Nawet 60 ton chemikaliów trafiło do rzeki Sandvikselva w oddalonym o 10 km od centrum norweskiej stolicy Baerum. Do wycieku miało dojść w wyniku uszkodzenia stacji transformatorowej. W strefie zagrożenia znajduje się rezerwat przyrody.


W nocy z niedzieli na poniedziałek na wodzie zaczęły pojawiać się ślady szkodliwej substancji. Wezwane na miejsce służby określiły je jako toksyczne dla ludzi i organizmów żyjących w wodzie. Mimo rozstawienia zapór i pochłaniaczy skażenie dotarło w poniedziałek do ujścia rzeki, a prądy i wiatr zaczęły roznosić brunatną substancję po wodach Oslofjordu.
Ropopochodna trucizna miała trafić do rzeki w wyniku uszkodzenia wyłączonej z eksploatacji stacji transformatorowej. Policja nie potwierdziła pierwszych doniesień o możliwym sabotażu, określając zdarzenie jako wynik wandalizmu.
Wszystkie wyspy i wybrzeże w gminie Baerum zostały uznane za strefę niebezpieczną. Lokalne władze wezwały mieszkańców do powstrzymania się od kąpieli, korzystania ze sprzętu pływającego i wędkowania. W bezpośrednim sąsiedztwie wycieku znajduje się rezerwat przyrody Nesoeya i stacja hodowli ryb. Pochodzący z niej narybek co roku wykorzystywany był do zarybiania Sandvikselvy. Cytowani przez dziennik Aftenposten przedstawiciele władz obawiają się, że skażenie może zniszczyć życie w rzece na wiele lat.
Z Oslo Mieszko Czarnecki (PAP)
cmm/ mms/