Zarząd i strajkujące związki z Jastrzębskiej Spółki Węglowej kłócą się o flapsy, obrzucając się jednocześnie zarzutami o nieudolność i dywersję. Zarząd przedstawia jednak konkretne liczby, a strajkujący jedynie ogólne założenia. Przedstawiciel związków zapewnia nas jednak, że walka wcale nie idzie tylko o flapsy, a o program, który proponują spółce strajkujący górnicy. Ich zdaniem postawi on JSW na nogi.



Sytuacja w JSW nie należy do najłatwiejszych. Podstawowym powodem złego stanu finansów spółki jest kryzys na rynku węgla i spadająca cena tego surowca. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy trzeba zdiagnozować poboczne problemy, które sprawiły, że tani węgiel aż tak mocno uderzył w wyniki jastrzębskiego giganta.
Zarząd: problemem przywileje! Związkowcy: niekoniecznie...
Zarząd uznał, że problemem są wysokie koszty jednostkowe, spowodowane m.in. przywilejami górniczymi. Związkowcy z kolei oskarżyli zarząd o nieudolność. Strona rządowa póki co nie przedstawiła żadnych konkretów, a akcjonariusze dali wyraźny znak, że mają już dość całego zamieszania, które ciągnie notowania spółki na nowe minima.
Strajkujący górnicy w środę przedstawili Radzie Nadzorczej swoje postulaty. Wcześniej zostały one storpedowane przez zarząd JSW, który wycenił ich wprowadzenie na 170 mln zł, zaznaczając jednocześnie, że każdy dzień strajku kosztuje spółkę kolejne 30 mln zł.
Postulaty związkowców z JSW
- Odwołanie zarządu i powołanie w jego miejsce nowego
- Likwidacja spółki JSW Szkolenie i Górnictwo
- Wycofanie decyzji o wypowiedzeniu trzech porozumień zbiorowych obowiązujących w spółce
- Wciągnięcie w system przywilejów górników z kopalni Knurów-Szczygłowice
- Rezygnacja z planów zwolnienia dziewięciu liderów związkowych za styczniowy strajk w Budryku
Sławomir Kozłowski, przewodniczący Zakładowej Organizacji Koordynacyjnej NSZZ Solidarność Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA, staje w opozycji do zarządu i zwraca uwagę, że podstawowym problemem spółki nie są kwestie zarobkowe. Jak zasugerował, cięcie pensji to rozwiązanie jedynie doraźne, które nie rozwiąże prawdziwych problemów JSW, leżących w nieudolnym zarządzaniu spółką.
- My jako pracownicy możemy wszystko oddawać ze swoich wynagrodzeń, a dalej będziemy brnąć w ślepą uliczkę jako przedsiębiorstwo – twierdzi Kozłowski.
Kozłowski: Winne nie są płace, a niska produkcja
Przedstawiciel związków potwierdza, że wysokie jednostkowe koszty produkcji są problemem. Według niego, ich wzrost ma główne źródła w znaczącym spadku skali produkcji.
- Oprócz spadków cen węgla główną przyczyną problemów jest zmniejszenie wydobycia w JSW, szczególnie na węglu koksującym. To powoduje, że w spółce nie ma przychodów. Zarząd chce nadrobić te braki poprzez sięgnięcie do kieszeni pracownika – twierdzi przewodniczący.
- Obecnie na ścianach nie wykonaliśmy 6,5 km robót przygotowawczych. W związku z tym zmniejszyliśmy zdolności wydobywcze na kopalniach węgla koksującego o ok. 1,5 mln ton. Dodatkowo zarząd rok 2014 przeznaczył na straty po to, by ruszyć od stycznia z większą sprzedażą. Zmagazynowano na zwałach ok. 800 tysięcy ton węgla koksującego. Nie sprzedawano go, tylko trzymano jako zapas strategiczny ponosząc koszty zwałowania kamienia – dodaje Kozłowski.
CZYTAJ DALEJ: Przy obecnych cenach JSW może zarabiać >>
Przy obecnych cenach można zarabiać
Przedstawiciel Solidarności zasugerował również, że przy dobrym zarządzaniu obecne ceny węgla nie muszą oznaczać strat.
- Obojętnie czy przeczekamy okres taniego węgla, czy nie – twierdzi Kozłowski - jeżeli zmniejszyliśmy produkcję węgla i spowodowaliśmy, że 120 dolarów nie robi nam przychodu, to coś nie jest w porządku. Przy cenie 120 dolarów za tonę w latach 2007-2008 mieliśmy na przykład zyski. Koszty jednej tony były jednak wtedy w granicach 260-280 zł. Gdyby te koszty nie wzrastały w takim tempie, to przy obecnych cenach również wychodzilibyśmy na plus.

Według Kozłowskiego główną przyczyną wzrostu owych kosztów jednostkowych jest właśnie mniejsza produkcja. – Mechanizm działa tak, że gdy zmniejszamy wielkość produkcji przy stałych kosztach, to koszt jednostkowy jednej tony błyskawicznie rośnie – dodaje.
I właśnie na tej bazie opierałby się projekt naprawy spółki, który proponuje Kozłowski - Trzeba zbadać sytuację w spółce, zbadać w jakim czasie jesteśmy w stanie odbudować front robót, który pozwoli wydobywać więcej i zmniejszyć koszt jednostkowy jednej tony węgla. Po drugie, trzeba zbadać co jest potrzebne, aby na te roboty przygotowawcze znalazły się pieniądze, jak to rozłożyć w czasie oraz jaki system pracy wprowadzić, aby to wykonać i naprawić tę złą sytuację. To jest wszystko do zrobienia, tylko zarząd o tych sprawach nie chce mówić, ponieważ mogą one wykazać błędy w zarządzaniu – uważa.
Ileż można rozmawiać?
Przewodniczący twierdzi, że niesłuszne są ataki na związkowców, które sugerują, że górnicy nie chcą rozmawiać. Według niego to zarząd kreuje się na dobrego rozjemcę pragnącego dialogu, któremu związki psują wszystkie pomysły.
- Ileż można rozmawiać? Spotykaliśmy się na takich nieoficjalnych spotkaniach i mówiliśmy co według nas trzeba zrobić, aby naprawić to, co się zepsuło w spółce – twierdzi przedstawiciel Solidarności - Zarząd po prostu nie pozostawił nam możliwości innej decyzji.
Sama sprawa flapsów według Kozłowskiego jest tylko wynikającym ze sporów zbiorowych przyczynkiem do rozpoczęcia konfliktu. Podkreśla on także, że w jego opinii zarząd dąży do konfrontacji. Dowodem na to jest choćby wypowiedzenie porozumień bez zachowania określonych w prawie terminów, a także zwolnienie wbrew rządowym gwarancjom organizatorów styczniowego strajku w Budryku. - W otwartym konflikcie zarząd przetrwa dłużej. Nie będzie się mówiło o błędach zarządu w prowadzeniu działalności gospodarczej, tylko o proteście – zaznacza Kozłowski.
Adam Torchała