REKLAMA

1. Wielka powódź w Polsce

2014-01-08 06:00
publikacja
2014-01-08 06:00

Z prognoz analityków wynika, że PKB Polski w 2014 wzrośnie o ok. 2,5-3%. Jednak istnieje wiele czynników, które mogą negatywnie wpłynąć na ten wynik, np. nieoczekiwane klęski żywiołowe. Od powodzi stulecia minęło 16 lat. A co by się zdarzyło, gdyby w 2014 roku spotkał nas podobny kataklizm, co w 1997 roku?

powódź w polsce
Źródło: thetaxstock

To nie jest możliwe - twierdzą eksperci. Polska odrobiła lekcję sprzed 16 lat. Lepiej zabezpieczyliśmy miasta, budując zbiorniki retencyjne, umacniając wały przeciwpowodziowe oraz opracowując systemy zarządzania kryzysowego, których nie mieliśmy w tamtym czasie. Jednak nawet w Stanach Zjednoczonych - najbogatszej gospodarce świata i zdawać by się mogło najlepiej przygotowanej na ewentualne kataklizmy - rozmiar strat wywołanych huraganem Katrina w 2005 roku zaskoczył wszystkich. Tysiące ludzi straciło dachy nad głową. Prawie 2 tys. osób zginęło, 90% miasta Nowy Orlean znalazło się pod wodą, a straty materialne wyceniono na ponad 80 mld dolarów.

Łatwo wyobrazić sobie sytuację, że np. lipcowe opady w Polsce znacznie przekraczają normę. W 2011 roku w zachodniej Polsce suma opadów trzykrotnie przekroczyła normę wieloletnią, czyli ponad 200 mm na metr kwadratowy. Wówczas dochodziło do wielu lokalnych powodzi i podtopień. A co by było, gdyby opady były np. o 50% wyższe? Najprawdopodobniej wiele miast położonych nad Odrą zostałoby zalanych. Największe zniszczenia dotyczyłyby Opola, Wrocławia, Kędzierzyna-Koźla, Nowej Soli i Raciborza. Zerwałoby się kilkanaście mostów, a setki kilometrów dróg należałoby zbudować od nowa. Ponad milion ludzi potrzebowałby pomocy w odbudowie utraconego majątku. Polacy potrafią być solidarni w nieszczęściu - pozostaje pytanie, czy państwo byłoby stać na dodatkową pomoc finansową?

Straty materialne związane z katastrofą tego rozmiaru mogłyby wynieść nawet 50 mld zł. Stanowiłoby to prawie 3% PKB. Do tego należy doliczyć koszt alternatywny związany z utratą tysięcy miejsc pracy, a dziesiątki tysięcy zamiast w niej przebywać, przez wiele dni ratowałaby dobytek swój i sąsiadów. To dodatkowe 2-3% i to przyjmując pozytywny scenariusz. Skorygowany wzrost prawdopodobnie nie przekroczyłby wtedy 1,5%.

Naturalnie wiązałoby się to z olbrzymimi wydatkami rządowymi. Budżet państwa należałoby natychmiast nowelizować. Część wydatków na inwestycje trzeba by przesunąć na następne lata, a to oznacza, że wielu przedsiębiorców straciłoby intratne kontrakty. Czy rząd wyszedłby z tego obronną ręką?

Raczej nie. Katastrofa naturalna tego rozmiaru to idealna sytuacja dla opozycji. Nigdy nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć się w 100%, ale w momencie, gdy ludzie tracą dorobek swojego życia, najłatwiej znaleźć winnego w postaci polityka, który np. zamiast wydawać pieniądze publiczne na wyższe wały przeciwpowodziowe, wolał "wypłacić premie urzędnikom". Klęska to pożywka dla wszelkiej maści demagogów i populistów. Niezadowolone ofiary powodzi w znaczny sposób wpłynęłyby na wynik wyborów samorządowych. Cena dla rządzących byłaby ogromna. Podobnie jak w 1997 roku.

Łukasz Piechowiak



Wróć do listy

Źródło:
Tematy
Miejski model Ford Puma. Trwa wyjątkowa wyprzedaż

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki