Dwa lata temu miało miejsce ostatnie notowanie akcji GetBacku. Choć spółka formalnie pozostaje giełdową, akcjonariusze wciąż nie mogą rozliczyć choćby straty na inwestycji.
16 kwietnia 2018 roku zapisał się w giełdowej historii nie tyle z powodu 27. urodzin warszawskiej GPW, co z powodu wybuchu jednej z największych afer w historii tegoż rynku. Wspominanego dnia nastąpił szereg wydarzeń, po której GPW nie była już tym samym rynkiem. Najpierw GetBack poinformował o prowadzeniu rozmów z PKO BP i Polskim Funduszem Rozwoju w sprawie wsparcia finansowego. Następnie informacje te zostały zdementowane przez bank i fundusz. Dzień później GPW zawiesiła handel akcjami i obligacjami spółki windykacyjnej. Dziś przypada druga rocznica tego wydarzenia.
Przez te dwa lata zrobiono wiele i niewiele. Z jednej strony każde następne przepisy brały pod uwagę aferę GetBack, ograniczono m.in. swobodną sprzedaż obligacji, na której urósł GetBack, piętnowano niewłaściwą dystrybucję, pojawiły się zatrzymania winnych, a Komisja Nadzoru Finansowego „odstrzeliwała” kolejne Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, które nie popisały się w nadzorowaniu funduszy wierzytelności zarządzanych przez spółkę. W marcu tego roku ruszyło postępowanie administracyjne KNF-u wobec zarządu i rady nadzorczej GetBack. UOKiK nakazał Idea Bankowi wypłaty poszkodowanym. Pojawił się także raport Najwyższej Izby Kontroli, która wskazywała obszary warte poprawy w związku z dopuszczeniem do rozrostu afery. Zdaniem NIK-u instytucje państwowe nie zrobiły wystarczająco wiele, by zapobiec aferze.
Obligatariusze wciąż czują się jednak rozczarowani. Od wybuchu afery minęły dwa lata, a wciąż wiele obszarów pozostaje bez wiążących decyzji i wyroków. Choć w aferze GetBack można doszukiwać się inwestorskich błędów i niedopatrzeń, nie zmienia to jednak faktu, że de facto wiele osób oszukano w dwojaki sposób. Z jednej strony za sprawą agresywnych sprzedawców obligacji, z drugiej zaś przez spółkę, której raporty odbiegały od rzeczywistego stanu, co przyznawał później sam KNF. Rekompensata w postaci zatwierdzonego układu to niewielkie pocieszenie, większość kapitału bowiem przepadła. Nie dziwi zatem, że wchodzą oni na drogę sądową (pierwszy, historyczny wyrok zapadł dopiero przed miesiącem, to jednak ledwie czubek góry lodowej), walcząc o swoje pieniądze i wywierają presję na państwowe instytucje, by sprawę afery jak najszybciej doprowadzić do finalizacji.
Akcjonariusze na uboczu
Od początku na zupełnym poboczu pozostawała jednak kwestia akcjonariuszy. Oni także zainwestowali w GetBack, wprawdzie nie pożyczając spółce pieniądze, ale wierząc w jej model biznesowy i sprawozdania finansowe. Te jak wiemy okazały się kłamstwem, a plotki o problemach GetBacku zaowocowały gwałtownymi spadkami cen akcji jeszcze przed właściwym wybuchem afery. Kto jednak nie sprzedał zawczasu, teraz ma ogromny problem. Gdy afera wybuchła, akcje zostały momentalnie zawieszone i do dziś nie można ich sprzedać w rynkowej transakcji.
Dlaczego to takie ważne? Choćby po to, aby rozliczyć stratę. Jeżeli ktoś kupił akcje GetBacku na debiucie po 18,5 zł, dziś ma je na rachunku po 3,75 zł. W morzu negatywów jedyny pożytek z tej inwestycji to możliwość rozliczenia straty na swoim rachunku. Zyski z inwestycji na giełdzie obłożone są podatkiem 19 proc., jeżeli jednak gdzieś mieliśmy stratę, możemy ją w ciągu pięciu lat rozliczyć obniżając podatek z innych giełdowych inwestycji.
