W środę ważyć się będą losy świata. Przynajmniej tego finansowego. To dzień „decyzyjny” w dwóch z trzech najważniejszych banków centralnych. Amerykańska Rezerwa Federalna może podnieść stopy procentowe, a Bank Japonii - poluzować politykę pieniężną.


Globalną gospodarką nie rządzą ani politycy, ani prezesi wielkich korporacji. Ster dzierżą „nieomylni” i „wszechwładni” bankierzy centralni, którzy jedną decyzją potrafią zmienić alokację kapitału. Jeden komunikat Fedu, EBC czy BoJ może doprowadzić całe branże do bankructwa, a zatrudnionych w nich ludzi wysłać na bezrobocie. Gdy jedni będą zarabiać miliardy, inni będą tracić oszczędności życia.
Coraz częściej pojawiają się głosy, że polityka monetarna „doszła do ściany”, czyli że jakiekolwiek dalsze luzowanie polityki nie będzie miało istotnych pozytywnych efektów dla gospodarki. Twardsi krytycy banków centralnych idą krok dalej i twierdzą, że dotychczasowe efekty „monetarnej stymulacji” były per saldo negatywne dla realnej gospodarki i doprowadziły jedynie do inflacji aktywów.


21.09.2016
W środę jako pierwszy decyzję podejmie Bank Japonii. Nie ma ustalonego czasu publikacji komunikatu BoJ, ale zwykle pojawia się on nad ranem czasu europejskiego – czyli podczas trwania sesji na rynkach azjatyckich i przed otwarciem handlu w Europie.
BoJ pod przewodnictwem Haruhiko Kurody stoi w awangardzie ekspansywnej polityki monetarnej: prowadzi największy program QE (w skali 80 bilionów jenów rocznie), skupuje najszerszą paletę aktywów (obligacje skarbowe, dług korporacyjny, REIT-y i ETF-y) i od stycznia zamienił politykę ZIRP (zero interest rate policy – polityka zerowych stóp procentowych) na NIRP (ang. negative interest rate policy – polityka ujemnych stóp procentowych), ścinając stopę depozytową z zera do -0,1%.
W lipcu Bank Japonii ponownie złagodził politykę monetarną, zwiększając skalę skupu jednostek funduszy ETF z 3,3 do 6 bilionów jenów rocznie. W rezultacie zmasowanej kreacji pieniądza na zakup aktywów (QE) BoJ stał się właścicielem 1/3 japońskiego długu publicznego i pośrednio został największym akcjonariuszem w 55 spółkach notowanych na giełdzie w Tokio. Mimo coraz większych dawek, na QE nie reaguje już ani japońska gospodarka, ani tokijska giełda (indeks Nikkei225 od połowy 2015 roku tkwi w trendzie spadkowym), ani nawet rynek walutowy, gdzie jen umacniał się wobec dolara pomimo zwiększania „dodruku” japońskiej waluty.
Jaki numer wywinie Bank Japonii?
Nikt nie wie, jaka koncepcja może narodzić się w głowach Japończyków. Po rynku krążyły plotki, że Bank Japonii może zdecydować się na „wystromienie” krzywej terminowej. Może to zrobić na dwa sposoby: 1) obniżyć krótkoterminową stopę procentową głębiej poniżej zera lub 2) zmniejszyć QE, co powinno doprowadzić do wzrostu rentowności długoterminowych obligacji skarbowych. I zwłaszcza tego drugiego rozwiązania obawiają się posiadacze japońskich akcji i obligacji.
Przeczytaj także
W grę wchodzą też inne opcje. Spekulowano o możliwości skupu zagranicznych obligacji skarbowych, aby osłabić jena. BoJ może też rozważyć zmianę celu inflacyjnego lub w jakiś inny sposób zasygnalizować utrzymanie NIRP i QE w długim terminie. Z ankiety przeprowadzonej przez agencję Reutera wynika, że większość analityków spodziewa się jakiejś formy poluzowania polityki pieniężnej. Ekonomiści z Morgan Stanley oczekują cięcia stopy depozytowej z -0,1% do -0,2%.
Podniosą czy nie podniosą?
Kilkanaście godzin po decyzji BoJ w centrum uwagi znajdzie się Rezerwa Federalna. Komunikat Fedu nadejdzie o 20:00 czasu polskiego. Tu sprawa jest zdecydowanie prostsza. Rynki od tygodni żyją tylko jednym pytaniem: podniosą czy nie podniosą.
W grudniu 2015 roku Fed po siedmiu latach zerwał z polityką ZIRP, dokonując pierwszej od 2006 roku podwyżki stopy funduszy federalnych (o 25 pb.). Z analizy tzw. fedokropek (czyli przewidywanych przez decydentów zmiany w pożądanym poziomie stóp procentowych w następnych latach) wynikało, że FOMC (Federalny Komitet Otwartego Rynku – amerykański odpowiednik polskiej RPP) zamierza dokonać trzech lub czterech podwyżek (po 25 pb. każda) do końca 2016 roku. Jednak z posiedzenia na posiedzenie FOMC odwlekał decyzję o podwyżce, chwytając się rozmaitych pretekstów (Chiny, Brexit, rynek pracy). Mamy wrzesień, a rynek nie jest pewny nawet jednej podwyżki do końca roku.


