Inwestowanie jest wyrzeczeniem się bieżącej konsumpcji na rzecz przyszłych i niepewnych korzyści. To mieszanka czasu, pieniędzy i ryzyka, wytwarzająca zyski lub straty i rozdzielająca je między inwestorów.
Początkujący inwestor powinien zacząć od zaakceptowania podstawowej prawdy: KAŻDA inwestycja wiąże się z ryzykiem utraty pieniędzy. Nie istnieje zysk bez ryzyka (poza arbitrażem), nie ma „pewnych” inwestycji i „gwarantowanych” stóp zwrotu. Pierwszą lekcją inwestowania jest odcięcie się od własnych złudzeń oraz obietnic branży finansowej. Drugą lekcją jest zaakceptowanie faktu indywidualnej odpowiedzialności za podjęte decyzje inwestycyjne. Dobry inwestor nie tłumaczy swoich porażek namowami sprzedawcy, błędną rekomendacją czy oszustwem emitenta. Owszem, takie rzeczy się zdarzają, ale straty zawsze ponosisz Ty. Również sam inkasujesz zyski (aczkolwiek płacąc od nich podatek. Fiskus jakoś nie przyjmuje argumentacji, że powinien partycypować także w stratach).


Inwestycyjne podstawy
Skuteczny inwestor działa według planu. Planowanie to podstawa inwestowania. Bez planu sukces i porażka stają się sprawą przypadku. Plan strategiczny sprowadza się do odpowiedzi na trzy fundamentalne pytania:
Reklama1. Jaki jest Twój cel inwestycyjny? Inaczej postępuje się z portfelem budowanym z myślą o emeryturze, inaczej zarządza się finansową „poduszą bezpieczeństwa”, a jeszcze inaczej obraca się pieniędzmi przeznaczonymi na ryzykowne spekulacje. Po drugie, cel i charakter inwestycji determinuje ich horyzont. Jeśli jesteś gotowy zamrozić pieniądze na 10 czy 20 lat, to masz więcej możliwości niż w sytuacji, gdy będzie potrzebował gotówki za rok.
2. Ile możesz na tym stracić? To tak naprawdę pytanie o apetyt na ryzyko. Jeśli nie będziesz mógł spać po nocach z powodu 20-procentowej przeceny akcji, to inwestowanie na giełdzie nie jest dla ciebie. Im wyższe ryzyko jesteś w stanie zaakceptować, tym wyższe stopy zwrotu będziesz mógł zrealizować. W świecie finansów zależność jest prosta: wymagana stopa zwrotu rośnie wraz z podejmowanym ryzykiem.
Stara zasada głosi: nigdy nie inwestuj pieniędzy, których nie możesz stracić. Nie wrzucaj na giełdę czy w kryptowaluty oszczędności na budowę domu czy edukację dzieci. Ani tym bardziej nie wystawiaj na ryzyko „poduszki finansowej”, czyli gotówki zgromadzonej na „czarną godzinę”.
3. Ile wynosi Twoja wymagana stopa zwrotu? To tak naprawdę pochodna odpowiedzi na pytanie pierwsze (ile kapitału i w jakim czasie chcesz uzbierać) w zestawieniu z odpowiedzią na pytanie drugie (jakie ryzyko jesteś gotów podjąć). Jeśli nie akceptujesz wysokiego ryzyka, to musisz ograniczyć swoje oczekiwania względem oczekiwanych zysków. W inwestowaniu nie ma cudów: jeśli chcesz więcej zarobić, musisz liczyć się z możliwością poniesienia dotkliwych strat.
Przeczytaj także
Opracowany plan radzę spisać na kartce papieru i schować w bezpiecznym miejscu. To nie żart. Plany nieprzelane na trwały nośnik pozostają tylko marzeniami. Po drugie, fizycznie spisany plan będzie stanowić punkt odniesienia dla realizowanych wyników inwestycyjnych. Regularne porównywanie osiągniętych rezultatów z początkowymi założeniami stanowi znakomitą szkołę pokory i prawdopodobnie wymusi na początkującym inwestorze rewizję przyjętych założeń.
Inwestowanie nieodłącznie wiąże się nie tylko z ryzykiem, ale też z kosztami. Najważniejszym z nich jest czas, jaki na ten proces poświęcisz. Profesjonalni inwestorzy poświęcają go naprawdę sporo na lekturę prospektów emisyjnych, sprawozdań finansowych spółek, raportów analitycznych, rekomendacji oraz własną analizę informacji spływających z gospodarki, finansów, nauki i polityki. Robią to po to, aby zrozumieć, jakie ryzyko podejmują i jakiej stopy zwrotu mogą oczekiwań. Bez oszacowania tych dwóch parametrów trudno mówić o inwestowaniu. Nieznajomość relacji dochodu do ryzyka przypomina hazard i to w dodatku bardzo nieprofesjonalny. To najlepszy sposób na utratę pieniędzy.
Przeczytaj także
Drugim rodzajem kosztów inwestycyjnych są wszelkie prowizje i opłaty, jakie musimy ponieść, aby móc w ogóle w coś zainwestować. Praktycznie każda inwestycja wiąże się z jakimiś kosztami transakcyjnymi. Na rynku walutowym jest to spread, na giełdzie to prowizja maklerska, w funduszach opłaty za zarządzanie, a na rynku nieruchomości to taksy notarialne. Kalkulowanie rentowności inwestycji bez uwzględnienia opłat i prowizji jest sporym błędem. Nie wolno też zapominać o koszcie alternatywnym. Co to za wynik, gdy na giełdzie w rok zarobiłeś 3%, jeśli lokata bankowa przyniosłaby 5%? Nie zapomnij też o inflacji: jeśli w danym roku wyniosła ona np. 3%, a Ty zarobiłeś 2%, to realnie poniosłeś stratę.
Inwestowanie: od strategii do taktyki
Gdy już opracowaliśmy (i spisaliśmy!) własne założenia strategiczne i zapoznaliśmy się z podstawowymi „prawami” inwestowania, możemy przejść do konkretów. Wachlarz możliwości inwestycyjnych jest bardzo szeroki, przechodząc płynnie od lokat charakteryzujących się niskim ryzykiem (ale nigdy zerowym!) po inwestycje bardzo wysokiego ryzyka. W niniejszym poradniku omówimy poszczególne klasy aktywów, zaczynając od tych, które charakteryzują się najniższym ryzykiem, a skończymy na inwestycjach najbardziej ryzykownych i takich, w przypadku których ryzyko w ogóle trudno skalkulować.
