Chodzi o ustawę „o postępowaniu kompensacyjnym w podmiotach o szczególnym znaczeniu dla polskiego przemysłu stoczniowego”, jej pierwsze czytanie odbyło się 3 grudnia 2008 r., a już 6 stycznia tego roku, w dniu wejścia w życie ustawy rozpoczął się oficjalnie podział i sprzedaż stoczni w Gdyni i Szczecinie. Szefowie stoczni złożyli bowiem w tym dniu w Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) wnioski o uruchomienie procesu kompensacji, który stocznie uratuje, albo pogrąży.
Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie przez wdrożenie tej ustawy, w czerwcu przyszłego roku wspólnie powiedzieć , że odnieśliśmy sukces, że uratowaliśmy w Polsce stocznie i uratowaliśmy tyle, ile było możliwe miejsc pracy, że nie zostawiliśmy ludzi samych sobie – mówił w Sejmie (3 grudnia ub. r.) minister skarbu Aleksander Grad. Posłowie, i to od lewa do prawa, studzili ten urzędowy optymizm. – Z analizy wynika niestety, że zwijamy żagle przemysłu stoczniowego. Polska bandera stoczniowa, panie ministrze, zjeżdża w dół. Niestety, sprawdzają się najczarniejsze scenariusze – ripostował pos. Stanisław Wziątek (Lewica). A wymieniony na wstępie koalicyjny poseł E. Kłopotek (PSL) pytał: - Czy rzeczywiście zrobiliśmy wszystko, czy byliśmy do końca zdeterminowani, by jednak spróbować Komisji Europejskiej się przeciwstawić? Bo nie miała ona żadnych zahamowań, kiedy jej kraje członkowskie zaczęły ratować swoje systemy bankowe przed krachem.
Można dodać – także swój przemysł. I ta nierówność w traktowaniu nas w porównaniu z innymi wywołała falę poselskiej goryczy.
Poczucie „gorszości”
Spec-ustawa jest konsekwencją decyzji KE z 6 listopada 2008 r. w sprawie pomocy dla Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowa (SSN). W tych dwóch decyzjach Komisja uznała, że przyznana stoczniom przez Polskę pomoc państwa w różnej postaci, m.in. gwarancji karbu państwa na budowane statki, umorzeń, rozłożeń na raty oraz odroczeń terminów zapłaty zobowiązań, dokapitalizowania, pożyczek, dotacji jest niezgodna ze wspólnym rynkiem i zagraża konkurencji. KE zobowiązała Polskę do odzyskania od stoczni opisanej pomocy publicznej wraz z odsetkami za cały okres od momentu wejścia Polski do UE. Mamy tego dokonać w ciągu siedmiu miesięcy – licząc od 6 listopada ub. r., do 6 czerwca br.
Wielkość pomocy w połowie zeszłego roku KE szacowała na ponad 5 mld zł, we wrześniu 2008 DOKiK wyliczył, że pomoc dla Gdańska i Gdyni wyniosła 5,46 mld zł (co nawiasem mówiąc zakwestionowała zasadnie Stocznia Gdańska), a dla SSN 2,99 mld zł, razem 8,5 mld zł. Jest sporo niejasności, np. KE zalicza do pomocy publicznej gwarancje produkcyjne KUKE, a ich udział w strukturze udzielonej stoczniom pomocy stanowi aż 80 proc. Zdaniem ekspertów na których powołuje się Biała Księga prywatyzacji polskich stoczni przedstawiona w Sejmie przez ministra skarbu jesienią ub. r., istnieje szereg argumentów przemawiających zarówno za stanowiskiem, że gwarancje KUKE nie stanowią pomocy publicznej, jak i za tym, że taką pomoc stanowią. Za rządów PiS nie podjęto próby negocjacji w tej sprawie. Nie wykorzystano też prawa do wystąpienia do UE o objęcie stoczni środkami ochronnymi, dzięki czemu nie podlegałyby one przez uzgodniony okres ograniczeniom pomocy publicznej. Klauzula ochronna dałaby czas na restrukturyzację stoczni.
Ale nie tylko rząd Jarosława Kaczyńskiego, także poprzednicy mają stocznię na sumieniu. Tak np. rząd Millera nie włączył do pakietu negocjacyjnego związanego z traktatem akcesyjnym Polski UE ustanowienia tzw. okresu przejściowego do dostosowania polskiego przemysłu stoczniowego do reguł wspólnego rynku. Okres przejściowy i środki ochronne pozwoliłyby być może uniknąć całej, kilkuletniej burzy wokół polskich stoczni związanej z niedozwoloną pomocą publiczną – byłaby szansa na to, by stała się ona zgodna z prawem.
