REKLAMA
WEBINAR

Strzeż się „gwarantowanych 7%” z nieruchomości

Krzysztof Kolany2018-07-10 06:00główny analityk Bankier.pl
publikacja
2018-07-10 06:00

Jak grzyby po deszczu wyrastają oferty typu: „kup apartament i zarabiaj 7% rocznie”. Niektórzy sprzedawcy piszą nawet o „gwarantowanym zysku”. Przy takich reklamach doświadczonemu inwestorowi powinien zapalić się cały pulpit lampek ostrzegawczych.

„Zainwestuj w apartament na stoku narciarskim i zarabiaj 7% od zainwestowanej kwoty netto w skali roku” – zachęca jeden z deweloperów. „Twoje pieniądze pracują 24/7%. Gwarantowany zysk z Twojego pokoju w hotelu” – tym razem to inwestycja nad morzem. Siedem procent to dla ciebie za mało? Proszę bardzo – są też oferty na 8% lub nawet 9% w skali roku. A wszystko w „bezpiecznych” i „gwarantowanych” nieruchomościach na wynajem. Każde dziecko w Polsce przecież wie, że na nieruchomościach stracić nie sposób [Uwaga, ironia!]

Internet i prasa pełne są tego typu anonsów. Deweloperzy kuszą luksusem, elitarnością i pięknymi kobietami w estetycznie zaprojektowanych folderach. Wystarczy mieć pod ręką wolne pół miliona (albo więcej) złotych lub odpowiednią zdolność kredytową. I bezproblemowo zarabiasz 7-9% bez ryzyka, w standardzie premium i pogardą dla pospólstwa ciułającego swoje grosze na śmiesznie nisko oprocentowanych lokatach bankowych.

fot. Jerzy Dudek / / FORUM

Deal zbyt piękny, aby mógł być prawdziwy

Modus operandi tego typu inwestycji jest stosunkowo prosty. Najpierw wykładasz kilkaset tysięcy złotych na „ekskluzywny” i świeżo wybudowany apartament w górach lub nad morzem. Rzecz jasna nie po to, aby w nim zamieszkać, lecz aby go wynajmować. Przekazujesz zarządzanie wyspecjalizowanej (oczywiście „profesjonalnej”) firmie, która już zajmie się całą resztą: znalezieniem i inkasem najemców, rezerwacją, sprzątaniem itp. itd. Zapewne nie za darmo, ale o tym jakoś w folderach nie piszą. A nawet jeśli Twój apartament akurat nie będzie wynajęty, to masz zapewnioną luksusową miejscówkę w górach lub nad samym morzem. No jak na tym można stracić?

Atrakcyjność tego typu ofert wzmacniana jest faktem, że obecnie część z nich faktycznie zarabia tyle (a nawet więcej), ile piszą w ofercie. Według wyliczeń Urban.one (na podstawie danych z platformy Airbnb) średnia cena za dobę w takim lokalu wynosi ok. 300 złotych – drożej niż w niejednym apartamencie w Alpach. Nawet jeśli w wielu popularnych kurortach taki lokal jest wynajęty tylko przez 20-35% roku, to wyniki prezentują się całkiem nieźle. „Puls Biznesu” donosi, że na krótkookresowym wynajmie w takich miastach jak Sopot, Mielno, Karpacz czy Zakopane można zarobić 30-40 tys. zł rocznie. Nawet płacąc po 8-10 tys. zł za metr wakacyjnego „apartamentu” (o powierzchni rzędu 50-60 m2), przy obecnych stawkach najmu faktycznie możemy liczyć na stopę zwrotu rzędu 7,5-8,5% brutto.

Co może pójść nie tak?!

Jeśli więc ten condohotelowy biznes kręci się od kilku lat, to czemu się do niego nie przyłączyć? I to czym prędzej, zanim sprytniejsi od nas nie wykupią wszystkich apartamentów w Polsce. Ale zanim pobiegniemy po kredyt na 30 lat, choć chwilę zastanówmy się, gdzie stoimy i co może być przed nami. W końcu spekulant to w dosłownym znaczeniu ktoś, kto wpatruje się w przyszłość, usiłując ją przewidzieć (od łacińskiego słowa „speculare”).

Polska gospodarka znajduje się w szóstym roku ekspansji. Roczna dynamika PKB od początku 2017 r. oscyluje wokół 5%, co w warunkach naszego regionu jest tożsame z okresem gospodarczego boomu. Stopa bezrobocia wg BAEL spadła do zaledwie 3,8%, a według wskazań oficjalnych (tzw. bezrobocie rejestrowane) osiągnęła najniższy poziom od 26 lat. Stopy procentowe są od ponad trzech lat rekordowo niskie (Wibor 3M wynosi zaledwie 1,7%), choć inflacja i akcja kredytowa przyspieszają. W Polsce trwa boom turystyczny. Rosną płace i zatrudnienie, więc coraz więcej ludzi stać na weekendowe wypady w góry czy do innego miasta. Nasz kraj staje się także coraz popularniejszy wśród zagranicznych turystów. To generuje silny popyt na miejsca noclegowe i wywiera presję na wzrost ich cen. Biznes hotelowo-gastronomiczny ma się więc świetnie.

