Czarne chmury nad japońską gospodarką gęstnieją, co widać w danych o PKB. Mimo to premier Shinzo Abe liczy na triumf w niedzielnych wyborach.


Przed dzisiejszym opublikowaniem zrewidowanych danych o japońskim wzroście gospodarczym, większość analityków zakładała, że okażą się one lepsze od pierwszego odczytu. Zaskoczenie było spore – zamiast spodziewanej korekty z -1,6% na -0,5%, japoński rząd przedstawił dane mówiące o spadku o 1,9% w ujęciu zannualizowanym.
Oznacza to, że trzecia największa gospodarka świata z formalnego punktu widzenia wchodzi w recesję i to wyraźniej niż przewidywał rynek. Wciąż należy mieć jednak na uwadze, że w drugim kwartale japoński PKB spadł głównie za sprawą reakcji konsumentów na podniesienie stawki od podatku od sprzedaży (z 5% do 8%). Osunięcie się japońskiej gospodarki po podniesieniu podatku od sprzedaży nie jest jednak niczym nowym – taki scenariusz zrealizował się już w 1997 r., a zawirowania w gospodarce doprowadziły wówczas do dymisji rządu.

Powtórki takiego scenariusza nie chce premier Shinzo Abe. Tuż po publikacji wstępnych danych o drugim kwartale spadku PKB z rzędu, szef japońskiego rządu zapowiedział odłożenie kolejnej podwyżki podatku sprzedażowego (z 8% do 10%) o przynajmniej 18 miesięcy. Pierwotnie nowe stawki miały obowiązywać od końca 2015 r.
Na miano „ucieczki do przodu” zasługuje decyzja japońskiego premiera o rozpisaniu przedwczesnych wyborów. Przed przystąpieniem do kolejnych reform, Shinzo Abe chce skonsolidować poparcie dla swojej partii – tym bardziej, że mimo wciąż niezadowalających efektów gospodarczych, rządząca koalicja Partii Liberalno-Demokratycznej i Nowego Komeito może według sondaży liczyć na 305-334 miejsc w 475 w niższej izbie parlamentu. W poprzednich wyborach z 2012 r. partie te uzyskały 295 mandatów. Do urn Japończycy pójdą w najbliższą niedzielę.
Pogarszająca się kondycja japońskiej gospodarki znajduje odbicie w kursie jena. Za dolara trzeba już zapłacić 121,7 JPY. To najwyższy kurs od 2007 r., a także o 16% więcej niż na początku roku i 48% więcej niż dwa lata temu.
Tempa nie zwalnia natomiast japońska giełda, na której od objęcia rządów przez Shinzo Abe trwa niemal nieprzerwana hossa. Wprawdzie dziś Nikkei225 kończy sesję z symbolicznym wzrostem o ok, 0,1%, jednak w trakcie notowań po raz pierwszy od 7 lat wspiął się powyżej poziomu 18 000 pkt.