Gotówka
To jedna z najbezpieczniejszych (przynajmniej na ogół i w krótkim terminie) form przechowania oszczędności. Pojęcie to jednak rozpościera się dość szeroko. Dla większości ludzi to po prostu banknoty ulokowane w przysłowiowym materacu, domowym sejfie, skrytce bądź zakopane na działce w słoiku. To lokata o niskich lub wręcz zerowych opłatach, zerowej stopie zwrotu oraz stosunkowo niskim ryzyku. To ostatnie sprowadza się głównie do inflacji (czyli spadku siły nabywczej pieniądza), kradzieży lub utraty statusu prawnego środka płatniczego przez daną serię banknotów. To ostatnie ryzyko materializuje się najrzadziej (średnio co 20-30 lat), ale skutkuje utratą 100% zainwestowanego kapitału. Warto też mieć świadomość, że konkretne serie banknotów prędzej czy później stracą ważność i będą musiały być wymienione na nowe. Ta operacja także może wiązać się z różnorakim ryzykiem, o czym nie tak dawno przekonali się mieszkańcy Indii.
Obligacje skarbowe
To w teorii finansów inwestycje „wolne od ryzyka” (ale my już wiemy, że takich nie ma), przynoszące z reguły niskie odsetki, których wypłatę (jak również zwrot kapitału) gwarantuje państwo mające za sobą cały aparat podatkowy, wojskowy i policyjny. W praktyce rządy niezmiernie rzadko bankrutują na obligacjach wyemitowanych w walucie krajowej i dlatego obligacje skarbowe uważane są za najbezpieczniejszy papier wartościowy. W końcu państwa dysponują też bankami centralnymi, które w razie potrzeby mogą „dodrukować” dowolną ilość pieniądza.
Przeczytaj także
Z (teoretycznie) niskiego ryzyka wynikają niskie odsetki. Z reguły papiery emitowane/gwarantowane przez Skarb Państwa cechują się najniższym oprocentowaniem wśród wszystkich obligacji w danym kraju. W Polsce istnieją dwie grupy obligacji skarbowych. Są papiery notowane na rynku „hurtowym”, którymi handlują banki, fundusze inwestycyjne, zakłady ubezpieczeń czy instytucjonalni inwestorzy zagraniczni. Inwestor indywidualny może kupić „hurtowe” obligacje skarbowe albo na rynku Catalyst za pośrednictwem zwykłego rachunku maklerskiego albo za pośrednictwem banku, co zwykle jest zarezerwowane dla klientów z odpowiednio zasobnym portfelem w ramach usług private bankingu. Kupując obligacje skarbowe na rynku wtórnym i sprzedając je przed terminem wykupu, bierzesz na siebie ryzyko zmiany ceny rynkowej tych papierów.
Przeczytaj także
Dla każdego dostępne są za to obligacje detaliczne Skarbu Państwa. Do ich zakupu wystarczy założyć specjalne konto w DM PKO BP. Dyspozycje zakupu można potem składać przez internet lub osobiście w placówkach PKO BP. Obecnie oferta detalicznych obligacji skarbowych obejmuje papiery 3-miesięczne (płacące 1,5% rocznie), 2-letnie (2,1%), 3-letnie (ich oprocentowanie zależy od stawki Wibor), 4-letnie (indeksowanych inflacją) oraz 10-letnie (indeksowanych inflacją). W przypadku tych papierów nie istnieje rynek wtórny – nie da się ich komuś sprzedać przed terminem zapadalności. W zamian otrzymujemy opcję przedterminowego wykupu. W takim wariancie Ministerstwo Finansów odda nam pieniądze po kilku dniach od zgłoszenia dyspozycji, ale potrąci sobie opłatę za wcześniejszy wykup (jej wysokość zależy od rodzaju obligacji i jest zapisana w liście emisyjnym).
Lokaty bankowe
Włożenie pieniędzy na bankową lokatę to jeden z najstarszych i najbardziej konserwatywnych sposobów ulokowania wolnej gotówki. Współcześnie uznaje się to za inwestycję o niskim ryzyku, ale to nie do końca prawda. W Polsce ostatni przypadek upadku banku komercyjnego miał miejsce w roku 2001. Potem plajtowały tylko małe (i jeden większy) banki spółdzielcze oraz SKOK-i. Za każdym razem deponenci byli zaspokajani przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który ubezpiecza wkłady do równowartości stu tysięcy euro. Jak dotąd BFG nie zmierzył się z wyzwaniem w postaci upadku dużego banku komercyjnego.
Przeczytaj także
Zatem teoretycznie wszystkie lokaty bankowe do wysokości ok. 430 tys. zł założone w polskim banku (obecnie) są objęte gwarancjami państwa, działającego poprzez BFG i Narodowy Bank Polski. Większe oszczędności należałoby jednak podzielić między większą liczbę banków.
Oprocentowanie lokaty zależy od decyzji zarządu banku. Może być stałe albo zmienne, ale finalnie podąża ono za stopami procentowymi ustalanymi przez Radę Polityki Pieniężnej. Obecnie (wrzesień 2019) mamy najniższe stopy procentowe w historii, zatem także oprocentowanie lokat szoruje po dnie. Co więcej, po raz pierwszy od przynajmniej 20 lat oprocentowanie oferowane przez banki trwale utrzymuje się poniżej inflacji CPI. Oznacza to, że w ujęciu realnym wkłady bankowe przynoszą straty ich posiadaczom.
Złoto i pozostałe metale szlachetne
Złoto jest metalem monetarnym. Jako pieniądz funkcjonuje w obrocie od 5 000 lat i współcześnie jest jedynym płynnym aktywem finansowym znajdującym się poza kontrolą państwa i pozostaje niezależne od systemu finansowego. Z tych powodów przez niektórych złoto uważane jest za bezpieczniejszą lokatę kapitału niż obligacje skarbowe, wkłady bankowe czy papierowa gotówka. Z drugiej jednak strony cena złota zmienia się każdego dnia, więc może się zdarzyć (i zdarza się wcale nie tak rzadko), że po kilku miesiącach (a w skrajnych sytuacjach nawet latach) złotą sztabkę czy monetę sprzedamy taniej, niż ją kupiliśmy. Zwłaszcza że marże dilerskie przy zakupie fizycznego metalu nie należą do niskich i sięgają kilku procent jego wartości. Złoto warto więc traktować jako swoistą polisę ubezpieczeniową i długoterminową lokatę kapitału w ramach zrównoważonego portfela inwestycyjnego. Głównym minusem złota jest fakt, że nie generuje ono przepływów finansowych: nie wypłaca dywidend ani odsetek.
Przeczytaj także
Warto też rozróżnić inwestycję w złoto fizyczne (w postaci sztabek i monet bulionowych) od inwestycji w „złoto papierowe”. Czyli wszelkiej maści certyfikaty inwestycyjne, jednostki funduszy czy kontrakty terminowe powiązane z kursem kruszcu. Tego typu instrumenty zwykle lepiej lub gorzej odzwierciedlają cenę złota, ale generują dodatkowe rodzaje ryzyka i mogą zawieść inwestora w sytuacjach kryzysowych. Oferują za to niższe koszty transakcyjne i nie generują kosztów przechowywania.
Przeczytaj także
Pozostałe metale szlachetne (srebro, platyna, pallad) współcześnie nie pełnią funkcji monetarnej. I choć np. kurs srebra z reguły porusza się w tym samym kierunku co kurs złota, są to w znacznej mierze metale przemysłowe i z inwestycyjnego punktu widzenia kwalifikują się raczej do segmentu surowców. Ponadto w Polsce inwestycja w fizyczne srebro czy platynę obarczona jest wysoką, 23-procentową stawką VAT. Natomiast złoto dewizowe jest zwolnione z VAT-u.
Nieruchomości
W XXI wieku inwestowanie w nieruchomości stało się sportem narodowym Polaków. Powszechnie uważa się, że na nieruchomościach stracić się nie da. Oczywiście nie jest to prawdą. Nieruchomości jak każda klasa aktywów cechuje się ryzykiem. Ich ceny nie zawsze idą tylko w górę – od czasu do czasu na rynku pojawia się poważna bessa. Po drugie, nieruchomości nie są jednorodną klasą aktywów, a ich wycena determinowana jest przez lokalizację. Inna jest też charakterystyka profilu ryzyka i stóp zwrotu w zależności od rodzaju nieruchomości. Inaczej wycenia się grunt (rolny/mieszkaniowy/inwestycyjny), inaczej mieszkanie lub dom, a jeszcze inaczej nieruchomość komercyjną (biuro, sklep, budynek produkcyjny magazyn, etc.).
Przeczytaj także
Nieruchomości cechują się wysokimi kosztami wejścia – od kilku tysięcy złotych w przypadku spłatka ziemi rolnej, po miliony w przypadku dużych nieruchomości komercyjnych lub mieszkaniowych. Z punktu widzenia większości inwestorów detalicznych trudno tu o dywersyfikację, zatem całe ryzyko inwestycyjne koncentruje się z reguły na jednej bądź kilku nieruchomościach. Dodatkowe ryzyka wiążą się także z wynajmem. Dotyczy to zwłaszcza przypadku nieruchomości mieszkaniowych, gdzie polskie przepisy nie chronią interesów właściciela, przyznając potężną przewagę najemcy.
Nieruchomości jako klasa aktywów mają za to trzy niezaprzeczalne zalety. Po pierwsze, są aktywem materialnym i ich wartość z reguły nie spada do zera. Poza fizycznym zniszczeniem (np. na skutek wojny czy kataklizmu naturalnego) zagraża im tylko ryzyko rewolucji, wywłaszczenia (nacjonalizacja) i wysokiego opodatkowania (podatek katastralny). Po drugie, z reguły mogą generować stały dochód dla właściciela z tytułu najmu lub dzierżawy. Po trzecie, w długim okresie ceny nieruchomości zazwyczaj nie przegrywają z inflacją, nierzadko wręcz ją wyprzedzając, przynosząc inwestorowi realną aprecjację kapitałową.
Obligacje korporacyjne
Obligacje emitowane przez przedsiębiorstwa są klasą aktywów znacznie bardziej ryzykowną niż obligacje skarbowe, lokaty bankowe czy nieruchomości. Emitent może przecież popaść w tarapaty finansowe i zbankrutować, co zwykle oznacza dotkliwe straty dla posiadaczy jego obligacji (w warunkach polskich sięgających nierzadko 100% zainwestowanego kapitału). Generalnie im większa i stabilna jest firma emitująca obligacje, tym mniejsze jest ryzyko jej niewypłacalności i tym mniejszą marżę oferuje (czyli nadwyżkę ponad oprocentowanie analogicznych papierów skarbowych lub stawki Wibor). Część emitentów oferuje obligacje zabezpieczone (np. na przychodach bądź posiadanym majątku – zwykle na nieruchomościach), co ogranicza ryzyko inwestycyjne.
Na dojrzałych rynkach kapitałowych większość emitentów posiada rating, czyli ocenę wiarygodności kredytowej przyznanej przez wyspecjalizowaną agencję ratingową. Obligacje dzielimy na te o ratingu inwestycyjnym (od BBB- w górę) oraz ratingu spekulacyjnym (potocznie: śmieciowym). Ryzyko niewypłacalności emitenta z ratingiem inwestycyjnym jest stosunkowo niskie (tak samo jak oczekiwana stopa zwrotu), natomiast papiery „śmieciowe” potrafią kusić bardzo wysokimi odsetkami okupionymi zawsze bardzo wysokim ryzykiem upadku takiego emitenta.
Przeczytaj także
W Polsce boom na obligacje przedsiębiorstw zakończył się wraz z wybuchem afery GetBanku wiosną 2018 roku. Papiery wrocławskiego windykatora były sprzedawane nieświadomym „inwestorom” w oszukańczy sposób – w wielu przypadkach były oferowane jako „bezpieczna” lokata kapitału. Od tego czasu oferowanie obligacji korporacyjnych zostało obwarowanych dodatkowymi rygorami. Papiery te nadal są jednak dystrybuowane głównie w drodze emisji prywatnych, a rynek wtórny na rynku Catalyst cechuje się niską płynnością, co utrudnia szybkie wyjście z inwestycji.
Fundusze inwestycyjne
Jednostki funduszy inwestycyjnych nie są klasą aktywów samą w sobie. To sposób inwestowania w akcje, obligacje, surowce czy nieruchomości za pośrednictwem Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych (TFI) – czyli profesjonalnych, licencjonowanych i nadzorowanych przez państwo firm finansowych. Kupując jednostkę funduszu inwestycyjnego, stajemy się właścicielami części puli aktywów zarządzanych przez TFI (ale nie będących własnością TFI!).
Zaletą inwestowania przy pomocy TFI jest możliwość dywersyfikacji naszych inwestycji i tym samym ograniczenie ryzyka. Po drugie, za naszą inwestycję odpowiedzialni są profesjonaliści, którzy dzięki swej wiedzy i doświadczeniu powinni „odsiać” potencjalnie toksyczne aktywa (co jednak nie zawsze się udaje). Cena za dywersyfikację, profesjonalizm i państwowy nadzór jest ukryta w wynikach funduszy „opłata za zarządzanie”. W polskich warunkach opłaty ustalane przez TFI trudno określić inaczej niż jako „skandalicznie wysokie”. Zarządzający funduszami dłużnymi liczą sobie 1-2% rocznie od wartości aktywów przy stopach zwrotu rzędu 1-3% rocznie. W przypadku funduszy akcji TFI kasują inwestorów na 3-5%, czyli połowę tego, czego inwestor może w długim terminie oczekiwać z inwestycji na GPW.
Ryzyko inwestycyjne w przypadku jednostek TFI zależy od polityki inwestycyjnej danego funduszu. W przypadku funduszy dłużnych jest ono stosunkowo niskie, ale zdecydowanie wyższe niż w przypadku samodzielnych inwestycji w obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa. W przypadku funduszy akcji zmienność stóp zwrotu jest z reguły zbliżona do osiągnięć giełdowego indeksu. Taki fundusz może przynieść nawet i 100% w ciągu roku, ale też może stracić 50% w trakcie kilku miesięcy. Jeszcze wyższym ryzykiem cechują się rozmaite fundusze aktywów niepublicznych, w przypadku których wartość aktywów nie jest codziennie weryfikowana przez rynek.
Przeczytaj także
Dodatkowym czynnikiem ryzyka jest jakość zarządzania w TFI. Są fundusze zarządzane lepiej i są takie, które wypracowują stopy zwrotu wyraźnie niższe od konkurencji. W momencie wyboru funduszu nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy dany fundusz wypadnie lepiej czy gorzej. Ponadto w długim terminie miażdżąca większość funduszy przegrywa z rynkiem, tj. generuje stopę zwrotu niższą od tzw. benchmarku, czyli punktu odniesienia. Dla funduszy akcji są to z reguły indeksy giełdowe.
Akcje spółek giełdowych
Samodzielne inwestowanie w akcje uchodzi za sport dość ryzykowny. To zajęcie dla ludzi odważnych i akceptujących ryzyko wysokich strat w celu osiągnięcia zysków niedostępnych na lokatach bankowych czy obligacjach. Wymaga też profesjonalnej wiedzy i doświadczenia, które można nabyć tylko na rynku za własne (nierzadko tracone) pieniądze.
Przeczytaj także
Aby inwestować w akcje, trzeba założyć rachunek inwestycyjny w licencjonowanym przez KNF domu maklerskim będącym koniecznym pośrednikiem między inwestorem a giełdą. Więcej o podstawach kupowania i sprzedawania akcji napisaliśmy w poradniku zatytułowanym „Giełda dla początkujących”. Zaletą indywidualnego inwestowania na rynku akcji jest swoboda wyboru, jakie akcje, ile, kiedy i po jakiej cenie kupujemy. Sami w pełni odpowiadamy za nasze wyniki inwestycyjne, unikając w ten sposób wysokich „opłat za zarządzanie” znanych z TFI. Ten medal ma też swoją drugą stronę: nietrafione inwestycje w połączeniu z nieumiejętnym zarządzaniem kapitałem mogą doprowadzić do potężnych strat, sięgających do 100% zainwestowanej kwoty.
Portfel zbudowany z akcji tylko jednego bądź kilku emitentów jest bardzo ryzykowny, ponieważ zmienność cen poszczególnych papierów bywa bardzo wysoka. Dopiero rozłożenie pieniędzy na 20-30 spółek z różnych branż zapewnia przyzwoitą dywersyfikację. Przy dobrze zdywersyfikowanym portfelu bierzemy na siebie tylko ryzyko rynkowe (wynikające ze zmiany cen na całym rynku) i praktycznie w całości neutralizujemy ryzyko specyficzne (tj. związane z pojedynczą spółką).
Mówi się, że na giełdzie większość inwestorów nie zarabia, a naprawdę dobre stopy zwrotu (tj. wyraźnie i trwale wyższe od giełdowych indeksów) osiąga tylko garstka. Selekcja akcji (ang. stock picking) to sztuka, do opanowania której nie wystarczy tylko wiedza i doświadczenie (aczkolwiek obie znacznie pomagają odnosić sukcesy). W chudych latach (bessa) nieujemny wynik na portfelu akcji już jest sukcesem. Podczas mocnej hossy ich posiadacze mogą w rok nawet podwoić zainwestowany kapitał. Zyski są praktycznie nieograniczone, jeśli w dobrym momencie kupi się akcje znakomitej spółki. Zdarza się jednak też, że akcje dużych i rentownych spółek całymi latami znajdują się w trendzie spadkowym, przynosząc inwestorom dotkliwe straty.
W latach 1995-2018 średnia geometryczna roczna stopa zwrotu z indeksu WIG (czyli zrzeszającego najwięcej akcji notowanych na warszawskiej giełdzie) wyniosła 8,9% (bez reinwestowania dywidend). Teoretycznie mniej więcej tyle możemy oczekiwać z długoterminowej inwestycji w zdywersyfikowany portfel akcji. Ale w tym okresie zdarzały się zarówno lata, gdy WIG spadał o 51% (w 2008 r.), oraz takie, gdy notował wzrost o przeszło 40%. Z tytułu zainkasowanych zysków trzeba się samodzielnie rozliczyć z fiskusem i oddać mu 19% wypracowanych przez nas całorocznych zysków.
Akcje spółek niepublicznych
Jesienią 2019 roku na rynku głównym GPW notowanych było 459 emitentów. Do tego 376 na rynku NewConnect. Równocześnie w Polsce istniało blisko 9 tys. spółek akcyjnych i aż 390,5 tys. spółek z o.o. (dane GUS-u za wrzesień 2019 r.). Akcje i udziały w tych wszystkich spółkach mogą być przedmiotem obrotu na rynku niepublicznym, czyli poza giełdą. Transakcje te odbywają się między zainteresowanymi podmiotami, a cena ustalana jest indywidualnie. Nie istnieją żadne tabele notowań, rekomendacje, raporty finansowe, komunikaty ESPI i inne tego typu wymogi znane z rynku giełdowego.
Choć każdy pełnoletni obywatel może zawrzeć umowę kupna i sprzedaży akcji/udziałów w spółce kapitałowej, to w praktyce rynek ten jest zdominowany przez specjalistyczne fundusze venture capital. Inwestorzy indywidualni inwestują w aktywa niepubliczne głównie za pośrednictwem takich funduszy. Trudno jest bowiem samemu znaleźć (i przekonać) kogoś do zakupu papierów wartościowych niebędących w publicznym obrocie. Z punktu widzenia inwestora detalicznego to poważna bariera wyjścia – nie da się tak łatwo sprzedać posiadanych akcji.
Ryzyko inwestycyjne w przypadku spółek niepublicznych jest zdecydowanie wyższe niż w przypadku spółek dopuszczonych do obrotu giełdowego (zwłaszcza w przypadku rynku regulowanego). Jednocześnie stopy zwrotu w przypadku sukcesu liczone bywają w setkach lub nawet tysiącach procent, jeśli początkującą firmę uda się wprowadzić na giełdę i tam sprzedać jej akcje z dużą przebitką. Do aktywów niepublicznych zaliczamy też rosnący na znaczeniu sektor crowdfundingu. Ze specyficznym rodzajem aktywów niepublicznych mieliśmy do czynienia w ramach tzw. akcji pracowniczych przyznawanych zatrudnionym w przedsiębiorstwach państwowych.
Forex. Handel walutami
Czasy cinkciarzy pokątnie oferujących wymianę walut dawno odeszły do lamusa. Tak samo jak spekulacja papierową gotówką za pośrednictwem kantorów. Przyznam, że nie słyszałem, aby ktoś w Polsce w XXI wieku zbił w ten sposób majątek (no, poza właścicielami kantorów :-)). Współczesny rynek walutowy to zbiór zdecentralizowanych sieci, w ramach których wielkie banki handlują między sobą, a następnie każdy z nich przekazuje kwotowania swoim klientom instytucjonalnym, którzy z kolei organizują własne „rynki” dla inwestorów detalicznych. Tak działa dominujący natenczas w Polsce model „market makera” – czyli dilera zawierającego transakcje z klientami. W modelu MM zysk klienta jest z reguły stratą brokera.
Przeczytaj także
Forex stał się bardzo popularny w Polsce po 2008 roku. Liczne platformy oferujące handel walutami kusiły wysokimi zyskami często niedoświadczonych inwestorów detalicznych. Według statystyk Komisji Nadzoru Finansowego blisko 80% klientów tych firm traci pieniądze na foreksie. Uwzględniając zarówno straty, jak i zyski, Polacy w 2018 roku na foreksie stracili 438 mln zł. Ryzyko jest więc wysokie i potęgowane jest przez dźwignię finansową. Gracze foreksowi posługują się kontraktami CFD, w które wbudowana jest mniej lub bardziej wysoka dźwignia, zwiększająca zyski ale również straty.
Mimo konkurencji ze strony kryptowalut, antyforeksowej krucjaty nadzoru finansowego i poważnych wątpliwości co do uczciwości niektórych brokerów w 2018 roku u brokerów nadzorowanych przez KNF grało blisko 44 tysiące inwestorów. Nie ma statystyk, ilu inwestorów korzystało z oferty podmiotów zagranicznych. Warto też odróżnić ofertę licencjonowanych firm foreksowych od tzw. łowców jeleni, którzy udając profesjonalnych brokerów, zwyczajnie kantowali i okradali nieświadomych inwestorów.
Inwestycje alternatywne: diamenty, sztuka, wino, whiskey, samochody, znaczki etc.
To grupa obejmująca tzw. inwestycje alternatywne. Zasadniczo obejmują one to wszystko, w co da się zainwestować większe pieniądze i na co istnieje choćby trochę płynny rynek wtórny, a co pozostaje poza rynkiem finansowym. Pęd ku inwestycjom alternatywnym ruszył w XXI wieku, gdy inwestorzy zaczęli poszukiwać aktywów, których ceny nie byłyby skorelowane z amerykańskim rynkiem akcji. Później doszła do tego represja finansowa, gdy w środowisku zerowych (lub wręcz ujemnych!) stóp procentowych inwestorzy zaczęli szukać sposób na ulokowanie kapitału.
Podstawowymi problemami w sektorze inwestycji alternatywnych są płynność oraz wiedza. Dla większości „alternatyw” nie ma regulowanych giełd, gdzie inwestor mógłby tanio i szybko dokonać transakcji. Na ogół są to albo rynki prywatne (czyli sam musisz znaleźć chętnego np. na komiks z poł. XX wieku), albo trzeba polegać na pośrednikach operujących na wysokich prowizjach. Drugą barierą jest konieczność posiadania specjalistycznej wiedzy, znacznie bardziej rozproszonej i trudniej dostępnej niż informacje dotyczące rynku finansowego. To często wkroczenie na terytorium kolekcjonerów, znawców sztuki i malarstwa czy nawet mechaników samochodowych.
Mimo to nie brakuje pasjonatów gotowych wyłożyć tysiące (a czasami wręcz miliony) złotych na kupowane na skrzynki wina i whiskey inwestycyjne, monety kolekcjonerskie, obrazy i szkice, fotografie artystyczne, zabytkowe auta, antyki, znaczki pocztowe, zegarki, a nawet stare komiksy czy autografy znanych ludzi. Te peryferia inwestowania to nie miejsce dla początkujących inwestorów z niewielkim kapitałem. Inwestycje alternatywne to sport dla tych, którzy zgromadzili już przyzwoity majątek, spory i dobrze zdywersyfikowany portfel aktywów finansowych i mają na tyle wysokie dochody, że mogą sobie pozwolić od czasu do czasu na utratę kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Kryptowaluty
Inwestowanie w kryptowaluty to jedna z najnowszych form inwestowania. Czy komuś się to podoba, czy nie, wirtualne waluty – z bitcoinem na czele – zrobiły w ostatnich latach sporo szumu w świecie finansów. Kryptowaluty nie mają fizycznej formy, są zapisem informacji umieszczonym w tzw. łańcuchu bloków (blockchain). Obrót kryptowalutami jest nieregulowany i nie podlega kontroli państwowych organów nadzorczych.
Wejście na rynek kryptowalut możliwe jest dzięki założeniu portfela kryptowalutowego – aplikacje tego typu dostępne są zarówno na komputery, jak i smartfony. Wymiana tradycyjnych walut na kryptowaluty możliwa jest dzięki pośrednictwu giełd lub bitcoinomatów. W przypadku giełd warto pamiętać, aby nie przechowywać swoich środków na rachunkach giełdy dłużej niż to konieczne – właśnie takie postępowanie było przyczyną strat wielu klientów upadających giełd. Warto także pamiętać o właściwej ochronie tzw. klucza prywatnego oraz swojego adresu – zgubienie tych danych uniemożliwia dostęp do środków.
Inwestować w kryptowaluty można zarówno na zasadzie krótkoterminowych spekulacji, jak i długoterminowo (tzw „hold” lub „hodl”). Alternatywnym sposobem zarabiania na kryptowalutach jest ich „wydobywanie”, czyli wykonywanie operacji matematycznych stanowiących podstawę funkcjonowania sieci bitcoin. Takie działanie wymaga jednak nie tylko wiedzy, ale i specjalistycznego sprzętu i/lub dostępu do taniej energii elektrycznej.
Rynek kryptowalutowy cechuje się wysoką zmiennością – spadki i zwyżki bywają gwałtowne. Osoby, które kupiły bitcoina po kilka centów i sprzedały po blisko 20 000 USD, zarobiły krocie. Jednocześnie ci, którzy kupili na historycznej górce, wciąż są na minusie.
Poza bitcoinem popularnością inwestorów cieszą się Ethereum (ETH), Ripple (XRP) czy Litecoin (LTC). Ogółem na rynku funkcjonuje ponad 3000 kryptowalut, zaś kapitalizacja całego rynku przekracza 200 mld dolarów.
Equity crowdfunding
Equity crowdfunding to dość świeży trend. Pomysł jest prosty – skojarzyć spółkę potrzebującą kapitału z inwestorami, którzy są je gotowi zapewnić. To rozwinięcie pomysłu sprzed kilkunastu lat, w ramach którego potencjalni klienci „zrzucali się” na niszowy, ale pożądany przez nich produkt, który istnieje tylko w sferze koncepcji.
Equity crowdfunding to nieregulowany, pozagiełdowy rynek, na którym spotykają się inwestorzy indywidualni z przedsiębiorstwami na wczesnym bądź bardzo wczesnym etapie rozwoju. To taki trochę private equity bez pośrednictwa profesjonalistów z rynku kapitałowego. Nieco przypomina jednak giełdowe IPO z tą zasadniczą różnicą, że odbywa się poza rynkiem regulowanym i że nabywcy akcji (lub udziałów) nie mają rynku wtórnego, na którym mogliby je odsprzedać. Ponadto oferty crowdfundingowe zwykle cechują się bardzo ubogą informacją o ofercie i finansach emitenta.
Przeczytaj także
Z inwestycyjnego punktu widzenia jest to segment ekstremalnie wysokiego ryzyka, cechujący się bardzo niską (a na ogół praktycznie żadną) płynnością, ogromną asymetrią informacyjną na niekorzyść inwestora oraz bardzo enigmatyczną perspektywą osiągnięcia jakichkolwiek zysków połączoną zwykle z bardzo optymistycznymi wycenami oferowanych papierów. Na obecnym etapie rozwoju jest to raczej rynek dla pasjonatów niż dla inwestorów.
Jak zainwestować 1 000 złotych?
„Zainwestuj w siebie” – to ulubiona odpowiedź finansowych blogerów. Może to i prawda, ale chyba nie o taką odpowiedź Ci chodziło. W internecie można znaleźć tysiąc porad, jak za tysiąc złotych wystartować z mikrobiznesem. Ale my tu piszemy o poważnym inwestowaniu, a tysiąc złotych to dobry początek. Z pewnością lepszy niż 0 zł. Są to pieniądze na inwestycje, a nie na naukę, hazard czy mniej lub bardziej nielegalny biznes (legalnego za tyle nie założysz, gdyż wszystko pochłoną składki na ZUS).
Niektórzy powiedzą, że to dobry kapitał początkowy, aby nauczyć się inwestowania na giełdzie. Nie zgodzę się z tym. Zarówno zyski, jak i straty będą na tyle małe, że nie odczujesz emocji związanych z inwestowaniem „poważnych” pieniędzy i dlatego niewiele się nauczysz. Jeśli masz mało pieniędzy, ale nie boisz się ich stracić lub masz długi horyzont inwestycyjny, to możesz postawić wszystko na jedną, ryzykowną kartę. Kupić jakąś kryptowalutę, groszową, ale potencjalnie perspektywiczną akcję giełdowej spółki lub nawet spróbować swych sił na foreksie lub rynku opcji.
Jeśli jednak bardzo nie chcesz stracić tych pieniędzy, to ulokuj je w czymś, co za 20-30 lat niemal z pewnością będzie warte więcej niż teraz. Sugerowałbym tu jakąś małą złotą monetę bulionową lub kilkanaście monet srebrnych lub po prostu najtańszy ETF na indeks S&P500. Gdy wrócisz do którejś z tych inwestycji po kilku dekadach, możesz się naprawę zdziwić, ile będzie warta.
Jak zainwestować 10 000 zł
To obecnie równowartość 3-4 polskich pensji (netto!) lub mocno używanego (ale sprawnego) auta. Jest to już poważny pieniądz, który można podzielić na kilka klas aktywów. Podstawowa dywersyfikacja wydaje się w tym przypadku jak najbardziej wskazana: trochę fizycznego złota (15-25%), fundusz akcji (a najlepiej ETF), być może obligacje indeksowane inflacją i przynajmniej ¼ pozostawione w gotówce jako krótkoterminowa lokata bankowa czy jednostki funduszu pieniężnego. Taki portfel powinien regularnie generować wysokie jednocyfrowe stopy zwrotu wyższe od lokat i obligacji, nie notując przy tym zbyt dużych obsunięć kapitałowych.
Rzecz jasna tylko wtedy, gdy nie są to twoje jedyne oszczędności! Jeśli nie posiadasz jeszcze poduszki finansowej, to tych 10 000 zł lepiej nie inwestuj. Bo inwestujemy tylko te pieniądze, które możemy stracić. Poza tym 10 tysięcy generalnie inwestuje się tak samo jak 10 milionów: w sposób zaplanowany, z zachowaniem zasad dywersyfikacji, kontroli ryzyka i unikaniem wysokich kosztów transakcyjnych.
Jak zainwestować 100 000 zł
Zasadniczo tak samo jak dziesięć tysięcy. Pierwszą różnicą jest to, że możesz sobie pozwolić na szerszą dywersyfikację. Kruszcową część portfela można więc podzielić na część fizyczną i „papierową”. Akcyjną na fundusze rynków rozwiniętych i rozwijających się. Dłużną na skarbowe obligacje detaliczne i fundusze papierów dłużnych (w tym zagranicznych). Część gotówkową możemy rozłożyć na różne waluty, aby uniezależnić się od ryzyka jednego kraju. To samo dotyczy akcji i obligacji, gdzie przy tak dużej kwocie istotną (albo wręcz przeważającą) część portfela powinny stanowić papiery z rynków zagranicznych.
