W piątek w nocy agencja Fitch zmieniła perspektywę polskiego ratingu z neutralnej do negatywnej. Ważniejsze od samej decyzji jest jednak jej uzasadnienie, które przez rządzących powinno zostać potraktowane jako poważny sygnał ostrzegawczy.


Nawet lektura medialnych nagłówków pozwala sądzić, że chyba nie zrozumieliśmy skali problemu. „Agencja Fitch potwierdziła rating Polski” – tak zaczyna się większość tytułów. Ale przecież nie to jest kluczową informacją! Najważniejsze jest to, że Fitch OBNIŻYŁ PERSPEKTYWĘ polskiego ratingu.
To takie ostrzeżenie, że jeśli nic się nie zmieni, to przy następnej okazji agencja może (ale nie musi) nam obniżyć sam rating. A coś takiego we współczesnej historii Polski zdarzyło się tylko raz – w styczniu 2016 roku. Wtedy było to doniosłe wydarzenie i jak nigdy wcześniej (oraz nigdy później) nie przebiło się do polityczno-medialnego głównego nurtu.
A teraz? Teraz nic. Nawet rynki finansowe prawie nie zareagowały. Przynajmniej w poratingowy poniedziałek. Tymczasem komunikat Fitcha zawiera sporo mocnych fraz i sygnalizuje, że dramatyczne pogorszenie kondycji fiskalnej Polski zostało dostrzeżone za granicą. Przytoczmy zatem najważniejsze sformułowania zawarte w wrześniowej notatce analityków Fitch Ratings.
Jest źle i będzie tylko gorzej
- Od czasu naszej ostatniej analizy ryzyko dla polskich finansów publicznych wzrosło. Znaczne odchylenia fiskalne w latach 2024 i 2025, przy deficycie wynoszącym średnio 6,7 proc. PKB, zwiększone wyzwania polityczne związane z wdrażaniem środków fiskalnych oraz brak wiarygodnej strategii konsolidacji fiskalnej prawdopodobnie utrudnią Polsce znaczące zmniejszenie deficytu fiskalnego przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi w 2027 r. – tak rozpoczyna się wrześniowy komunikat Fitch Ratings.
Przetłumaczmy teraz te korporacyjno-finansowe eufemizmy na język polski. „Jest źle. Jest znacznie gorzej niż ostatnio. Deficyt wystrzeliło przez dach i rząd ma to kompletnie gdzieś. Tym bardziej, że idą wybory, które zmuszą ekipę Donalda do zaserwowania kosztownej kiełbasy wyborczej.” Tak by to pewnie napisali ekonomiści Fitcha, gdyby tekstu nie cenzurowali prawnicy i pr-owcy.
- Decyzja agencji Fitch to wyraźny sygnał dla rządu, że brak działań mających na celu wyraźne ograniczenie deficytu fiskalnego może skutkować decyzją o obniżeniu oceny wiarygodności kredytowej Polski. Jest to szczególnie ważne w kontekście roku 2027, kiedy perspektywa wyborów parlamentarnych może ograniczyć chęć polityków do utrzymania dyscypliny fiskalnej - napisali w komentarzu ekonomiści Banku Millennium.
To nie wydatki zbrojeniowe napędzają dług
Dalej analitycy Fitcha przywołują elementarne dane, jakoś wypierane przez polską opinię publiczną. – Deficyt fiskalny w 2024 r. powiększył się do 6,6% PKB (z 5,3% w 2023 i 1,7% w 2021), przekraczając cel rządu na poziomie 5,7% oraz szacunki Fitcha rzędu 6,2% - piszą analitycy agencji ratingowej.
I dodają: - Całkowite wydatki sektora finansów publicznych wzrosły do 49,4% PKB w porównaniu do 43,6% w 2021, co było przede wszystkim napędzane znaczącym wzrostem wynagrodzeń w sektorze państwowy, emerytur, programów socjalnych i kosztów obsługi długu – pointują eksperci Fitcha (podkreślenia od redakcji).
Wzrost wydatków na wojsko zwiększył relację wydatków państwa względem PKB tylko o 1,5 pkt. proc. względem roku 2021 – zauważają w Fitchu. Czyli wydatki na zbrojenia, którymi tak lubią chwalić się rządzący (zarówno ci obecnie jak i poprzedni), odpowiadały tylko za 1,5 pkt. z 5,8 pkt. proc. wzrostu wydatków państwa w relacji do PKB. Czyli za jedną czwartą. Przytoczenie tych FAKTÓW rujnuje narrację władzy o tym, jakoby to konsekwencje rosyjskiej napaści na Ukrainę były główną przyczyną pogorszenia stanu finansów publicznych.
