicznej do tej, którą zaproponowała minister Radziszewska.
Pomysł Pracodawców RP polega na tym, że ofiara miałaby wskazać, kto i w jakiej części powinien zapłacić zasądzone odszkodowanie. Eksperci dodają, że tylko kara majątkowa może skutecznie odstraszyć potencjalnych sprawców, ponadto ofiara musi mieć pewność, że nie będzie ona bezkarna. Takie ujęcie tematu jak najbardziej słuszne moralnie niestety w praktyce może się okazać nieskuteczne, a co najważniejsze prowadzić do patologii.
| Przykład Pracownik Jan Kowalski jest ofiarą mobbingu w firmie X. Bezpośrednim sprawcą był jego kolega z biura Stanisław Kwiatkowski. Sąd zasądził odszkodowanie dla Pana Jana na kwotę 15 tys. zł. Pracodawca, nie chcąc płacić tak dużej kwoty, proponuje Janowi układ – da mu tysiąc złotych pod warunkiem, że ten wskaże jako głównego sprawcę Stanisława Kwiatkowskiego. Pytanie brzmi, kto by się na to nie zgodził? |
Łukasz Piechowiak
Bankier.pl
l.piechowiak@bankier.pl
» Znaczny wzrost liczby zgłoszeń przypadków piractwa
» Eksperci: nielegalne oprogramowanie naraża firmy na utratę danych
» Zatrudniasz twórcę? Sprawdź, jakie masz prawa do jego dzieła



























































