Wbrew wcześniejszym obawom listopad nie przyniósł spadku zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw. Ekonomistów zaskoczyła też odporność płac, które nie obniżyły się mimo wprowadzenia przez rząd „pełzającego lockdownu”.


Liczba zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw w listopadzie wyniosła 6 318,9 tys. i była o 0,6 tys. większa niż miesiąc wcześniej - wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego. Względem listopada 2019 roku liczba zatrudnionych była niższa o 1,2%. To rezultat wyraźnie lepszy od oczekiwań ekonomistów, którzy zakładali spadek o 1,5% rdr. W październiku liczba etatów w dużych firmach była o 1% niższa niż przed rokiem.
Oznacza to kontynuację trwającej przez poprzednie pięć miesięcy wzrostowej serii. W czerwcu odnotowano wzrost o 12 tys., w lipcu o 66 tys.) a w sierpniu o 43 tys.). Nieco słabiej liczba etatów rosła we wrześniu (+17,4 tys.) i jeszcze mniej etatów przybyło w październiku (5,9 tys.). Dla porównania, w marcu, kwietniu i maju polska gospodarka utraciła 272 tys. etatów, licząc tylko firmy zatrudniające ponad 9 pracowników.


Najgłębszy w 15-letniej historii tych statystyk regres zatrudnienia miał miejsce w kwietniu. GUS pokazał wtedy spadek liczby etatów o 152,9 tys., co w znacznym stopniu było efektem przejścia pracowników na zasiłki opiekuńcze i chorobowe, urlopy bezpłatne czy postojowe. Z kolei w maju rozpoczęło się „odmrażanie gospodarki”, ale z rynku ubyło kolejnych 85 tys. etatów.
Przeciętne wynagrodzenie brutto w dużych firmach niefinansowych wyniosło w listopadzie 5 484,07 złotych i nominalnie było o 4,9 proc. wyższe niż przed rokiem – obliczył GUS. Rynkowy konsensus zakładał wzrost „średniej krajowej” o 4,7% rdr, czyli w tym samym tempie co w październiku.
- Spowodowane było to dalszymi wypłatami m.in. premii, nagród kwartalnych, rocznych i jubileuszowych oraz odpraw emerytalnych (które obok wynagrodzeń zasadniczych również zaliczane są do składników wynagrodzeń) – wyjaśnia Główny Urząd Statystyczny.


Jednakże ten całkiem przyzwoity wzrost w ujęciu nominalnym w większości „zjadła” wysoka inflacja, czyli zjawisko spadku siły nabywczej pieniądza. Według oficjalnych statystyk inflacja CPI w listopadzie wyniosła 3,0%. Oznacza to, że realna roczna dynamika przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw ukształtowała się na poziomie 1,81%. Dla porównania, przed wiosennym lockdownem realne wynagrodzenia rosły w tempie 2-3% rocznie.
Przeczytaj także
Warto przypomnieć, że przytoczona powyżej kwota to wynagrodzenie przed potrąceniem podatków od pracy (składek na ZUS i zaliczki na PIT). Ponadto dotyczy tylko firm niefinansowych zatrudniających ponad 9 pracowników, statystyki te obejmują więc niespełna 40 proc. pracujących. Dodatkowo z innych badań wiemy też, że ok. 2/3 zatrudnionych otrzymuje pensje niższe od tzw. średniej krajowej.
W warunkach administracyjnego zamknięcia niektórych branż (turystyki, gastronomii, rozrywki) rynek pracy stał się mocno spolaryzowany. Osoby zatrudnione na umowy o pracę w dużych i średnich przedsiębiorstwach (a właśnie ten sektor opisują dzisiejsze dane GUS) mogą być stosunkowo spokojne o swoje dochody. Za to ludzie zatrudnieni na umowy cywilne lub w małych firmach przymusowo zamkniętych przez rząd nierzadko tracili miejsca pracy i podstawowe źródło przychodów.
Nieco lepiej opisujący realia polskiego rynku pracy raport o medianie wynagrodzeń GUS publikuje tylko raz na 2 lata. Najnowsze dane zostały upublicznione pod koniec listopada 2019 roku i dotyczyły stanu na październik 2018 roku. Z tego opracowania wynika, że połowa zatrudnionych pracowników otrzymywała do 4094,98 zł brutto, czyli około 2919,54 zł netto (tzn. „na rękę”).
KK