Przeczytaj także
Po drugie, możesz dodać relatywnie niewielkie domieszki bardziej niszowych inwestycji. Fundusze nieruchomości (np. REIT-y)? Może inwestycje w surowce? Jakaś kryptowaluta? Akcje spółki niepublicznej? Wino, whiskey i inne inwestycje alternatywne? ETF oferujący ekspozycję na jakiś egzotyczny kraj z dobrymi perspektywami? Czemu nie, ale pod warunkiem, że te wszystkie dodatki nie pochłoną więcej niż 10% posiadanych funduszy. Trzon kapitału dalej inwestujemy konserwatywnie i względnie bezpiecznie.
Jak zainwestować 1 000 000 zł?
Jeszcze nie wiem. Jeśli każdy czytelnik tego tekstu prześle mi po sto złotych, to opiszę, jak zainwestowałem ten oczekiwany milion :-) Generalnie ci, którzy sami mają zainwestowane miliony, raczej nie będą Wam radzić, jak ulokować 10 000. Chyba że dobrze za to zapłacicie.
Dywersyfikacja i podział portfela
„Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka” – to jedno z ulubionych powiedzonek w branży inwestycyjnej. Mniejsza już nawet o teorię portfelową Markowitza, według której dobrze zdywersyfikowany portfel inwestycyjny pozwala obniżyć ryzyko bez utraty stopy zwrotu. To raczej kwestia zwykłej przezorności, ostrożności i przewidywania złych scenariuszy.
W dywersyfikacji chodzi o odpowiednie zróżnicowanie portfela pod względem klas aktywów oraz o zróżnicowanie wewnątrz każdej z klas. Dobrze zdywersyfikowany długoterminowy portfel inwestycyjny (np. emerytalny) powinien zawierać akcje, złoto i gotówkę oraz instrumenty przynoszące stały dochód (obligacje, listy zastawne, nieruchomości etc.). Ale dywersyfikacja to także rozproszenie kapitału w poszczególnych klasach aktywów. Czyli posiadanie akcji 10-20 różnych spółek, a nie postawienie 100% na jeden walor. To podział pieniędzy na kilka różnych funduszy akcji czy obligacji. To także rozproszenie kapitału po świecie, aby uniknąć ryzyka specyficznego dla danego kraju (np. Polski).
Jednakże na świecie są też inwestorzy, którzy odnoszą spektakularne sukcesy, stosując strategię całkowicie przeciwną. Zwolennicy inwestowania skoncentrowanego uważają wręcz dywersyfikację za proceder szkodliwy i jedynie obniżający stopy zwrotu. Inwestowanie skoncentrowane w przypadku sukcesu faktycznie pozwala osiągnąć imponujące zyski. Ale w przypadku pomyłki i braku umiejętności zarządzania kapitałem prowadzi do wyzerowania rachunku. To ścieżka podwyższonego ryzyka dla inwestorów, którzy naprawdę bardzo dobrze znają się na wycenie spółek, w które inwestują.
Potęga procentu składanego
W świecie finansów czas = pieniądz. Im dłuższy okres inwestycji, tym większa jest moc procentu składanego, czyli sytuacji, gdy odsetki naliczane są od odsetek. Po odpowiednio długim czasie to kapitalizacja odsetek odpowiada za większą część przyrostu kapitału niż dokonane wpłaty. Przykładowo, inwestując 200 zł miesięcznie przy oprocentowaniu 5% w skali roku, po 30 latach uzbierasz ponad 146 tys. złotych (nie uwzględniając podatku Belki). Z tego twoje wpłaty będą stanowić 72 tys. zł, a przeszło 74 tys. zł to skapitalizowane odsetki.


Aby jednak procent składany mógł zadziałać, musi on być wyższy od zera. Może to banał, ale we współczesnym świecie ujemnych stóp procentowych przestaje to być takie oczywiste. Po drugie, nawet najlepszym inwestorom przydarzają się lata, gdy portfel przynosi stratę. I wreszcie po trzecie, w naszych obliczeniach musimy uwzględnić inflację – czyli spadek siły nabywczej pieniądza. Cóż z tego, że lokata wypłaci nam np. 2%, skoro w tym samym czasie nasze oszczędności straciły 3% wartości. Zatem przy długoterminowych rozliczeniach powinniśmy albo zdyskontować oczekiwane rezultaty, albo przyjąć do obliczeń realną stopę procentową, czyli podzielić stopę nominalną (1+r) przez stopę inflacji (1+i). Dopiero wtedy poznamy realny wynik naszego portfela.
Jak inwestować?
Ludzie zwykle pytają: w co teraz zainwestować? W domyśle: co w ciągu najbliższych miesięcy podrożeje najmocniej? I dlatego większość z nich traci pieniądze. Bo nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Pogoń za inwestycyjnymi hitami to w zasadzie pewny sposób utraty oszczędności. Niewielu zadaje natomiast właściwe pytanie – czyli jak inwestować?
Takie postawienie pytania od razu zdradza różnice w podejściu do pieniędzy. Ktoś pytający „w co zainwestować” postrzega inwestowanie jak polowanie (jak ustrzelić okazję). Ci, którzy pytają o to, jak inwestować, mają świadomość (lub intuicję), że inwestowanie jest procesem ciągłym. Że to niekończący się szereg przeplatających się czynności: planowania, analizy, kupna, sprzedaży, kontroli i oceny inwestycji oraz wyciągania wniosków (zarówno z transakcji zyskownych jak i – a może zwłaszcza – stratnych).
Przeczytaj także
Wybór sposobu inwestowania zawsze jest kwestią indywidualną i uzależnioną od osobistej sytuacji i preferencji inwestora. Nie ma tu gotowych rozwiązań. Niemniej jednak każdy inwestor staje przed koniecznością rozstrzygnięcia podobnych dylematów:
Samodzielnie, czy powierzyć pieniądze profesjonalistom? Samodzielne inwestowanie wymaga poświęcenia sporej ilości czasu na analizę i obserwację rynku oraz na zdobycie elementarnej wiedzy z zakresu finansów. Inwestor indywidualny oszczędza za to niebagatelne pieniądze na rozmaitych opłatach, ale jest podatny na szkolne błędy, których zawodowcy z reguły się wystrzegają.
