Najnowsze dane Głównego Urzędu Statystycznego potwierdziły to, czego się można było spodziewać. Wraz z nowym rokiem wzrosły oczekiwania inflacyjne polskich konsumentów, co grozi utrwaleniem szybkiego wzrostu cen w najbliższych kwartałach.


Inflacja pozostaje ekonomicznym tematem numer jeden nie tylko w Polsce. Grudniowy odczyt wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych był aż o 8,6% wyższy niż rok wcześniej – wynika z niedawnych obliczeń Głównego Urzędu Statystycznego. Tak wysokiej inflacji CPI nie widzieliśmy od 21 lat. Ale to już przeszłość. Rezultat za styczeń niemal z pewnością przekroczy 9%.
Jednakże ważniejsze od inflacji już zrealizowanej jest to, jak szybko pieniądz będzie tracił na wartości w kolejnych miesiącach i kwartałach. Tempo inflacji zależy od bardzo wielu czynników, ale jednym z najważniejszych są oczekiwania producentów i konsumentów. W niniejszym artykule przyjrzymy się tym drugim. Jeśli ludzie wierzą, że ceny w kolejnych miesiącach będą rosły jeszcze szybciej, to można spodziewać się dwóch rzeczy: 1) przyspieszą decyzje o wydatkach (bo przecież później będzie drożej), 2) będą bardziej chętni do akceptowania wyższych cen w sklepach.
Konsument nie ma złudzeń
Dlatego statystycy usiłują mierzyć także oczekiwania inflacyjne. Parametr ten zyskuje na znaczeniu w okresach podwyższonej i wysokiej inflacji, z jaką mamy obecnie do czynienia. Styczniowe badania GUS „wskazują na przesunięcie oczekiwań inflacyjnych w kierunku wyraźnie wyższej inflacji w Polsce względem poprzedniego miesiąca”.


W styczniu wskaźnik oczekiwań inflacyjnych przyjął wartość 46,8 pkt. i był o 7,5 pkt. wyższy niż w grudniu. To także najwyższy odczyt od kwietnia 2020 oraz trzeci najwyższy rezultat po kwietniu 2012. Oznacza to, że konsumenci spodziewają się jeszcze wyższej inflacji w perspektywie kolejnych 12 miesięcy. Problem leży jednak w tym, że obecnie inflacja sięga prawie 10 proc., a w omawianych kwietniu i maju 2020 r. wynosiła odpowiednio 3,4 proc. i 2,9 proc. po wyhamowaniu z notowanych w pierwszym kwartale średnio 4,5 proc.
Przeczytaj także
Rosnące oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych najprawdopodobniej są efektem silnych podwyżek cen podstawowych dóbr konsumpcyjnych. W styczniu weszły w życie drakońskie podwyżki taryf na gaz ziemny oraz energię elektryczną. Ludzie zewsząd słyszeli też o galopujących notowaniach gazu i prądu na europejskich giełdach. Na to nałożył się solidny wzrost cen żywności nie tylko w poprzednich miesiącach, ale także ten widziany już po Nowym Roku. Przy tym inflacja objawia się nie tylko w przypadku żywności i energii. Szybo drożeje już prawie wszystko, czego dowodem jest przeszło 5-procentowa inflacja bazowa napędzana rosnącymi cenami usług.
Jak oni to liczą?
Ocena zmian cen konsumpcyjnych w ciągu najbliższych 12 miesięcy przedstawia odczucia konsumentów w zakresie przewidywanego tempa zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych w okresie najbliższych miesięcy. Wskaźnik ten przyjmuje wartości od -100 do +100.
Wartość dodatnia oznacza przewagę liczebną konsumentów przewidujących wzrost cen konsumenckich (towarów i usług konsumpcyjnych) nad konsumentami przewidującymi ich spadek, natomiast wartość ujemna oznacza przewagę liczebną konsumentów przewidujących spadek cen konsumpcyjnych nad konsumentami przewidującymi ich wzrost.
Ankietowani przez GUS konsumenci mają możliwość zaznaczenia jednej z sześciu odpowiedzi na pytanie o zmianę cen konsumenckich (towarów i usług konsumpcyjnych) w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Oto te odpowiedzi:
- Nastąpi szybszy wzrost;
- Nastąpi wzrost w podobnym tempie;
- Będą wzrastały wolniej;
- Pozostaną mniej więcej na tym samym poziomie;
- Nastąpi spadek;
- Nie wiem.
Wskaźnik oczekiwań inflacyjnych oblicza się w następujący sposób – bierzemy odsetek odpowiedzi 1., dodajemy do nich połowę odpowiedzi 2., odejmujemy połowę odpowiedzi 4. oraz wszystkie odpowiedzi 5. Innymi słowy, odpowiedzi „nastąpi szybszy wzrost cen” oraz „nastąpi spadek cen” mają wagę 1, zaś odpowiedzi „nastąpi wzrost cen podobnym tempie” oraz „ceny pozostaną mniej więcej na tym samym poziomie” mają wagę 0,5.
Proszę zauważyć, że w tak nakreślonym równaniu nieuwzględniane są dwie odpowiedzi. O ile pominięcie odpowiedzi 6. („Nie wiem”) łatwo uzasadnić, o tyle większy problem pojawia się w przypadku odpowiedzi 3. („Ceny będą wzrastały wolniej”). Przecież ta grupa także oczekuje inflacji, tyle że niższej od obecnej. Są to więc ludzie, którzy jak najbardziej prezentują oczekiwania inflacyjne, ale ich odpowiedzi zostały pominięte.
Kwestia ta nabiera szczególnej wagi w takich czasach jak obecne, gdy inflacja CPI zbliża się do absolutnie nieakceptowalnego poziomu 10% w skali roku. Można sobie wyobrazić, że w takiej sytuacji Polacy mogą masowo dojść do przekonania, że inflacja na tym poziomie osiągnęła swoje cykliczne maksimum i że w najbliższych miesiącach obniży się np. do 7%. Mielibyśmy wtedy do czynienia ze spadkiem oczekiwań inflacyjnych i to pomimo faktu, że społeczeństwo spodziewałoby się inflacji niemal trzykrotnie wyższej od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.).
Jak to wygląda w szczególe?
Krajowe dane o oczekiwaniach inflacyjnych – czyli przewidywanej zmianie cen konsumpcyjnych w ciągu najbliższych 12 miesięcy – publikowane są w biuletynie statystycznym GUS-u. Publicznie dostępny jest tylko główny odczyt, po szczegółowe dane poprosić musieliśmy obsługę prasową urzędu.
Oczekiwania inflacyjne Polaków w styczniu 2022 r. | |
---|---|
Odpowiedź | Odsetek ankietowanych |
nastąpi szybszy wzrost cen | 24,57 |
nastąpi wzrost cen w podobnym tempie | 51,41 |
ceny będą wzrastały wolniej | 13,01 |
ceny pozostaną mniej więcej na takim samym poziomie | 6,23 |
nastąpi spadek cen | 0,33 |
nie wiem | 4,44 |
Źródło: GUS |
Analiza styczniowego odczytu (46,8 pkt.) pokazuje, że wzrostu cen spodziewa się niemal 89% ankietowanych konsumentów. Z tego 24,6% spodziewa się, że nastąpi szybszy wzrost cen, a 51,4% oczekuje wzrostu cen w obecnym tempie. Do tego mamy liczącą 13% frakcję spodziewającą się wolniejszego wzrostu cen, czyli niższej inflacji CPI. Pojawiło się także 6,2% odpowiedzi zakładających utrzymanie cen na takim samym poziomie. Tylko 0,33% respondentów oczekiwało spadku cen. Dla porównania, w grudniu 2021 wzrostu cen oczekiwało „tylko” 83,6% ankietowanych, a rok temu 83,1%. Można więc powiedzieć, że Polacy masowo zgadzają się co do jednego: wysoka inflacja będzie zjawiskiem trwałym.


