We wrześniu prognozy dla złotego zostały zdecydowanie obniżone. Lecz większość analityków wciąż nie chce uwierzyć, że polska waluta może być aż tak słaba jak obecnie także w następnych kwartałach.


Za nami burzliwy miesiąc na polskim rynku walutowym. Na fali zaskakująco szybko rosnącej inflacji CPI na początku września doszło do wyraźnego umocnienia złotego i poprawy sentymentu do naszej waluty. Rynkowy konsensu zakładał, że inflacja CPI trwale przekraczająca 5% zmusi do działania nawet najbardziej zatwardziałe „gołębie” z Rady Polityki Pieniężnej. Tak się jednak nie stało.
Już 9 września na scenę wyszedł prezes NBP Adam Glapiński i podobnie jak w poprzednich miesiącach publicznie oznajmił, że „wzrost inflacji jest przejściowy” i że w związku z tym absolutnie nie należy teraz podnosić stóp procentowych. Bezprecedensowa upartość tej Rady Polityki Pieniężnej w ignorowaniu presji inflacyjnej sprawiła, że kurs euro pod koniec września zaatakował covidowe rekordy, wspinając się na wysokość przeszło 4,64 zł.
I wtedy w rynek uderzyły kolejne dane inflacyjne, według których we wrześniu inflacja we wrześniu wyniosła 5,8 proc. i była najwyższa od ponad 20 lat. Na tym jednak nie koniec – ekonomiści prognozują, że pod koniec roku osiągniemy 6 proc., a być może nawet zbliżymy się do 7 proc. Jeśli przy takich wartościach RPP nie zacznie podnosić stóp procentowych, to rynek może definitywnie stracić cierpliwość, co groziłoby nam wejściem na „turecką ścieżkę”. Tym bardziej, że polska polityka monetarna stoi w kontrze do globalnych tendencji - w krajach rozwijających się rozpoczął się proces normalizacji polityki pieniężnej i podnoszenia rekordowo niskich stóp procentowych. Pierwsze podwyżki mają za sobą inne kraje z naszego „koszyka”, m.in.: Czechy, Węgry, Rosja, Meksyk, Brazylia oraz Chile. Stopy obniżyła jedynie Turcja.
Prognozy dla złotego uległy pogorszeniu
Póki co, Polskę od Turcji i lirę od złotego dzielą przynajmniej dwie klasy jakości. Niemniej jednak przez ostatni miesiąc prognozy dla polskiej waluty uległy zdecydowanemu pogorszeniu. I trudno się temu dziwić, skoro kurs euro zamiast oczekiwanego spadku poniżej 4,50 zł, rozgościł się w okolicy 4,60 zł. W rezultacie w górę poszły także prognozowane na koniec roku kursy walut.
Mediana prognoz na koniec okresu | |||||
---|---|---|---|---|---|
IV kw. 21 | I kw. 2022 | II kw. 22 | III kw. 22 | 2022 | |
EUR | 4,53 zł | 4,50 zł | 4,47 zł | 4,45 zł | 4,45 zł |
USD | 3,83 zł | 3,81 zł | 3,79 zł | 3,78 zł | 3,74 zł |
GBP* | 5,32 zł | 5,33 zł | 5,34 zł | 5,33 zł | 5,35 zł |
CHF* | 4,16 zł | 4,09 zł | 4,03 zł | 3,97 zł | 3,97 zł |
Źródło: Bloomberg. Stan na 1.10.2021 r. *obliczenia własne |
Mediana prognoz analityków zebranych w serwisie Bloomberga 1 października zakładała, że na koniec grudnia za jedno euro zapłacimy 4,53 zł. To aż o 8 groszy więcej niż miesiąc temu. Wyraźnie w górę poszły też oczekiwania na kolejne kwartały. Na koniec marca 2022 zamiast 4,40 zł za euro mamy płacić 4,50 zł. A prognozowany kurs EUR/PLN na koniec przyszłego roku wynosił 4,45 zł wobec 4,39 zł miesiąc wcześniej. W dalszym ciągu są to jednak poziomy niższe od bieżących kwotować pary euro-złoty.
Niepokoi jednak fakt, że z miesiąca na miesiąc obserwujemy systematycznie posuwanie się w górę długoterminowych prognoz dla kursu euro. Jeszcze niedawno większość analityków zakładała, że w perspektywie 2022 roku kurs euro powróci do poziomów przedcovidowych, cofając się w okolice 4,35 zł. A teraz perspektywy zejścia poniżej 4,45 zł wyczekiwane są przez nielicznych prognostów.