W takim otoczeniu większość ludzi dostrzega tylko szanse i ma tendencję do ignorowania lub wręcz wypierania ryzyka. Tymczasem w rzeczywistości jest dokładnie na odwrót. To okresy szczytu boomu – a w takim zapewne się obecnie znajdujemy – generują największe ryzyko inwestycyjne. To właśnie teraz inwestor powinien się bać najbardziej. Bo szanse na to, że będzie lepiej, są już niewielkie. A szanse na to, że będzie gorzej (może nawet dużo gorzej), są wysokie.

(Nie) wszystkie ryzyka biznesu condohotelowego

Zacznijmy od tego, że gospodarka rozwija się cyklicznie. Po fali ożywienia i boomu ZAWSZE przychodzi spowolnienie lub recesja. Spada wtedy aktywność gospodarcza, nierentowne i niepotrzebne biznesy wypadają z rynku, ludzie tracą pracę, rośnie bezrobocie i maleją dochody konsumentów. Rząd „zaciska pasa” (rzecz jasna naszego, a nie swojego) - podnosząc nam podatki, łata „dziurę budżetową”. W takich warunkach ludzie w pierwszej kolejności rezygnują z rzeczy, bez których spokojnie mogą się obejść. Czyli np. z weekendowych wypadów za miasto czy wakacji nad morzem. Branża hotelowa odczuwa pogorszenie koniunktury jako jedna z pierwszych. Maleje więc obłożenie zarówno tradycyjnych hoteli, jak i wszelkich pensjonatów czy prywatnych apartamentów. Strumień gotówki płynący do inwestora zaczyna wysychać. Czasem wręcz całkowicie.

Trwający teraz boom turystyczny sprawia, że wielu biznesmenów na wyprzódki buduje nowe hotele i „apartamentowce”. Rośnie więc konkurencja dla ofert typu „kup i zarabiaj 7% rocznie”. A gdy koniunktura gospodarcza ulegnie pogorszeniu, wśród hotelarzy i prywatnych wynajmujących zacznie się walka cenowa na śmierć i życie. Nikt nie będzie brał jeńców.

Po trzecie, absolutnie kluczową sprawą na rynku nieruchomości są stopy procentowe. Gdy są niskie (jak teraz), to każdy ma zdolność kredytową i może zaciągnąć duży kredyt z (względnie) niską miesięczną ratą. Rośnie więc popyt na domy, mieszkania, condohotele itp., co przy ograniczonej ze swej natury podaży (nie da się z dnia na dzień postawić setek lokali) prowadzi do wzrostu cen. Gdy stopy procentowe rosną, dzieje się odwrotnie. Chętnych na coraz droższy kredyt ubywa, popyt na nieruchomości spada i wraz z nim ceny. Ponadto wraz ze wzrostem stóp procentowych wzrasta atrakcyjność innych inwestycji uważanych za bezpieczne: lokat bankowych czy obligacji skarbowych. Jeszcze kilka lat temu, gdy zwykła lokata potrafiła płacić 5%, pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się aparthotelem przynoszącym 7% rocznie. A teraz to inwestycyjna gratka.

Nieruchomości nie da się sprzedać z dnia na dzień. Jeśli nie zaoferujesz naprawdę sporego dyskonta względem stawek rynkowych (czyli zgodzisz się stracić 10-20%), to proces sprzedaży Twojego apartamentu może zająć rok lub dwa. Albo jeszcze dłużej, jeśli trafisz na bessę i nie będziesz chciał zejść z ceny ofertowej. W szczycie boomu (jak teraz) rynek może zdawać się płynny. Ale podczas bessy jego płynność drastycznie maleje. Jeśli więc np. za kilka lat banki będą płacić 8% na lokacie, a Ty z najmu wykrzeszesz tylko 4% rocznie, to nie będziesz w stanie szybko i bez strat zamienić nieruchomości na gotówkę. Ponadto musisz się liczyć z wysokimi kosztami transakcyjnymi: podatkami i taksami notarialnymi oraz kosztami publikacji ogłoszeń.

Często mówi się, że nieruchomości to bezpieczna inwestycja. Tyle że to nie jest prawda! Inwestycja w mieszkanie/apartament na wynajem obarczona jest wieloma ryzykami, z których istnienia początkujący landlord może w ogóle nie zdawać sobie sprawy. W horyzoncie 20-25 lat nasz lokal będzie wymagał przynajmniej jednego remontu kapitalnego. A to wiąże się ze sporymi kosztami, nierzadko sięgającymi równowartości rocznego przychodu z najmu. Do tego trzeba doliczyć koszty mniejszych napraw, remontów i ulepszeń, które też będą obniżać stopę zwrotu.