Kiedy oczekiwania się „odkotwiczają”
Współczesny pieniądz oparty jest jedynie o dwie rzeczy: państwowy przymus jego stosowania (z czym zresztą różnie bywa) oraz o wiarę ludzi w to, że jest coś warty. Gdy ta wiara ulatuje, wartość fiducjarnego pieniądza szybko spada w stronę zera. Dlatego absolutnym priorytetem wszystkich bankierów centralnych tego świata jest utrzymanie „zakotwiczonych” oczekiwań inflacyjnych ludności, przedsiębiorców i inwestorów.
„Odkotwiczenie się” tych oczekiwań (lub „zakotwiczenie się na wyższym poziomie” – żargon ekonomiczno-okrętowy jest w tym aspekcie elastyczny), a więc utrata przez społeczeństwo wiary w to, że bank centralny jest w stanie sprowadzić inflację do swojego jasno zdeklarowanego celu, to jeden z gorszych scenariuszy dla gremium decydującego o stopach procentowych. Przywrócenie zaufania do pustego pieniądza jest bowiem zadaniem niezmiernie trudnym i zwykle wymaga nadzwyczajnych działań ze strony rządzących.
Nie wykluczone, że to właśnie „odkotwiczajace się” oczekiwania inflacyjne jesienią popchnęły Radę Polityki Pieniężnej do porzucenia polityki zerowych stóp procentowych. Prezes NBP Glapiński jeszcze we wrześniu mówił, że podwyżka stóp procentowych byłaby „szkolnym błędem”. Stopy w NBP zostały podniesione raptem miesiąc później. Od tego czasu rada podjęła już cztery takie decyzje, podnosząc stopę referencyjną z 0,1% do 2,25%. Ekonomiści oczekują także 50-punktowej podwyżki na posiedzeniu lutowym. Z kolei rynek długu wycenia wzrost stóp procentowych w Polsce w okolice 4%.
Spekulacje na jeszcze wyższy wzrost ceny pieniądza nasiliły się po piątkowej wypowiedzi prezesa NBP Adama Glapińskiego. - Stopy procentowe w Polsce powinny wzrosnąć mocniej, niż obecnie oczekuje rynek, biorąc pod uwagę ostatnie dane makro – powiedział, cytowany przez agencję Bloomberg, prezes NBP Adam Glapiński.
Problem w tym, że nawet stopy procentowe rzędu 4-5% wydają się stanowczo za niskie jak na skalę obecnej i oczekiwanej inflacji. Ekonomiści prognozują, że pierwszy szczyt inflacji CPI zobaczymy już w danych za styczeń. Ale ze względu na tzw. tarczę antyinflacyjną (czyli tymczasową obniżkę stawek VAT na paliwa, energię i żywność) drugi szczyt przypadnie na początku drugiej połowy 2022 roku. Inflacja CPI ma pozostać na bardzo wysokim (5-7%) poziomie także przez większość 2023 roku. Nawet na rok 2024 nie jest zakładany powrót do 2,5-procentowego celu NBP. Oznacza to, że w dającej się przewidzieć przyszłości będziemy żyć w reżymie represji finansowej. A więc w otoczeniu realnie ujemnych stóp procentowych, czyli w sytuacji, gdy nominalne stopy są niższe od zaraportowanej inflacji CPI.