Wspominam o tym, a pisaliśmy już o sprawie wcześniej (por. Podzwonne dla stoczni?, NŻG nr ...), gdyż nieumiejętność poruszania się w gąszczu unijnych paragrafów – jak dziś widać – drogo nas kosztuje. A wyraźnie odczuwalne w poselskiej dyskusji poczucie „gorszości” można by skwitować złośliwie: Grzegorzu sam chciałeś... Zwłaszcza, że wykorzystanie potencjalnych szans, jakie stwarza unijne prawo, to nie jedyny i nie najcięższy grzech popełniony przez polityków z różnych ekip rządowych wobec naszych stoczni.
W tym samym czasie, gdy Bruksela stwierdziła, że pomoc polskiego rządu wobec stoczni łamie zasady unijnej konkurencji – przypomniał podczas debaty (3 grudnia) pos. Joachim Brudziński (PiS) – we Francji prezydent wraz z gabinetem zdecydowali się na bezpośrednią finansową interwencję w obronie przemysłu stoczniowego, a niemiecki rząd zapowiedział, że udzieli Oplowi kredytu w wysokości 1 mld euro. Państwo francuskie będzie właścicielem 1/3 kapitału stoczni w Saint Nazaire. W Parlamencie Europejskim prezydent Sarkozy mówił: w naszym interesie jest silny przemysł europejski, produkujący samochody, samoloty, okręty czy pociągi. – Analogiczne pytanie mam do pana premiera, do przedstawicieli rządu – mówił poseł. Czy w naszym interesie jest, aby w polskich stoczniach były budowane skomplikowane technicznie statki, czy też może wiadra, albo gwoździe, czy może konstrukcje stalowe, może cepy?
Aby stocznia była stocznią
Wiadra i cepy to aluzja do wymogów UE, aby stocznie sprzedawać po kawałku: temu nabrzeże, temu pochylnie, temu żurawie – i bez żadnej gwarancji, że inwestor, który te kawałki kupi, zechce budować w Gdyni i Szczecinie statki. Sprzedaż musi być bezwarunkowa, na zasadzie: kto da więcej. W uzasadnieniu do spec-ustawy przytoczono unijne wymogi: Polska zobowiązana jest do wdrożenia decyzji poprzez sprzedaż aktywów stoczni po cenie rynkowej w drodze otwartej, przejrzystej, bezwarunkowej i niedyskryminacyjnej procedury przetargowej, a następnie likwidację stoczni. Wszelkie zobowiązania do zwrotu pomocy wynikające z decyzji Komisji Europejskiej muszą być bezzwłocznie zarejestrowane przez Polskę w procedurze likwidacji stoczni (...). Aktywa zostaną przeniesione na nabywcę, wolne od jakichkolwiek zobowiązań (...). KE będzie monitorować czy warunki wskazane w decyzji Komisji są respektowane przez władze polskie celem oceny, czy decyzja została poprawnie wdrożona.
Od dnia wszczęcia postępowania kompensacyjnego majątkiem stoczni dysponuje zarządca kompensacyjny pod nadzorem ministra skarbu i prezesa ARP. W postępowaniu ma też uczestniczyć niezależny obserwator z uprawnieniami syndyka, powołany przez ministra w porozumieniu z KE. Będzie monitorował przebieg całego procesu i składał stosowne raporty do Komisji oraz do strony społecznej. Związki mogą wybrać przedstawiciela pracowników, aby pilnował ich praw w tym procesie. Ustawa reguluje tez inne kwestie np. to, ze w pierwszej kolejności maja być spłacani wierzyciele posiadający zabezpieczenie na majątku stoczni, w dalszej będą spłacane zaległe podatki itp.
Najwięcej kontrowersji wywołał wymóg sprzedaży „po kawałku”. Zdaniem pos. Macieja Płażyńskiego (niezrzeszony, b. marszałek Sejmu i jeden z trzech „ojców założycieli” PO) jest to dowód na to, że ustawa (...) jest w sposób szczególny pisana pod dyktando KE. Ten sposób sprzedaży niszczy to co najcenniejsze w stoczniach, czyli ludzi i zwarty zespół, ciąg technologiczny. To jest np. siłą Gdyni, która jest nowoczesną, świetnie zbudowaną stocznią. Komisja, przekonywał poseł, zastrzega, że stocznia nie może być stocznią, ma być podzielona, tak, żeby nie było możliwości, czy jakiegoś ułatwienia w odbudowie potencjału stoczniowego, a przecież nam o to chodzi. Pos. Bogdan Lis (Demokratyczne Koło Poselskie, jeden z liderów Wydarzeń Sierpniowych 1980 r.) uważa natomiast, że w ustanie nie ma niczego, co miałoby skłonić potencjalnych inwestorów (...) do myślenia o kupowaniu zbywanych składników majątkowych w kontekście budowy statków. Żadnych warunków, żadnych zachęt.
