Po ostatnich niepokojących informacjach dotyczących koronawirusa, rynki finansowe obrały kierunek na spadki.


„Rynki w dziwnym stanie. Euforia i przerażenie jednocześnie” – pisał w piątek Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl. Od momentu publikacji tego artykułu na rynkach przybywa oznak niepokoju, zaś optymizm wyparowuje.
Zaczęło się już w piątek, ponieważ to właśnie obawami o nasilenie się epidemii koronawirusa (i jej gospodarczych skutków) stały za silnymi jak na współczesne standardy spadkami na Wall Street. Póki co niewiele wskazuje na to, aby sytuacja miała się odwrócić. Poniedziałkowe notowania indeksów z amerykańskiej giełdy około godziny 17 kształtowały się ponad 3 proc. pod kreską.
Relatywnie niewielkie spadki obserwowaliśmy natomiast w Chinach (Shanghai Composite -0,32 proc.), choć w reszcie Azji da się znaleźć mocno spadające indeksy (hongkoński Hang Seng -1,6 proc., filipiński PSEI -2,5 proc., malezyjski KLCI -2,55 proc. czy koreański KOSPI -3,8 proc.).
Na początku poniedziałkowej sesji WIG20 notował spadek o 1,77 proc., ostatecznie dzień zakończył jednak 4,2 proc. pod kreską - największym sesyjnym spadkiem od 2016 roku. Jednocześnie po raz pierwszy od trzech lat indeks notowany był poniżej 2000 pkt. Traciły wszystkie komponenty indeksu, aż 18 z 20 spółek poszło w dół o ponad 3 proc. Więcej o sytuacji na GPW przeczytasz w tym artykule.
Od jeszcze większych spadków rozpoczęła się sesja na głównych rynkach europejskich. Wczesnym popołudniem niemiecki DAX i francuski CAC40 traciły po ponad 3 proc., zaś włoski FTSE MIB i grecki Athex ponad 4 proc. Ostatecznie spadki na głównych indeksach giełd Paryża i Frankfurtu zatrzymały się w okolicach 3 proc. W Atenach spadki przekroczyły 8 proc., a w Mediolanie 5 proc.
Także razem Wall Street popłynęła w poniedziałek w dół wraz z giełdami europejskimi. Tak silnych jednodniowych spadków na nowojorskich parkietach nie widziano od dwóch lat. S&P500 zaliczył tąpnięcie o 3,35% i zakończył dzień na poziomie 3 225,89 pkt. To prawdziwe tąpnięcie na Wall Street.
Burzliwie jest także na rynku surowców. Ponownej przeceny doznaje ropa naftowa (-5 proc. na baryłce), której Chiny są największym importerem. Tanieje także miedź (-1,3 proc.), której notowania zawracają w kierunku minimów z początku miesiąca, również wywołanych przez korona wirusa.
Na drugim biegunie znajduje się złoto traktowane przez inwestorów jako „bezpieczna przystań”. Żółty metal drożał dziś o nawet 2,7 proc., przekraczając poziom 1690 dolara za uncję. To najwyższy poziom od 7 lat. Wieczorem wzrosty jednak osłabły i po godz. 22 sięgają niespełna 1%. Ze względu na obserwowane na rynku walutowym umocnienie dolara (EUR/USD zszedł w rejon 1,08 dolara, co przełożyło się na wzrost kursu USD/PLN z 3,96 do 3,97 zł), złoto w polskiej walucie drożeje jeszcze mocniej i jest najdroższe w historii (6683, o 180 zł więcej niż w piątek).
Koronawirus rozlewa się po świecie
Za spadkami na rynkach stoją informacje z ostatnich kilkudziesięciu godzin. W centrum uwagi pozostają Chiny, gdzie liczba ofiar przekroczyła 2500, zaś liczba zakażeń 75 000 osób. Szerokim echem odbiły się słowa, które Xi Jinping wypowiedział do najwyższych rangą komunistycznych dygnitarzy. „Epidemia zapalenia płuc wywołanego nowym koronawirusem nieuchronnie wywrze stosunkowo duży wpływ na gospodarkę i społeczeństwo” – powiedział.
Niepokojące informacje napływają nie tylko z Chin. Rośnie liczba przypadków koronawirusa we Włoszech, najwyższy alert epidemiologiczny obowiązuje w Korei Południowej, a kolejne kraje zamykają granice z Iranem z powodu koronawirusa. W rezultacie polski Główny Inspektor Sanitarny odradza wyjazdy do niektórych państw.
Koronawirusem zajmują się także organizacje międzynarodowe. - Kończy się szansa na to, żeby powstrzymać rozszerzanie się epidemii nowego koronawirusa - ostrzegł dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedros Adhanom Ghebreyesus. Z kolei zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, koronawirus uderzy w światowy wzrost PKB.
Michał Żuławiński
