Choć skala wzrostu CPI w Polsce zaskoczyła i w najbliższych miesiącach wskaźnik ten może być wyższy, niż wcześniej prognozowano, to impuls inflacyjny jest nietrwały i będzie stopniowo wygasał - oceniają ekonomiści. Ich zdaniem, sprzyjać temu będzie m. in. spadek inflacji bazowej, wynikający z efektów wysokiej bazy sprzed roku oraz spowolnienia wzrostu gospodarczego.


"Choć niewątpliwie skala bieżącego wzrostu inflacji bazowej zaskakuje i poprzez podwyższenie punktu startowego poskutkowała podwyższeniem inflacji bazowej w najbliższych miesiącach - w stosunku do dotychczasowych oczekiwań, w naszej ocenie trend wzrostowy inflacji bazowej będzie wygasał. Podtrzymujemy oczekiwania, że po okresie bieżących dostosowań związanych z próbą poprawy wyników finansowych podmiotów handlowych i usługowych oraz z kwestiami metodologicznymi, z czasem zdecydowanie najsilniejszym czynnikiem okaże się słabszy popyt konsumpcyjny oraz wolniejsze tempo wzrostu kosztów pracy, skutkując obniżeniem dynamiki cen i spadkiem inflacji bazowej" - napisali w raporcie ekonomiści BOŚ.
"Jednocześnie proces obniżania inflacji bazowej będzie hamowany przez przerzucanie na klientów dodatkowych kosztów związanych z zapewnieniem odpowiednich warunków sanitarnych związanych z zabezpieczeniem przed epidemią, niemniej po najsilniejszym wzroście w II kw., także ten efekt będzie stopniowo wygasał. Przy sporej niepewności co do miesięcznego przebiegu ścieżki inflacji bazowej, najpóźniej IV kw. br. powinien przynieść już jej wyraźniejszy spadek, by w I kw. indeks cen po wyłączeniu cen żywności i energii osiągnął okolice 2 proc." - dodali.
Czerwcowy, wyższy od oczekiwań analityków odczyt inflacji mocno zaskoczył rynek. Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2020 r. wzrosły o 3,3 proc. rdr. po wzroście o 2,9 proc. w maju.
Analitycy, jeszcze przed publikacją flash - która była zgodna z pełnym odczytem - zakładali, że ceny w ujęciu rocznym wzrosną o 2,8 proc. Najwyższa z zebranych przez PAP Biznes prognoz zakładała wzrost o 3,2 proc., poniżej finalnego odczytu GUS.
"Wśród usług w ujęciu rocznym (w czerwcu - PAP) wyraźne rosły ceny usług stomatologicznych i lekarskich, telekomunikacyjnych, usługi związane z rekreacją i sportem, turystyka zorganizowana w kraju, a także ceny w edukacji, restauracjach i hotelach, ceny usług fryzjerskich i kosmetycznych, opieki społecznej. Są to kategorie, które bezpośrednio lub pośrednio odczuwają zmiany w gospodarce związane z epidemią: wzrost wymogów sanitarnych, odłożony popyt w związku z wcześniejszym zamknięciem gospodarki, czy też wzrost popytu wskutek (wymuszonych) zmian preferencji konsumentów (np. turystyka w kraju zamiast za granicą)" - napisali w komentarzu po danych GUS ekonomiści PKO BP.
"Taka struktura wzrostu cen sugeruje, że impuls inflacyjny jest nietrwały. Taką tezę wspiera także wyraźne wyhamowanie dynamiki płac. Prognozujemy, że inflacja CPI wróci do celu NBP w drugiej połowie 2020 r., a na początku I kw. 2021 r. powinna się obniżyć w okolice 1,0-1,5 proc." - dodali.
Zdaniem głównego ekonomisty ING Banku Śląskiego Rafała Beneckiego, w miesiącach letnich spadki inflacji bazowej mogą być ograniczone.
"Od lipca GUS stopniowo wracać będzie do zbierania cen w normalnym trybie, a więc efekt imputowania cen podbijający CPI będzie wygasał. Wciąż jednak będzie działać efekt odłożonego popytu a także wakacyjnego ruchu turystycznego skupionego w kraju. To oznacza, że spadki inflacji bazowej w miesiącach letnich będą ograniczone, większe nastąpią zapewne w IV kw. i 2021 r., kiedy w pełni zobaczymy efekty spowolnienia gospodarczego, załamania popytu konsumpcyjnego, pogorszenia na rynku pracy, ale także importu niskiej inflacji z zagranicy" - powiedział PAP Biznes Benecki.
Ekonomiści są jednak zgodni w ocenie, że w kolejnych miesiącach inflacja powinna stopniowo spadać, do czego w znacznym stopniu przyczyni się spadek inflacji bazowej.
