Rynek chińskich aut elektrycznych to obecnie pole minowe w samych Chinach, a dla nas w Europie - pomimo rosnącej obecności na starym kontynencie - w większości wciąż egzotyka. Egzotyka, która jednak coraz śmielej wchodzi pod strzechy i po raz pierwszy okazuje się szalupą ratunkową dla jednego z chińskich producentów.


Podczas gdy znane dobrze inwestorom Nio oraz Xpeng łapią zadyszkę i notują spadki sprzedaży na macierzystym rynku, ich główny rywal - BYD ratuje się przed stagnacją w Chinach, wyjeżdżając zza Wielki Mur.
I to właśnie ten manewr okazał się kluczowy. Listopadowe wyniki sprzedaży nie pozostawiają złudzeń, bowiem 480 186 sprzedanych aut to rezultat, który przebił prognozy analityków Citigroup, a wszystko dzięki sprzedaży zagranicznej, która wzrosła poczwórnie, osiągając historyczny poziom niemal 132 000 egzemplarzy i odpowiada już za blisko 28 procent całości.
Kluczowa jest tu jednak nie tylko sama skala sprzedaży, ale także cena jednostkowa. Krajowa konkurencja, choć nadal sprzedaje licznie, zderza się ze ścianą słabnącego popytu wewnętrznego, z którym walczy niższymi cenami, co drenuje zyski.
Nio zaliczyło ponad 6-procentowy spadek po tym, jak ich dostawy skurczyły się w listopadzie o około 10% w stosunku do października, a Xpeng traci 4% po 13-procentowym spadku sprzedaży w ujęciu miesięcznym.
W tym samym czasie BYD zaliczyły solidny 4-procentowy wzrost.
Kierunek: Świat, Europa, Polska, a my w środku
Mimo sukcesów, przed BYD wciąż intensywna końcówka roku. Aby dowieźć roczny cel na poziomie 4,6 mln pojazdów, grudzień musi zamknąć się sprzedażą około 418 tysięcy sztuk.
Perspektywy na przyszłość rysują się w jasnych barwach, a zagraniczna ekspansja ma być stałym elementem strategii, a nie tylko chwilową łatą na dziurawy popyt w Chinach. Analitycy Morgan Stanley oceniają, że przy obecnym tempie producent jest na dobrej drodze, by zrealizować ambitny plan: milion aut przeznaczonych na eksport do 2025 roku.
Z kolei Deutsche Bank wieszczy, że to dopiero początek rozpędu. Według ich szacunków, sprzedaż BYD może w przyszłym roku wzrosnąć o około 20 proc., osiągając pułap 5,6 miliona egzemplarzy. Co ciekawe, motorem napędowym ma być już nie tylko wolumen, ale i prestiż. Firma stawia na premiery w segmencie marek luksusowych – Denza oraz Equation Leopard, a to już jasny sygnał do europejskich producentów, zwłaszcza niemieckich.
Chińska KIA już nadjeżdża?
Patrząc na te liczby, trudno uciec od historycznych analogii. Jeszcze dwie dekady temu koreańskie marki, takie jak Kia czy Hyundai, traktowaliśmy z dystansem, często jako budżetową ciekawostkę. Dziś marki te są stałym, solidnym elementem europejskiego krajobrazu.
Wszystko wskazuje na to, że chińska motoryzacja podąża dokładnie tą samą ścieżką, a to, co dziś wydaje się nam egzotyką zza Wielkiego Muru, za kilka lat spowszednieje i stanie się motoryzacyjną codziennością.




























