By na rachunku pojawiła się strata potrzebna jest jednak sprzedaż. Tego zaś zrobić nie można, akcje pozostają bowiem od dwóch lat w zawieszeniu. I owszem, można mówić o kwestii walczenia o swoje prawa w sądzie, nim jednak ten długi proces znajdzie szczęśliwy finał, wielu inwestorów chciałoby po prostu móc pozbyć się akcji i z tej perspektywy walczyć o swoje prawa. Samo zaksięgowanie straty mogłoby zresztą stanowić istotne ułatwienie w tej walce (silniejszy dowód poniesionej krzywdy).
Wyniki się pojawiły, ale...
W tym ostatnim kontekście warto dodać, że owo 3,75 zł nie ma nic wspólnego z obecną wartością akcji. GetBack zawieszono na samym początku afery, gdy nie było wiadomo jaka jest jej skala. Przez kolejne miesiące wypłynęły jednak fakty, które pokazywały, jakiego szwindla dopuścili się Konrad K. i jego zarząd. Początkowa argumentacja o zawieszeniu z powodu braku realnych danych finansowych miała nawet sens, stare sprawozdania GetBacku można było wtedy co najwyżej pokazywać w giełdowych case-study, a nie bazować na nich przy inwestycyjnych decyzjach. Teraz sytuacja jest jednak nieco inna, akcje wciąż jednak trwają w zawieszeniu.
Spółka przede wszystkim podjęła się korekt w raportach, które zaowocowały wielomiliardowymi odpisami. Choć początkowo był problem z audytorem, także i tę kwestię rozwiązano znajdując nową firmę sprawdzającą wyniki i raportowi za 2018 rok towarzyszy ocena nowego audytora. I oczywiście obecnie raporty okresowe wciąż nie spływają tak jak powinny i w kwestii transparentności sytuacji finansowej spółki jest wiele luk. Jednak w przypadku innych spółek, które nie publikują raportów, stosowane są czasowe zawieszenia, odświeżane po każdym sezonie, po którym nie pojawił się raport. GetBack pozostaje jednak zawieszony tak jakby z urzędu.


Istotna jest także kwestia zatwierdzonego układu. O ile zarząd zawsze może obiecywać wiele, to jednak GetBack przeszedł przez sądową drogę zatwierdzania układu z wierzycielami. Ten zaś musiał bazować na realnym biznesplanie na przyszłość. Spółka zaczęła także publikować miesięczne raporty z odzysków i przygotowuje się do pierwszych wypłat na rzecz wierzycieli. Na tej podstawie na pewno można bardziej racjonalnie wycenić GetBack, niż 3,75 zł sprzed dwóch lat, które bazowało na zafałszowanym obrazie ze starych sprawozdań.
Decyzja nie jest łatwa
Niestety sprawa akcjonariuszy wydaje się wyrzucona na zupełne pobocze afery. Skalę marginalizacji tej kwestii świetnie oddaje raport Najwyższej Izby Kontroli, gdzie słowo "akcjonariusz" (i jego odmiany) na 172 stronach raportu pada ledwie 3 razy, z czego tylko raz w kontekście poszkodowanych. A przecież i oni zostali oszukani, podejmując decyzje inwestycyjne bazowali bowiem na nieprawdziwych danych, teraz zaś nie mogą nawet rozliczyć z tego tytułu straty.
Sama decyzja jest jednak trudna. Afera GetBack odbiła się silnym echem w mainstreamie i stanowi poważną rysę na wizerunku polskiego rynku kapitałowego. Do spółki podchodzi się zatem na rynku trochę jak do tykającej bomby, co pokazały choćby problemy GetBacku ze znalezieniem audytora.
GetBack także wciąż nie powrócił do normalnego trybu raportowania, co stanowi obecnie koronny argument zwolenników zawieszenia akcji. To istotna przesłanka, której nie należy lekceważyć, warto jednak dodać, że istnieje również szereg przesłanek, by unormować nieco kwestię zawieszenia, a być może nawet przywrócić notowania. Oczywiście po ewentualnym odblokowaniu papierom będzie towarzyszyła ogromna niepewność, ta jednak nie przeszkadza przy notowaniu innych "trudnych" spółek.