Inwestorów z Wall Street zaniepokoiła opinia Rezerwy Federalnej. Fed ocenił, że „wzrost gospodarczy spowolnił w zeszłym roku”, co wzbudziło wątpliwości względem stanu gospodarki USA oraz przyszłej ścieżki stóp procentowych.


Dokonując w grudniu pierwszej od 2006 roku podwyżki stóp procentowych, kierownictwo Rezerwy Federalnej podtrzymało rynek w (moim zdaniem błędnym) przeświadczeniu, jakoby amerykańska gospodarka była w dobrej formie, zapewniającej dalszy wzrost liczby miejsc pracy i spadek bezrobocia.
Fed: a może nie mieliśmy racji?
Zaledwie 42 dni później FOMC zakomunikował rynkom, że „warunki na rynku pracy uległy dalszej poprawie, mimo że wzrost gospodarczy spowolnił w zeszłym roku”. No to w końcu jest źle czy dobrze? Bo jeszcze niedawno Fed zapewniał, że wszystko jest świetnie. A tu okazało się, że jednak nie do końca.


To nie jest tak, że dane nadchodzące z amerykańskiej gospodarki nagle popsuły się na przełomie grudnia i stycznia. One w większości były słabe przez większość 2015 roku! Wystarczy spojrzeć na dynamikę produkcji przemysłowej, która malała przez cały ubiegły rok, w listopadzie przybierając wartości ujemne. Recesję w amerykańskim przemyśle potwierdził indeks ISM, który pod koniec roku spadł poniżej 50 punktów.
Recesja zbliża się do Ameryki
Słabo wypada także sprzedaż detaliczna, której roczna dynamika oscyluje wokół 2%. A to amerykański konsument jest ponoć główną siłą napędzającą gospodarkę USA. Spójrzmy teraz na najbardziej syntetyczny miernik koniunktury, czyli na produkt krajowy brutto. Po intensywnym statystycznym „masowaniu” wyniku za pierwszy kwartał (pierwotnie raportowano +0,2%, po rewizji -0,7%, by ostatecznie wyciągnąć annualizowaną dynamikę amerykańskiego PKB na +0,6%), kolejne dwa kwartały były już niezłe: +3,7% w Q2 i +2,1% w Q3.
Ale ostatni kwartał najprawdopodobniej znów był znacznie słabszy. Według szacunków ekonomistów amerykański PKB rósł w tempie 0,8% (w ujęciu annualizowanym, czyli ok. 0,2% kdk). Na podobną dynamikę wskazuje także nadzwyczaj trafny „model” GDP Now sporządzany przez oddział Fedu z Atlanty, który pozwala oczekiwać wyniku rzędu 0,7%. Wstępne dane amerykańskiego Biura Analiz Gospodarczych (BEA) poznamy w piątek o 14:30 czasu polskiego.
Uśredniając historyczne i oczekiwane odczyty amerykańskiego PKB można szacować, że w 2015 roku największa gospodarka świata urosła realnie o ok. 1,8%. To wynik bez rewelacji, ale też nie powód do rozdzierania szat.
Problem w tym, że coraz więcej wskaźników (spadające obroty w światowym handlu, rekordowo niski Baltic Dry Index, malejący indeks wyprzedzający ECRI, krach na rynku obligacji „śmieciowych”) sugeruje, że gospodarka Stanów Zjednoczonych powoli zbliża się do cyklicznej recesji. A w recesji stopy procentowe zwykło się obniżać, a nie podnosić.
Fed miał świadomość, że wieloletnia polityka zerowych stóp procentowych w połączeniu z QE narażała na szwank jego (i tak już wątpliwą) reputację. Podwyżka była więc albo podyktowana względami wizerunkowymi, albo Fed z premedytacją zmierza do recesji i kryzysu finansowego.
Jeśli prawdziwa jest opcja pierwsza, to o zapowiadanych jeszcze w grudniowych „fedokropkach” 3-4 podwyżek stopy funduszy federalnych w 2016 roku możemy zapomnieć. I gdy tylko koniunktura zacznie się wyraźnie psuć, Fed zrezygnuje z zacieśnienia polityki monetarnej.