Indeks S&P500 zakończył wtorkową sesję na najwyższym poziomie w historii, notując sesyjne maksimum pod sam koniec dnia. Potaniały za to akcje Apple'a po tym, jak spółka przedstawiła swój najnowszy model telefonu.


Hasło wtorkowej sesji można było streścić mniej więcej tak: „więcej tego samego”. Podobnie jak w poniedziałek bezpieczne aktywa szły w odstawkę, a z powodu braku nowych straszaków (huragan, Korea Płn., Rosja itp. itd.) kupowanie w klocki drogich akcji znów uznano za znakomity pomysł.
Efekty może nie były spektakularne, ale kronikarze mogli odnotować kolejny rekord wszech czasów w wykonaniu S&P500: 2.496,48 pkt. to nowy rekordowy kurs zamknięcia. Sesyjne maksimum wypracowano tuż (2496,76 pkt.) przed końcem sesji i minimalnie poniżej kursu zamknięcia.
Także o 0,34% w górę poszedł Nasdaq i do rekordu zabrakło mu zaledwie 0,1%. Dow Jones urósł o 0,28% i do historycznego maksimum sprzed miesiąca zabrakło mu niespełna 0,3%.
Do znudzenia można tylko przypominać, że amerykańskie akcje są już nieziemsko wręcz drogie. Indeks S&P500 wyceniany jest obecnie na niemal 25-krotność zysków spółek za ostatnie cztery kwartały. Czyli równie wysoko jak w 1929 czy podczas bańki internetowej pod koniec XX wieku. Drogo jest także, jeśli pod uwagę weźmiemy oczekiwane zyski spółek. Tak liczony c/z wynosi 17,6 i jest o blisko jedną czwartą wyższy od średniej z ostatniej dekady.
Głównym wydarzeniem wtorkowej sesji była oficjalna prezentacja telefonu iPhone X. Jednakże nowy produkt Apple'a nie uwiódł inwestorów – kurs najcenniejszej giełdowej firmy świata obniżył się o 0,4%. Spółka z Cupertino jednakże nie jest wyceniana nisko. Inwestorzy płacą prawie 18 dolarów za jednego dolara prognozowanego przez analityków tegorocznego zysku netto.
Krzysztof Kolany