Wygląda więc na to, że polski złoty bardzo długo – a może nawet już nigdy – nie powróci do formy sprzed covidowej wolty w polityce NBP wykonanej wiosną 2020 roku (wyzerowanie stóp procentowych i rozpoczęcie monetyzacji długu publicznego). Warto cały czas przypominać, że do czasu pierwszego lockdownu z marca 2020 roku kurs euro gościł powyżej poziomu 4,50 zł tylko krótkotrwale i jedynie w okresach nasilenia kryzysu finansowego na początku 2009 roku (po plajcie Lehman Brothers), na przełomie lat 2011-12 (kryzys strefy euro) oraz w roku 2016 (brexit). Poza tymi epizodami kurs euro w poprzedniej dekadzie poruszał się w przedziale 3,80-4,40 zł.
Stąd też grono PLN-owych optymistów szybko topnieje. Istotnej aprecjacji złotego – tj. zejścia kursu euro poniżej 4,40 zł – w perspektywie kolejnych trzech miesięcy oczekują już tylko trzy firmy finansowe: Nomura Bank (4,30 zł), Prestige Economics (4,34 zł) oraz ING Financial Markets (4,38 zł). Zdecydowana większość spodziewa się, że do końca roku kurs euro znajdzie się w przedziale 4,40-4,60 zł. Największymi pesymistami pozostają amerykański Wells Fargo (4,70 zł za euro na koniec roku) oraz niemiecki Commerzbank (4,60 zł na koniec roku, ale potem wzrost do 4,75 zł w 2022 r.).
Wciąż brak wiary w dolara
Rynkowe prognozy potrafią być zadziwiająco „lepkie”, zwłaszcza w przypadku głównej pary walutowej świata. W bazie danych Bloomberga wciąż króluje konsensus zakładający stopniowe osłabienie dolara i wzrost kursu euro w rejon 1,18-1,19 dolara. Tyle tylko, że w ostatnich tygodniach kurs EUR/USD spadł z niemal 1,19 do niespełna 1,16 USD za euro. Na fali aprecjacji dolara i spadku wartości złotego amerykańska waluta na polskim rynku pod koniec września przez chwilę kosztowała już ponad 4 złote. To był poziom, którego według prognoz analityków mieliśmy już nie przekroczyć.
Stąd też należy z pewną dawką sceptycyzmu patrzeć na aktualne prognozy dla kursu USD/PLN. Według obowiązującego rynkowego konsensusu dolar ma do końca roku potanieć do 3,83 zł i ustabilizować się w pobliżu poziomu 3,80 zł przez następne trzy kwartały. Tyle teorii. W praktyce para dolar-złoty jest dość narowista i potrafi „bryknąć” zarówno w pobliże 3,60 zł (jeszcze w czerwcu 21), jak i sięgnąć ponad 4 zł (jak raptem tydzień temu). Nie warto też zapominać, że od sierpnia 2008 roku kurs USD/PLN znajduje się w długoterminowym trendzie wzrostowym.
Trochę podobnie sprawa wygląda z frankiem szwajcarskim, który w poprzednich miesiącach był permanentnie niedoceniany przez rynek. Helwecka waluta miała słabnąć wobec euro, podczas gdy przez ostatnie pół roku zyskała już prawie 3%. Dlatego też z ostrożnością należy spoglądać na oczekiwany przez większość analityków spadek kursu CHF/PLN w rejon 4 zł. Ci, którzy obstawiali taki scenariusz przez poprzednie miesiące, jak dotąd nie mieli racji. Obecnie „franek” kosztuje ponad 4,27 zł i notowany jest blisko najwyższych poziomów w historii (jeśli pominąć mocno wątpliwe kwotowania z „czarnego czwartku” w styczniu 2015 r.).
Co ciekawe, pomimo ostatnich kłopotów gospodarczych w Wielkiej Brytanii, rynek wciąż stawia na umocnienie funta względem dolara amerykańskiego. Pochodną tych oczekiwań są prognozy utrzymania ceny brytyjskiej waluty w przedziale 5,30-5,40 zł, a więc blisko obecnych poziomów.
Na koniec przypomnijmy, że cały czas mówimy tu o medianie prognoz analityków. Przewidywania nawet najlepszych ekspertów mogą rozminąć się z rzeczywistością, co zresztą w przeszłości zdarzało się dość często. Należy też pamiętać, że kursy walut bywają bardzo dynamiczne i w czasie trwania kwartału mogą znacząco odchylać się od poziomów prognozowanych na jego koniec.