Dług Polski przebije konstytucyjny limit 60% PKB
Zdaniem Fitcha w tym roku relacja deficytu fiskalnego do PKB wzrośnie do 6,9% (z i tak już bardzo wysokich 6,7% w roku 2024 – przyp. red.), a w roku 2026 spadnie tylko nieznacznie do 6,5% oraz do 6,3% w 2027 r. To wszystko wciąż przeszło dwukrotnie więcej od formalnie obowiązujących nas limitów traktatu z Maastricht (3% PKB w przypadku deficytu i 60% PKB długu publicznego).
- Prognoza odzwierciedla nasze oczekiwania dotyczące ograniczonej możliwości podwyższenia podatków oraz dalszego wzrostu inwestycji publicznych i wydatków na obronność (które według danych NATO mają wzrosnąć do 4,5 proc.), pomimo dodatkowych dochodów wynikających z zamrożenia progów podatku dochodowego oraz wolniejszego wzrostu wynagrodzeń w sektorze publicznym i wydatków socjalnych - zaznaczono.
A po polsku: przez najbliższe dwa lata będzie równie źle i rząd niewiele będzie mógł z tym zrobić. Zwłaszcza w obliczu prezydenckiego veta w stosunku do podnoszenia podatków. - Od początku sierpnia prezydent zawetował różne projekty ustaw i publicznie wyraził sprzeciw wobec podwyżek podatków oraz zaproponował obniżki podatków – zauważyli analitycy Fitch Ratings.
W związku z tym Fitch prognozuje, że dług sektora instytucji rządowych i samorządowych wzrośnie do 59,3% PKB w 2025 r. z 55,3% w 2024 r. i 49,5% w 2023 r. - Utrzymujący się deficyt pierwotny i emisja gwarancji netto (głównie dla pozabudżetowego funduszu obronnego) spowodują wzrost zadłużenia do 68,3 proc. w 2027 r. (mediana dla ratingu 'A': 53,7 proc.). Fitch prognozuje, że w przypadku braku dodatkowych środków konsolidacji fiskalnej zadłużenie w stosunku do PKB będzie nadal rosło – nie owijają w bawełnę analitycy Fitcha.
Co powiedzą inne agencje?
Na koniec analitycy Fitcha wymieniają warunki, które indywidualnie lub łącznie mogą prowadzić do obniżenia ratingu. Są to:
- brak stabilizacji długu w stosunku do PKB w perspektywie średnioterminowej (spełnione)
- znacznie niższe perspektywy wzrostu gospodarczego w średnim terminie (na razie to tylko czynnik ryzyka)
- Obniżenie perspektywy ratingu Polski przez agencję Fitch to sygnał ostrzegawczy - przyznał minister finansów i gospodarki Andrzej. Niestety, zamiast zapowiedzi okiełznania galopujących wydatków rządowych pan minister Domański winę zrzucał na prezydenta Nawrockiego i wojnę na Ukrainie. To jak to było z ową belką w oku?
- Obniżka perspektywy dla polskiego ratingu przez Fitch do negatywnej ze stabilnej nie zrobiła dużego wrażenia na inwestorach rynku dłużnego. Sama decyzja to jednak mocny sygnał ostrzegawczy dla rządu, zwłaszcza w kontekście przedwyborczej kampanii w 2027 r. - napisali na platformie X ekonomiści mBanku.
- Decyzja ta zwiększa ryzyko podjęcia pewnych kroków w tym zakresie przez dwie inne agencje (Moody's oraz S&P), które swoje przeglądy opublikują w kolejnych tygodniach – dodali.
O ile jedno ostrzeżenie może jeszcze przejść bez echa, tak kolejne tego typu stanowiska agencji ratingowych mogą zaniepokoić zagranicznych inwestorów i doprowadzić do wzrostu rentowności obligacji polskiego rządu. A to oznaczałoby jeszcze wyższy koszt obsługi szybko rosnącego zadłużenia Polski i potencjalnie wpadnięcie w spiralę zadłużenia. Póki co taki scenariusz wydaje się być raczej mało prawdopodobny przynajmniej w krótkim terminie. Ale definitywnie pozostaje on na stole i szanse jego realizacji będą rosły tak długo, aż premier Tusk i minister Domański nie przedstawią wiarygodnego planu okiełznania rozdętych wydatków budżetowych – przede wszystkim hojnych transferów socjalnych i nakładów na permanentnie niewydolny państwowy sektor medyczny.
Póki to nie nastąpi, możemy zacząć szykować się na powrót emocji w „ratingowe piątki”. Następny przypada na 19 września, gdy swój komunikat ogłosi agencja Moody’s. A kolejny to 7 listopada i decyzja S&P. Ewentualne obniżenie polskiego ratingu grozić będzie osłabieniem złotego i odpływem kapitału z polskiego rynku długu.
- Widzimy duże prawdopodobieństwo, że decyzja Fitch o obniżeniu perspektywy ratingu nie będzie odosobniona – ocenili ekonomiści Santander BP.