Niemieckie centra aktywizacji bezrobotnych wypłacają zapomogi socjalne pracownikom zarabiającym najniższe pensje. Chcąc odzyskać pieniądze, kierują do sądu pracy pozwy przeciwko pracodawcom, płacącym "niemoralnie niskie" wynagrodzenie.
![]() | » Pensje są wciąż nikczemne |
Pierwszą sprawą, którą wygrały urzędy, był pozew przeciwko właścicielowi małej pizzerii w Stralsund w północnych Niemczech - poinformowała "Süddeutsche Zeitung". Pracodawca zatrudnił jedną kelnerkę, dwóch pomocników kuchni i dwóch dostawców pizzy, płacąc im 1,32 euro za godzinę. W Niemczech nie ma płacy minimalnej określonej przepisami prawa, jak np. w Polsce. Wynagrodzenie za pracę na danym stanowisku negocjowane jest między pracownikiem a pracodawcą, jednak ten nie może zaoferować niższej stawki, niż została uzgodniona ze związkami zawodowymi, a te mają bardzo silną pozycję i wspierane są przez prawo. Drobne prace, tak zwane "minijobs", czyli roznosiciele ulotek, handlarze preclami, nianie, opiekunki itd., podobnie jak w Polsce zwolnione są jedynie z niektórych składek.
Na początku 2010 roku niemiecki urząd pozwał właściciela pizzerii i wygrał, ponieważ według urzędników pracodawca wypłacał "niemoralnie niskie" wynagrodzenie. Sędziowie podzielili zdanie urzędników i w efekcie przedsiębiorca musiał "zwrócić" urzędowi 6600 euro, które ten wypłacił pracownikom zatrudnionym w pizzerii w ramach uzupełnienia niskiego wynagrodzenia. Według sądu, wynagrodzenie jest "niemoralnie niskie", jeśli nie wynosi przynajmniej dwóch trzecich przeciętnej pensji wypłacanej w sektorze w danym regionie kraju. Obecnie niemieckie urzędy zatrudnienia coraz częściej korzystają z tej interpretacji i występują przeciwko pracodawcom, wypłacającym zbyt niskie wynagrodzenie.
![]() | » Bezrobocie spadło. Resort pracy się cieszy |
W Polsce kwestia płacy minimalnej regulowana jest ustawą o minimalnym wynagrodzeniu na pracę. Jej wysokość ustalana jest corocznie na podstawie obwieszczenia premiera do 15 września każdego roku. Od 1 stycznia 2013 roku minimalna płaca brutto pracownika zatrudnionego na umowę o pracę musi wynosić 1600 złotych, co daje 10 złotych brutto na godzinę, czyli około 2,36 euro. Pracownicy niemieckiej pizzerii zarabiali więc na godzinę mniej, niż zarobiliby w Polsce na podobnym stanowisku.
Niemieckie urzędy sztucznie starają się uregulować kwestię minimalnego wynagrodzenia, mając za sobą wsparcie sądów. Nierówność płac szczególnie widoczna jest we wschodnich landach, gdzie jedna czwarta zatrudnionych zarabiała w 2011 roku poniżej 8,50 euro brutto. Wydaje się jednak, że głównym motywem działań urzędów nie jest walka z tak zwaną "niesprawiedliwością społeczną" tylko z unikaniem opodatkowania. Trudno wyobrazić sobie, żeby ktoś w Niemczech - nawet we wschodnich landach - zgodził się pracować za stawkę niższą niż w Polsce. Reszta pensji płacona jest zapewne "pod stołem", czyli bez odprowadzania obowiązkowych składek i podatków. Natomiast do wyrównania płacy zarabiającym zbyt mało wykorzystywane są państwowe środki, przeznaczone na pomoc socjalną. Pracownicy zatrudnieni w ten sposób zyskują więc podwójnie, bo oprócz nieopodatkowanej pensji dostają zasiłek. Zyskuje też pracodawca, zatrudniający pracownika bardzo niskim kosztem. Tracą na tym jak zwykle podatnicy.
Sławomir Stroński
Bankier.pl