Sensacyjna porażka reprezentacji Argentyny z Arabią Saudyjską była kwintesencją argentyńskich problemów XXI wieku. I to zarówno tych futbolowych, jak i tych gospodarczo-finansowych.


W pierwszej połowie meczu z Saudami Argentyńczycy czterokrotnie wpakowali piłkę do bramki rywali, ale sędzia przy wydatnym wsparciu systemu VAR uznał tylko jedno trafienie. W drugiej połówce meczu trafiali już tylko Arabowie i ostatecznie odnieśli sensacyjne zwycięstwo 2:1. Coś takiego nie miało prawa się wydarzyć! „Albicelestes” byli wskazywani jako bezdyskusyjni faworyci nie tylko tego meczu (bukmacherzy płaci 18 do 1 za zwycięstwo Arabii Saudyjskiej), ale też jako jedni z mocnych kandydatów do wygrania całego turnieju. Teraz ich szanse znacząco spadły, choć po wygranej z Meksykiem wciąż pozostają w grze. Do awansu Argentyna potrzebuje jednak przynajmniej remisu z Polską.
Argentyńska klątwa
Na papierze Argentyna jest piłkarską potęgą. Przed katarskim mundialem ekipa Lionela Scaloniego nie przegrała żadnego z ostatnich 36 spotkań. W składzie są zawodnicy warci prawie 650 mln euro – wynika z danych serwisu transfermarkt.pl. Wyżej wycenianych jest tylko 6 reprezentacji. W rankingu FIFA Argentyna zajmuje trzecie miejsce, ustępując jedynie Belgii i Brazylii. Drużynę na boisku prowadzi Lionel Messi - niezbyt już młody, ale wciąż jeden z najlepszych piłkarzy świata. Grupa nie wydawała się dla Argentyńczyków trudna – reprezentacje Arabii Saudyjskiej czy Polski, a także osłabionego kadrowo Meksyku miały nie stanowić większej przeszkody.
A jednak… słaby pierwszy mecz grupowy nie jest dla Argentyńczyków czymś nowym. Na mundialu w Rosji „Albicelestes” najpierw zremisowali z Islandią, a później przegrali z Chorwacją. Wyszli jednak z grupy i po epickim spotkaniu ulegli przyszłym mistrzom świata 4:3. W 2010 roku na boiskach RPA mimo będącego w życiowej formie Messiego w ćwierćfinale dostali tęgie lanie od Niemców (0:4). Cztery lata wcześniej do domu także odprawili ich Niemcy i także w ćwierćfinale (ale wtedy dopiero po karnych). Mundial w 2002 roku był blamażem – Argentyńczycy nie wyszli z grupy po porażce z Anglią i remisie ze Szwecją. Bez szału było też we Francji (1998) – przegrany ćwierćfinał z Holandią – oraz w USA (1994) – w 1/8 wyeliminowali ich Rumuni.
Po zakończeniu ery Maradony (mistrzostwo w 1986 i wicemistrzostwo w 1990) Argentyna odniosła tylko jeden sukces na piłkarskim mundialu. Na brazylijskich boiskach Messi i spółka wywalczyli wicemistrzostwo, ulegając w dogrywce bezkonkurencyjnym Niemcom 0:1. Trzeba jednak przyznać, że jak na kraj z takim piłkarskim potencjałem, takimi zawodnikami i taką tradycją trzy dekady z tylko jednym występem w finalne to trochę mało.
Kraj nieustannych kryzysów…
Nie tylko na boisku Argentyńczycy w ostatnich latach przeżywają ciężkie chwile. Ich współczesna historia gospodarcza to pasmo kryzysów i bankructw. Obecnie jest to kraj szalejącej inflacji (88% i rośnie) przy stopach procentowych na trudno wyobrażalnym poziomie 75% (czyli realnie mocno ujemnych). Od ponad dwóch dekad argentyńskie peso znajduje się w spadku swobodnym, tylko w tym roku tracąc względem dolara prawie 38%, a przez ostatnie lata niemal 90%. Dziś za jednego USD trzeba zapłacić ponad 160 peso. Jeszcze 20 lat temu argentyńska waluta była sztywno powiązana z dolarem po kursie 0,9513 peso za jednego „zielonego”.


Permanentny kryzys walutowy i w zasadzie już hiperinflacja to tylko najbardziej widoczne objawy choroby trapiącej argentyńską gospodarkę. W XXI wieku Argentyna zaliczyła trzy wielkie katastrofy gospodarcze (ze spadkiem PKB o ponad 10%) i do tego kilka pomniejszych recesji. W rezultacie produkt krajowy brutto przypadający na jednego Argentyńczyka w 2021 roku wyniósł 10,8 tys. USD i był (nominalnie!) niewiele wyższy niż pod koniec XX wieku. W rezultacie Argentyna wypadła z grona krajów zamożnych i obecnie plasuje się na granicy szóstej i siódmej dziesiątki, gdzieś pomiędzy Rosją a Malezją.
Dodajmy do tego nieustanny kryzys finansów publicznych. Argentyna ma za sobą niemal dekadę „ponadnormatywnych” deficytów fiskalnych, w zależności od roku sięgających od niemal 4% do 8,5% PKB. Ostatnią nadwyżkę budżetową kraj zanotował w roku 2010. W rezultacie dług publiczny w 2020 roku sięgnął 102% PKB, by w roku ubiegłym obniżyć do 80,5%. Do tego doszła dekada pogłębiającego się deficytu na rachunku bieżącym (w porywach 5,2% PKB w roku 2018) zwiększającego zadłużenie zagraniczne kraju.
W świecie finansów Argentyna słynie jako notoryczny bankrut. Trzy lata temu zbankrutowała po raz 9. w swej 200-letniej historii. Nie pomogła ani pożyczka od Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ani drakońskie (jak się wówczas wydawało!) podwyżki stóp procentowych, ani odsunięcie od władzy skorumpowanych socjalistów przez Mauricio Macriego. Nowy rząd próbował przeprowadzić reformy i przywrócić równowagę budżetu państwa. Nie udało się. Lewicowa ekipa peronistów mimo licznych skandali korupcyjnych odzyskała władzę jesienią 2019 roku.
Skończyło się jak zwykle: wybuchem potężnej inflacji będącej po części następstwem bezprecedensowego załamania argentyńskiej gospodarki w 2020 roku. W wyniku wprowadzenia covidowego lockdownu argentyński PKB w II kw. 2020 spadł o bezprecedensowe 19%! Warto dodać, że już w 2019 roku ta południowoamerykańska gospodarka znalazła się w recesji. Niestety, do wielu Argentyńczyków wciąż nie dociera, skąd się biorą ich ekonomiczne nieszczęścia. W sierpniu tysiące demonstrantów zablokowało Buenos Aires w proteście przeciwko polityce lewicowego rządu, domagając się… jeszcze wyższych płac i zasiłków. Czyli generalnie tego wszystkie, co przez ostatnie dekady napędza w Argentynie ekspansję ubóstwa i inflacji.
… i zmarnowanego potencjału
W ciągu ostatnich dwóch dekad Argentyna z kraju rozwiniętego zamieniła się w pariasa cywilizowanego świata. Notoryczny bankrut targany permanentnym kryzysem walutowym, galopującą inflacją i postępującym socjalizmem wpychającym w nędzę miliony Argentyńczyków. Ale nie zawsze tak było.
Sto lat temu Argentyna była jednym z najbogatszych krajów świata. Ominęły ją kataklizmy obu wojen światowych oraz klęski naturalne. Ale z powodu całej serii populistyczno-socjalistycznych rządów ten piękny i pełen bogactw naturalnych kraj spadł do gospodarczej trzeciej ligi. Statystyka PKB na mieszkańca sytuuje Argentyńczyków nawet za Rosjanami i Bułgarami oraz nieznacznie przed Meksykanami i Turkami. Jeśli tak dalej pójdzie, to za kilka lat pod tym względem Argentynę prześcignie nawet Kuba rządzona przez następców komunistycznego reżymu braci Castro.
Trudno tu uciec od analogii do świata futbolu, gdzie kolejni selekcjonerzy marnują niewyobrażalny potencjał argentyńskich piłkarzy. Może zatem na obu polach (tj. zarówno piłkarskim, jak i gospodarczym) Argentynie potrzebna jest zmiana „myśli trenerskiej”. Nie wiem, co należy zmienić w sposobie gry czy w ustawieniu na boisku. Sądzę jednak, że w przypadku gospodarki pomogłoby odejście od etatyzmu i rozkładania kraju zasiłkami socjalnymi, a także pokazanie czerwonej kartki skorumpowanym peronistom z pewnymi przerwami kierującymi Argentyną przez poprzednie 75 lat.