Nad zgierskim składowiskiem odpadów, o którym ostatnio szczególnie głośno w mediach, pochyliła się Najwyższa Izba Kontroli. 200 tys. beczek z toksycznymi odpadami na terenach spółki Eko-Boruta jest niebezpieczne dla ludzi i środowiska naturalnego. Czy tykająca bomba ekologiczna zostanie wreszcie rozbrojona?


Pierwsze ustalenia kontroli NIK rozpoczynają się od wzmianki o uszkodzonym ogrodzeniu, a kończą wezwaniem prezydenta miasta Zgierza oraz marszałka województwa łódzkiego do zainterweniowania. Zajęcie się sprawą przez Izbę daje nadzieję na pozytywny finał sprawy, która od trzech dekad spędza sen z powiek mieszkańcom blisko 60-tysięcznego miasta.
30 lat walki z Eko-Borutą
Historia składowania metalowych beczek w Zgierzu przez spółkę Eko-Boruta rozpoczęła się w latach 90. XX wieku. Na powierzchni 4 hektarów klika metrów pod ziemią zakopanych zostało w sumie około 200 tys. beczek z odpadami chemicznymi. Mieszkańcy Zgierza niejednokrotnie zgłaszali swoje wątpliwości co do sposobu zabezpieczenia składu. Lokalni społecznicy od kilkunastu lat walczą o przeprowadzanie rekultywacji terenu.
Sprawą zainteresowali się reporterzy programu stacji Polsat „Państwo w państwie”. Przeprowadzona przez nich ekspertyza wykazała, że w pobranych próbkach gleby występuje m.in. rtęć, azbest i ołów. W programie wielokrotnie mówi się o zgierskich terenach jako o „polskim Czarnobylu”.
Spółka Eko-Boruta dzierżawi działkę od Starostwa Powiatowego, której właścicielem jest Skarb Państwa. Zgodnie z polskim prawem zarządcą terenu jest dzierżawca. Urząd Miasta nie może dokonywać czynności, jeżeli nie jest właścicielem danego obiektu.
Szanse na porozumienie rosną
Ekspertyza wykazała, że składowisko stanowi zagrożenie dla ludzi oraz w negatywny sposób wpływa na stan środowiska naturalnego. Teren działki nie jest odpowiednio zabezpieczony – bez problemu mogą wejść na niego osoby trzecie. W niektórych miejscach temperatura gleby przekracza 100 stopni Celsjusza. Na wysypisku często występują pożary, które są przyczyną powstawania toksycznych zanieczyszczeń. Przechowywane beczki są źle zabezpieczone, substancje toksyczne przedostają się na zewnątrz i stanowią zagrożenie dla środowiska naturalnego oraz 57 000 mieszkańców Zgierza.
Prezes NIK zawiadomił likwidatora spółki Eko-Boruta o wynikach przeprowadzonej analizy. Jak wyjaśnia Izba, z powodu braku środków finansowych nie był on w stanie zapewnić odpowiednich warunków przechowywania materiałów. W związku z tym NIK zwrócił się do prezydenta Zgierza oraz marszałka województwa łódzkiego o podjęcie działań naprawczych. W sytuacji kryzysowej, w świetle polskiego prawa, obowiązek usunięcia zagrożenia na terenie danej gminy spoczywa na marszałku województwa oraz wójcie, burmistrzu lub prezydencie miasta. W celu pozyskania środków na rekultywacje terenu oni mogą zgłosić się do Funduszu Ochrony Środowiska.
Pomimo niedawnego wstrzymania procesu, po interwencji NIK likwidator Spółki Eko-Boruta wyraził gotowość podpisania umowy dotyczącej przeniesienia prawa własności na rzecz gminy miasta Zgierz.
Przeczytaj także
Wszystko wskazuje na, że tykająca ekologiczna bomba może wreszcie zostać rozbrojona. Substancje toksyczne wydostające z chemicznych odpadów stanowią zagrożenie dla życia wszystkich organizmów. W Polsce - według raportu NIK - 13 z 22 przebadanych gmin mierzy się z problemem dzikich wysypisk. W celu zwalczania powstawania składowisk odpadów w kilku miastach dostępne są aplikacje, które pozwalają na ich zgłaszanie za pomocą jednego kliknięcia.
DF

























































