Minęło 9 lat od upadku banku Lehman Brothers. Recesja ustąpiła rachitycznemu ożywieniu, lecz źródła kłopotów biją jeszcze mocniej. Problemy, które doprowadziły światowy system monetarny na skraj zapaści, nie dość, że nie zostały rozwiązane, to jeszcze się pogłębiły.
Początek kryzysu finansowego datuje się na czerwiec 2007 roku, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o kłopotach jednego z funduszy inwestycyjnych należących do banku Bear Stearns. Sam Bear Stearns upadł w marcu 2008 roku. Jego aktywa zostały w trybie awaryjnym przejęte przez bank JP Morgan Chase przy wydatnym wsparciu Rezerwy Federalnej. Lecz to ogłoszenie formalnego bankructwa przez bank inwestycyjny Lehman Brothers stało się symbolem kryzysu.


Sytuacja była bardzo poważna. Choć dopiero z perspektywy czasu zdaliśmy sobie sprawę jak bardzo. W poniedziałek 15 września 2008 roku wszystkie banki z Wall Street były faktycznymi bankrutami – upadek jednego z nich w normalnych rynkowych warunkach wywołałby kaskadę upadłości wszystkich pozostałych. Nie stało się tak tylko dzięki nadzwyczajnej interwencji władz Stanów Zjednoczonych, które w ramach programu TARP uratowały branżę finansową kosztem amerykańskiego podatnika.
Pamiętaj o 15 września
Kryzys jest wtedy, gdy niektórym bankom kończą się pieniądze. Tyle że same pieniądze nie znikają, a tylko zmieniają właściciela. We współczesnym reżymie „banków za dużych, aby upaść” (ang. too big to fail – 2B2F) firmy, które poniosły miliardowe straty, rekompensują je sobie kosztem społeczeństwa. To zasadnicza lekcja płynąca z kryzysu.
Data 15. września stała się symbolicznym momentem pamięci o tych wydarzeniach. O historii wielkiego rabunku, gdy nieliczni oszukali masy, zmuszając do pokrycia strat będących efektem chciwości i głupoty. W tym miejscu właściwie bez większych zmian mógłbym przepisać teksty, które na łamach Bankier.pl publikowaliśmy z okazji poprzednich „lehmanowych” rocznic.
„To nie kryzys, to rezultat” – posłużyłem się nieśmiertelnym Kisielem w 5. rocznicę upadku Lehman Brothers. „6 lat po Lehmanie kryzys ma się dobrze” – pisałem rok później. Po kolejnych 12 miesiącach mój redakcyjny kolega Michał Żuławiński w tytule zmienił tylko cyfrę (i rzecz jasna napisał nowy artykuł). „8 wykresów na 8 lat po upadku Lehman Brothers” – z powodu eskalacji kryzysu bankowego w Europie podobieństw nie brakowało.
Przeczytaj także
Tegoroczną rocznicę obchodzimy w znacznie lepszych nastrojach niż poprzednie. Nawet do Europy powróciło rachityczne ożywienie gospodarcze, zastępujące recesjo-stagnację z ostatnich lat. Co prawda tylko od początku roku „uratowano” trzy duże włoskie banki i zlikwidowano jeden hiszpański, lecz o bilionowej stercie niespłacanych kredytów w strefie euro mówi się jakoś rzadziej.
Czy to już koniec?
Zachowanie indeksów giełdowych stwarza iluzję, że kryzys już dawno się skończył i że ponownie żyjemy w dobrych czasach. S&P 500 dopiero co wyznaczył nowy rekord wszech czasów. Hossa na Wall Street trwa już ósmy rok, a nastroje amerykańskich inwestorów są najlepsze od bańki internetowej. Nowe maksima ustanawiają też niektóre giełdy w Europie – niemiecki DAX w czerwcu zbliżył się do 13 000 punktów. Nawet pogrążony w wieloletnim letargu parkiet w Warszawie zdaje się odżywać. WIG-owi do historycznego szczytu z lipca 2007 roku brakuje już niespełna 4 proc.
Ale tym razem nawet tzw. zwykli ludzie mogą ulec iluzji prosperity. Stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych spadła do poziomów z 2007 roku, a średni realny dochód amerykańskich gospodarstw domowych powrócił do stanu z roku 1999. Także w Polsce problem bezrobocia praktycznie zniknął – według danych Eurostatu stopa bezrobocia zmalała do 4,8 proc. W strefie euro parametr ten wyniósł 7,7 proc., co było najniższym wynikiem od grudnia 2008 roku.
Widać też symptomy nadmiernego optymizmu i pewności siebie wyrażane przez decydentów. „Mam nadzieję, że za naszego życia (ang. „in our lifetime”) się to nie wydarzy i nie wierzę, aby się wydarzyło” – tak możliwość powtórki kryzysu finansowego o podobnej skali oceniła szefowa Rezerwy Federalnej Janet Yellen. Podobnym optymizmem dekadę temu wykazywał się Ben Bernanke.
Dymu nie widać, ale pożar wciąż się tli
Takie zbiorowe samozadowolenie inwestorów, decydentów i ekonomistów bywa niebezpieczne. Skoro bowiem jest tak dobrze, to dlaczego największe banki centralne świata wciąż utrzymują stopy procentowe na „awaryjnie” niskich poziomach w okolicach zera lub nawet poniżej? Dlaczego prezes EBC Mario Draghi boi się nawet wspomnieć o możliwości ograniczenia programu skupu obligacji (QE)? Dlaczego szefowie banków centralnych wbrew ewidentnym faktom uparcie twierdzą, że ultra-luźna polityka monetarna nie przynosi żadnych efektów ubocznych?


Tymczasem pod względem przyczyn kryzysu nadmiernego zadłużenia niewiele się poprawiło. A czasem jest wręcz przeciwnie. Przez ostatnią dekadę nadmierne długi stały się jeszcze większe. Dług publiczny Stanów Zjednoczonych niedawno przekroczył 20 bilionów dolarów i jest już dwukrotnie większy niż w dniu upadku Lehmana. W tym samym czasie amerykański PKB wzrósł nominalnie o 27 proc. - a więc czterokrotnie mniej niż dług. Taka sytuacja jest nie do utrzymania na dłuższą metę – gdy realna gospodarka nie jest w stanie rosnąć w takim tempie, aby umożliwić choćby obsługę (tj. spłatę odsetek) od coraz większego zadłużenia.
Ale naprawdę katastrofalna sytuacja pod tym względem panuje w Chinach, gdzie zadłużenie sektora prywatnego na koniec 2016 roku sięgnęło 257 proc. PKB. Dla porównania, 8 lat wcześniej relacja ta wynosiła 141 proc. Tylko pomiędzy lutym 2015 a lutym 2016 wartość nominalna nowych kredytów w Państwie Środka zwiększyła się o 40 proc. PKB – czyli więcej niż w okresie potężnej stymulacji kredytowej zaaplikowanej przez Pekin bezpośrednio po upadku Lehman Brothers.
Historia uczy, że po tak potężnej ekspansji kredytowej z reguły nadchodzi kryzys finansowy i załamanie gospodarcze. Jego skala jest tym większa, im większe były wcześniejsze kredytowe ekscesy. A takich, jakie widzieliśmy przez ostatnią dekadę, nie było nigdy wcześniej. Zatem także załamanie, które nas czeka, będzie bezprecedensowych rozmiarów. Gdy już ono nadejdzie, kryzys po upadku Lehmana będzie jedynie miłym wspomnieniem.
Krzysztof Kolany