Implikowane z notowań kontraktów na stopę funduszy federalnych prawdopodobieństwo wrześniowej podwyżki wyceniane jest na zaledwie 12% - wynika z obliczeń FedWatch Tool. Szanse na podwyżkę w listopadzie wynoszą ok. 20%, a w grudniu 54%. Od sierpnia prawie wszyscy przedstawiciele Fedu wypowiadali się dość „jastrzębio” – to znaczy nie wykluczali podwyżki już we wrześniu. Rynek terminowy jednak nie bardzo w to wierzy. Nawet ekonomiści z Wall Street ostatnio studzili oczekiwania na podwyżkę - tzw. konsensus analityków zakłada brak podwyżki we wrześniu.
Wrześniowe posiedzenie FOMC jest w opcji „full service”. Pół godziny po standardowym komunikacie rozpocznie się konferencja prasowa prezes Fed Janet Yellen. Wraz z komunikatem upublicznione zostaną projekcje makroekonomiczne członków FOMC oraz tzw. fedokropki. Przyjęło się sądzić, że Fed dokonuje zmian polityki tylko na „pełnych” posiedzeniach FOMC. Po wrześniu następne takie posiedzenie odbędzie się w dniach 13-14 grudnia.
Monetarna kawaleria bez koni
Rezerwa Federalna ma poważny problem, ponieważ z obecnym „cyklem” podwyżek stóp procentowych jest spóźniona o jakieś 5-6 lat. I teraz pod presją oczekiwań rynku pieniężnego usiłuje się wymigać z kolejnych podwyżek. Decydenci zapewne mają świadomość, iż gospodarka USA powoli zbliża się do zwykłej, cyklicznej recesji i że niedługo może nadejść czas na obniżki. Tyle że przestrzeni na konwencjonalne luzowanie polityki prawie nie ma, ponieważ stopy nie znalazły się na „normalnym” poziomie (czyli co najmniej 3-4%) i nadal tkwią tuż powyżej zera.
W jeszcze gorszej sytuacji jest Bank Japonii, który robi wszystko (a nawet więcej), niż może, ale jego działania nie prowadzą do deklarowanych efektów. Każde kolejne QE niesie ze sobą coraz wyższe koszty i coraz mniejsze (jeśli w ogóle) pozytywne efekty. Wydaje się, że bankierzy centralni utracili już nawet zdolność do kierowania kursami walutowymi, na co wskazują nieudane próby osłabienia jena w wykonaniu Banku Japonii.
Pierwszym wrześniowym niepowodzeniem „władców pieniądza” było posiedzenie kierownictwa Europejskiego Banku Centralnego. Draghi i spółka zawiedli na całej linii, nie zmieniając parametrów polityki pieniężnej. Europejskie QE ma się skończyć w marcu 2017 roku (jeśli nie zostanie przedłużone), ale jeszcze w tym roku może mu zabraknąć do kupienia niemieckich obligacji spełniających kryteria.
Wrzesień A.D. 2016 może przejść do historii jako miesiąc, w którym spora część uczestników rynku utraciła resztki zaufania do banków centralnych. Poglądy o szkodliwości monetarnych eksperymentów, które jeszcze kilka kwartałów temu były w zdecydowanej mniejszości, coraz częściej przedostają się do mediów głównego nurtu.