Zamiast tego możesz wpłacić pieniądze do funduszu inwestycyjnego, kupić tzw. polisolokatę (co szczerze odradzam!) lub dać się ubrać (tj. przekonać) do wejścia w wieloletni program systematycznego inwestowania oferowany przez firmę finansową. Osobom nieco bardziej majętnym banki i TFI zaoferują profesjonalne usługi zarządzania aktywami, w ramach których licencjonowani doradcy inwestycyjni zainwestują twoje pieniądze w zakreślonych przez ciebie granicach ryzyka. Wszystko to ma jednak swoją cenę – firmy finansowe nie słyną z prowadzenia działalności charytatywnej. I to warto mieć w pamięci: twój koszt jest zarobkiem pośrednika.
Bezpiecznie czy agresywnie? Wrzucić do portfela miks akcji, surowców i walut rynków wschodzących, uzupełniając to funduszem małych wietnamskich spółek technologicznych? Czy też może przeważyć portfel obligacjami skarbowymi z domieszką akcji wielkich globalnych korporacji? To pytania o to, jak wysokie ryzyko jesteś w stanie podjąć.
Dlatego warto wiedzieć, jaka jest historyczna zmienność stóp zwrotu wybranych przez ciebie instrumentów. Osoby nietolerujące dużych obsunięć kapitału (tj. powyżej 20% w rok) dla oszczędzenia własnych nerwów powinni raczej unikać ryzykownych klas aktywów (akcji, surowców itd.). Z drugiej strony ci, którzy uciekają od ryzykownych aktywów, narażają się na ryzyko nieosiągnięcia swoich celów inwestycyjnych.
Doradcy finansowi często zalecają regułę „sto minus wiek”. Określa ona, jaki procent twojego portfela powinny stanowić akcje czy ogólnie instrumenty ryzykowne. Zakłada ona, że im młodszy inwestor, tym na większe ryzyko może sobie pozwolić. Jeśli masz np. 40 lat, to powinieneś 60% kapitału trzymać na rynku akcji. A jeśli masz 20 lat, to możesz sobie pozwolić na portfel w aż 80% wypełniony akcjami.
Inwestujesz aktywnie czy pasywnie? Inwestor aktywny często zmienia strukturę portfela, dostosowując ją do swoich oczekiwań względem przyszłej sytuacji rynkowej. Jeśli spodziewa się hossy na giełdzie, to kupuje więcej akcji. Jeśli widzi ryzyko recesji, to sprzedaje akcje i przenosi gotówkę do obligacji skarbowych. Jego przeciwieństwem jest inwestor pasywny, który po prostu „siedzi” w rynku niezależnie od koniunktury, starając się utrzymywać mniej więcej stałą strukturę portfela.
Inwestor aktywny stara się „pobić” rynek, dążąc do uzyskania stóp zwrotu wyższych od benchamrku (np. indeksu giełdowego). Inwestor pasywny bierze to, co rynek daje i wychodzi z założenia, że rynkowa stopa zwrotu jest dobrą stopą zwrotu. Inwestorzy aktywni to zarówno indywidualni gracze giełdowi, jak i większość tradycyjnych funduszy inwestycyjnych, których zarządzający starają się wygrać z rynkiem. Ale w ostatnich latach na popularności zyskują fundusze pasywne, które mają za zadanie jak najwierniej odzwierciedlić wyniki naśladowanego instrumentu bazowego: indeksu, surowca czy waluty. Najczęściej opakowane są one w formułę ETF (ang. exchange-traded fund), które przy opłatach znacznie niższych niż w tradycyjnych funduszach przynoszą inwestorowi rynkową stopę zwrotu.
Inwestujesz we „wzrost” czy w „wartość”? Inwestor skoncentrowany na wzroście (ang. growth) poszukuje spółek o znakomitych perspektywach, często na początkowym etapie rozwoju. Świadomie podejmuje wyższe ryzyko, licząc na bardzo wysokie stopy zwrotu. Inwestujący we „wzrost” liczą na gwałtowną aprecjację kapitałową. Ich domeną są małe spółki, technologiczne start-upy czy rynki wschodzące. W inwestowaniu we „wzrost” liczy się też trafne zdiagnozowanie megatrendów wynoszących w górę całe branże, a nie tylko poszczególne spółki.
Inwestorzy preferujący „wartosć” (ang. value) to stara giełdowa szkoła poszukująca godziwie wycenianych (tj. nieprzewartościowanych), dojrzałych spółek generujących stabilne zyski i wypłacających regularne dywidendy. Dominującą metodą doboru spółek jest tu analiza fundamentalna. Esencją tego stylu inwestycyjnego jest dogłębna analiza sprawozdań finansowych, jakości zarządu, konkurencyjności produktów etc. Wzrost ceny akcji spółki typu „value” jest zwykle powolny, ale stabilny, a do tego dochodzą przychody z dywidend. Branża ma znaczenie drugorzędne: dobra spółka typu „value” może być równie dobrze operatorem sieci energetycznej jak i producentem maszyn.
Wybierasz dywersyfikację czy inwestowanie skoncentrowane? Zwolennicy dywersyfikacji dzielą kapitał na kilka klas aktywów, wewnątrz których dokonują podziału pieniędzy na przynajmniej kilka różnych instrumentów. Zdywersyfikowany inwestor niezależnie od fazy cyklu koniunkturalnego zawsze będzie miał w portfelu choć trochę akcji, trochę obligacji i trochę wolnej gotówki. W portfelu akcyjnym będzie trzymał papiery przynajmniej kilku lub kilkunastu emitentów. Jeśli inwestuje poprzez fundusze, to zamiast jednego funduszu uniwersalnego dobierze przynajmniej dwa fundusze akcji i dwa fundusze dłużne. Zamiast stawiać wszystkiego na jedną kartę, będzie miał w ręku cały wachlarz instrumentów.
Jego przeciwieństwem jest inwestor stosujący strategię inwestowania skoncentrowanego. Dokona on dogłębnej analizy wielu spółek, ale do portfela wybierze tylko kilka z nich. Tych, które w swojej ocenie uważa za najlepsze. Ten sposób inwestowania stoi w skrajnej opozycji do teorii Markowitza, według której to właśnie dywersyfikacja pozwala lepiej kontrolować ryzyko. Zwolennicy inwestowania skoncentrowanego argumentują, że skupienie uwagi na kilku wybranych spółkach pozwala kontrolować ryzyko znacznie lepiej niż w przypadku portfela złożonego z 20 lub więcej walorów. Najbardziej znanym przedstawicielem tego podejścia jest Warren Buffett: „Dywersyfikacja jest ochroną przed ignorancją. Ma ona niewielki sens dla tych, co nie wiedzą, co czynią” – nie ma litości legendarny inwestor.