"Następne miesiące powinny przynieść stopniowy spadek inflacji. Będzie to wynikać głównie ze spadku inflacji bazowej, która powinna spowalniać wraz ze spowalniającą gospodarką. Spadek ten może być jednak ograniczany przez wspomniane przerzucanie dodatków i opłat na konsumenta w związku z podwyższonym reżimem sanitarnym (co szczególnie widoczne jest w usługach). Czerwcowy odczyt pozostanie bez wpływu na RPP - obecny wzrost inflacji ma głównie pochodzenie kosztowe. Opłaty związane z epidemią nie będą obowiązywać, gdy epidemia minie. Co więcej, gdy odłożony popyt się skończy i skończą się wakacje, skończy się presja kosztowa na ceny i górę weźmie popyt. To przemawia za scenariuszem spadków inflacji w następnych miesiącach" - oceniają ekonomiści mBanku.
"Mimo wyraźnie wyższej od naszych oczekiwań inflacji w czerwcu, podtrzymujemy naszą ocenę, zgodnie z którą w kolejnych miesiącach inflacja będzie się obniżać, choć tempo jej spadku może być wolniejsze niż wcześniej zakładaliśmy. Zmniejszeniu inflacji sprzyjać będzie niższa dynamika cen żywności i napojów bezalkoholowych, a także spadek inflacji bazowej, wynikający z efektów wysokiej bazy sprzed roku oraz spowolnienia wzrostu gospodarczego. Czynnikiem oddziałującym w kierunku wzrostu inflacji w II poł. 2020 r. będzie natomiast oczekiwany przez nas silny wzrost rocznej dynamiki cen paliw" - napisał w komentarzu ekonomista Credit Agricole Jakub Olipra.
RYZYKA DLA PROGNOZ ZNACZNE
W ocenie ekonomistów, obecnie prognozy dla inflacji obarczone są znacznym ryzykiem.
"Warto zauważyć, że ryzyko dla prognoz jest znaczne. Jeszcze dwa miesiące temu prognozy analityków mówiły o spadku CPI poniżej 2,5 proc. nawet w czerwcu bądź lipcu. Od tego momentu sama zmiana ceny ropy podniosła wskaźnik o 0,2 pkt proc. Pozostałą część zaskoczenia można w dużej mierze przypisać cenom usług, gdzie rolę odgrywały zarówno czynniki popytowe (usługi fryzjerskie, stomatologiczne) bądź regulacyjne (np. transport)" - napisał w komentarzu przesłanym PAP Biznes Jakub Rybacki, ekonomista Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Zdaniem Rybackiego, źródłem zaskoczeń w kolejnych miesiącach może być inflacja bazowa i ceny ropy naftowej.
"Największe zaskoczenia mogą wywoływać podwyżki cen usług. Część z nich związana jest z przerzucaniem na klientów kosztów środków ostrożności i dezynfekcji. W przypadku takich branż jak transport czy edukacja są one podyktowane wzrostem kosztów prowadzenia działalności po wprowadzeniu obostrzeń w mobilności" - powiedział.
"W bieżących warunkach niespodziewane rewizje mogą wywołać też wahania cen ropy naftowej. Przez ostatni miesiąc koszt baryłki Brent oscylował stosunkowo stabilnie w okolicach 40 USD, jednak dalej można wyobrażać sobie załamanie cen np. w przypadku gwałtownego rozprzestrzeniania się epidemii w Chinach" - dodał.
Rafał Benecki z ING Banku Śląskiego zwraca z kolei uwagę, że ograniczenie podaży części usług może powodować wzrost cen w niektórych kategoriach. Jego zdaniem jednak, ostatecznie wskaźnik cen będzie zniżkował, choć spadek może być płytszy niż wcześniej zakładano.
"Ryzykiem dla scenariusza spadku inflacji jest fakt, że mamy do czynienia także z szokiem podażowym. Np. następuje ograniczenie podaży niektórych usług, czasami towarów. Jednocześnie polityka gospodarcza dąży do utrzymania zatrudnienia i działa na popyt. To może powodować, że w niektórych kategoriach ceny rosną. Jednak górę weźmie istotne ograniczenie zagregowanego popytu, stąd ostatecznie nastąpi spadek inflacji, może być jednak płytszy" - ocenia Benecki.
Na początku lipca oczekiwania ekonomistów co do inflacji w kolejnych miesiącach wyraźnie zmieniły się. Jak wynika z konsensusu przeprowadzonego przez PAP Biznes, szacunki inflacji bazowej na koniec 2020 r. w ciągu miesiąca wzrosły aż o 0,8 pkt. proc. do 2,8 proc. Z kolei prognozy średniorocznej inflacji w 2020 r. wzrosły do 3,3 proc. z 3,1 proc. prognozowane na początku czerwca.
Kolejny konsensusu PAP Biznes zostanie opublikowany na początku sierpnia.
Patrycja Sikora (PAP Biznes)
pat/ gor/





















