Były propozycje, aby np. zapisać, by sprzedawane składniki majątkowe – jeśli racjonalne względy na to pozwolą – służyły nadal prowadzeniu działalności gospodarczej, polegającej na produkcji statków. Sejmowa Komisja Skarbu pracująca nad spec-ustawą, nawet tę delikatną sugestię w popłochu odrzuciła. – KE wskazuje bardzo wyraźnie, że majątek ma być zbywany bez żadnych ograniczeń – wyjaśnił tuż przed głosowaniem nad ustawa (5 grudnia) poseł – sprawozdawca Sławomir Nitras (PO). – W moim przekonaniu - pocieszał wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik – ta ustawa daje szanse na realizację i kontynuowanie produkcji stoczniowej. Daje szanse. Pewności nie daje absolutnie żadnej.
Szanse – to inwestor. Mimo, że spec-ustawa zapewnia sprzedaż pokawałkowanych stoczni bez ogona długów i innych zobowiązań finansowych, chętnych, poza jednym, nie widać. Tylko Mostostal Chojnice nie stracił apetytu na SSN. Chce wydzierżawić jej majątek jeszcze przed ewentualnym zakupem, aby realizować (co już w praktyce czyni) kontrakty stoczni na budowę 5 statków, a następnie uruchomić na terenie stoczni własną produkcję konstrukcji stalowych. Złożył w przetargu ofertę, ale nie spełnia ona wymogów formalnych, więc rozmowy wciąż trwają.
- W pół roku (do 6 czerwca – przyp. red.) nic pan nie sprzeda, nie ma takiej możliwości, w lepszych czasach nie udało się prywatyzować, znaleźć dobrego inwestora – przestrzegał ministra Grada pos. Płażyński.
Największy plus – porozumienie społeczne
Sytuacja wciąż się pogarsza, kryzys „stoi u bram”, zainteresowania stoczniami nie widać, a terminy wyznaczone przez KE są dramatycznie krótkie. Co więc czeka stocznie? – Jeśli nie wyłonimy kupców w trzech kolejnych przetargach, to zaczniemy procedurę sprzedaży w drodze aukcji – zapowiada publicznie prezes ARP Wojciech Dąbrowski. Ten czarny scenariusz może, ale nie musi się spełnić. Póki co w obu stoczniach ruszył program dobrowolnych odejść. Spec-ustawa obejmuje ochroną wszystkich pracowników zatrudnionych w Stoczni Gdynia (5200 osób) i SSN (4006) na dzień 31 października 2008 r., a także pracowników spółek zależnych, w których stocznie maja ponad 50 proc. udziału. Gwarantuje wynagrodzenia i udział we wspomnianym programie, którego koszty szacuje się na ponad pół miliarda złotych. Pracownik wyraża zgodę na odejście wtedy, kiedy pracodawca o tym zadecyduje, ale nie później niż do 31 maja br. Deklaracja odejścia w pierwszym, styczniowym terminie daje prawo do 100 proc. odszkodowania wynikającego ze stażu pracy (od 20 tys. zł przy stażu do 5 lat, do 60 tys. zł przy stażu ponad 25 lat). Są jeszcze dwa terminy: zgłoszenie dobrowolnego odejścia w marcu i w maju oznacza odpowiednio 80 proc. i 50 proc. wysokości odszkodowania. Według przewidywań, w Gdyni w pierwszym terminie zgłosi chęć odejścia większość pracowników, w SSN do połowy stycznia zgłosiła się polowa zatrudnionych.
- Wielką wartością ustawy jest fakt, że udało się doprowadzić do porozumienia ze związkowcami – mówił pos. St. Wziątek (lewica). Jego zdaniem przyjęty tryb konsultacji mimo wymuszonego unijną decyzja pośpiechu okazał się skuteczny (...) i naprawdę zasługuje na szacunek.
Są jednak zasadnicze różnice w ocenie tego faktu, nawet po tej samej, zdawałoby się, lewej stronie. Pos. Zdzisława Janowska (Socjaldemokracja Polska – Nowa lewica) uważa, że to co się dzieje to skandal.
- To nie jest przecież żadna odbudowa przemysłu stoczniowego, to nie jest żaden pomysł na restrukturyzację, jest to tylko pomysł na to, jak zamknąć stoczniowcom buzie, żeby wzięli te pieniądze i żeby sobie poszli.
Pytanie tylko dokąd pójdą stoczniowcy? Większość stoczni na świecie przeżywa kryzys, my swoje likwidujemy, sami eliminujemy im konkurencję.
Irena Dryll