Przeciętne wynagrodzenie w I kwartale 2013 roku wyniosło 3740 zł brutto, co oznacza wzrost o 2,6% w ujęciu rocznym. W ujęciu kwartalnym jest to wzrost o 1,3%. Wynagrodzenia w tym okresie rosły szybciej niż inflacja. To dobra wiadomość.
Przeciętne wynagrodzenie to niezwykle ważny wskaźnik, który jest podstawą do ustalania wysokości niektórych świadczeń socjalnych. Te ustala się zwykle raz na rok. Jeżeli tendencja wzrostowa się utrzyma, to w przyszłym roku możemy spodziewać się podwyżek np. zasiłków. Niestety, ma to także swoje złe strony, bo przeciętne wynagrodzenie jest także podstawą do ustalania wysokości składek płaconych przez przedsiębiorców.
![]() | » Paradoks: zarabiamy mało, ale kosztujemy dużo |
Pensje wciąż nikczemne
Przeciętne wynagrodzenie w I kw. 2013 roku wyniosło 3740 zł brutto, czyli 2672 zł netto. Niestety zarobki ok. 70% pracujących w Polsce znajdują się poniżej tej kwoty. Modalne wynagrodzenie waha się w granicach 1800-2300 zł netto. Ponad 800 tysięcy ludzi w Polsce otrzymuje płacę minimalną, czyli ok. 1186 zł na rękę. Słowem, przeciętne wynagrodzenie to nieosiągalne marzenie dla kilkunastu milionów pracujących.
Wciąż przeciętna krajowa w Polsce to tylko 25% tego co zarabiają Niemcy lub Francuzi. Jednocześnie wydajność pracy Polaków kształtuje się na poziomie 60% średniej UE. Teoretycznie przedsiębiorcy powinni płacić więcej swoim pracownikom, ale mamy do czynienia z pewnego rodzaju luką inwestycyjną. Firmy wolą odkładać pieniądze na gorsze czasy. Ponadto rzadziej niż firmy zachodnie posługują się kredytem. Jednocześnie wskaźnik Giniego, czyli nierównomierności dochodów w Polsce, jest wyższy niż np. w Niemczech. Oznacza to, że właściciele przedsiębiorstw mniej chętnie dzielą się zyskami ze swoimi pracownikami niż ich zachodni koledzy.
![]() | »Inflacja pozwala RPP na coraz więcej |
Prognozy na przyszłość
Przeciętne wynagrodzenie wzrosło, ale to wcale nie znaczy, że jest dobrze. Dane odnośnie do wzrostu PKB nie napawają optymizmem. Z prognoz wynika, że w 2013 roku odnotujemy wzrost gospodarczy na poziomie ok. 1%. To w naturalny sposób hamuje dynamikę wzrostu wynagrodzeń. Do tego dochodzi bardzo wysokie, bo aż 14% bezrobocie, które zmniejsza presję płacową. Ludzie nie proszą o podwyżki, bo boją się utraty pracy.
Światełkiem w tunelu są rekordowo niskie stopy procentowe, które mogą przełożyć się na większy popyt na kredyt, a to zdaniem niektórych analityków powinno korzystnie wpłynąć na koniunkturę, zwłaszcza w najbardziej dotkniętym spowolnieniem sektorze budowlanym. W międzyczasie oczekujemy na nowelizację budżetu. Wszystko wskazuje na to, ze deficyt w tym roku wyniesie ponad 50 mld zł (m.in. na skutek słabej ściągalności podatku VAT i akcyzy), co będzie musiało negatywnie odbić się na inwestycjach w sektorze publicznym. To wszystko sprawia, że zapowiadane ożywienie w gospodarce wciąż jest mgliste i bardzo niepewne.
Łukasz Piechowiak
Bankier.pl