Nie można też zapominać o ryzyku – roboczo nazwijmy go – rządowym. Mam tu na myśli możliwość wzrostu podatków od najmu bądź wprowadzenie podatku katastralnego – czyli pobieranego od wartości nieruchomości. Władza już poczyniła w tej materii pewne przygotowania, od 1 stycznia opodatkowując wszystkie nieruchomości komercyjne warte więcej niż 10 mln zł. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w przyszłości (zwłaszcza w warunkach kryzysu finansów publicznych) próg ten obniżyć. Gdy niszowy biznes (a takim do niedawna były aparthotele) zaczyna rosnąć, rząd chętnie narzuca nań nowe podatki i wprowadza utrudnienia (zwane eufemistycznie „regulacjami”). Zresztą przykład idzie z Zachodu, gdzie kolejne miasta, broniąc interesów branży hotelarskiej, walczą z prywatnym najmem mieszkań, np. poprzez Airbnb. Swoistej „broni atomowej” użyły niedawno władze na Majorce, wprowadzając zakaz wynajmu prywatnych mieszkań i apartamentów. Ciekawe, jak zmieni się wartość takich nieruchomości po wprowadzenia i wyegzekwowaniu tego zakazu?

Do tego dochodzi jeszcze ryzyko operatora - czyli firmy obsługującej apartamentowcowy biznes. Pół biedy, jeśli kupiłeś niezależne mieszkanie w bloku (tj. w luksusowym apartamentowcu). Ale jeśli zostałeś właścicielem hotelowego pokoju, to jego wartość jest bardzo wrażliwa na wygląd całego obiektu i sposób, w jaki jest on zarządzany. A na to wpływ masz raczej niewielki.

„Gwarantowany zysk” = oszustwo

Jak widać, czynników ryzyka nie brakuje. Nie oznacza to, że sam pomysł w inwestowanie w nieruchomości turystyczne jest z gruntu zły. Problem leży w tym, jak się go sprzedaje. Inwestor powinien pamiętać, że nie ma żadnej gwarancji zrealizowania obiecanych zysków i że całe ryzyko leży po jego stronie. Ewentualna gwarancja uzyskania odpowiednich przepływów gotówkowych jest tak dobra, jak jego wystawca. Gdy biznes przestanie prosperować jak obecnie, wielu oferentów „gwarantowanych 7%” nie będzie w stanie wywiązać się ze swoich obietnic i zwyczajnie zbankrutuje. Inwestor zostanie wtedy z pustą nieruchomością i sam będzie musiał szukać najemców.

Po drugie, samo użycie sformułowania „gwarantowany zysk” w zasadzie powinno zainteresować organy ścigania. Zysk ze swej natury ZAWSZE jest niepewny. Zysk jest przecież wynagrodzeniem za ryzyko! Ryzyko może być większe albo mniejsze, ale nie da się go zredukować do zera. Dlatego wszelkie oferty finansowe ze słowem „gwarantowany” omijam szerokim łukiem (jest mi tym łatwiej, że nie mam pod ręką 500 tys. złotych).

Po trzecie, zawsze warto zadać sobie jedno bardzo proste pytanie: skoro to biznes tak dobry (rentowny, bezpieczny, gwarantowany i w ogóle), to czemu deweloper sam nie pobiegnie po kredyt (dostępny za ok. 4% rocznie), aby "bez ryzyka" zainkasować obiecywane 7%? No właśnie: dlaczego? Ano pewnie dlatego, że sam doskonale zdaje sobie sprawę z ryzyka związanego z taką inwestycją. I woli, aby to ryzyko wziął na siebie ktoś inny.

Po czwarte, jeśli to inwestycja tak pewna i bezpieczna (jak np. obligacje GetBacku), to dlaczego przynosi aż 7% czy 8%, a nie 2% jak typowa lokata bankowa? Czyżby jednak ta „gwarantowana” oferta była jednak bardziej ryzykowna? Czy też może oferent prowadzi działalność charytatywną i po prostu chce się podzielić wysokimi zyskami z innymi zamożnymi inwestorami?

Po piąte, zawsze warto uważać na inwestycje, które są mocno reklamowane, polecane w mediach i na które po prostu jest moda. Nachalność sprzedaży zdradza, że marże sprzedającego i pośrednika są wysokie, co odbywa się kosztem kupującego. Nie ma tutaj cudów. Zawsze musi być ktoś, kto zapłaci za czyjś zysk. Z kolei moda na jakąś klasę aktywów oznacza, że mamy do czynienia z tzw. owczym pędem. To bardzo popularne zjawisko w sektorze nieruchomości. Pół biedy, jeśli jesteśmy jednymi z pierwszych owiec biegnących na pastwisko. Ale jeśli jesteśmy ostatnimi baranami, to zazwyczaj jako pierwsi zostaniemy ostrzyżeni. Bo kupimy najdrożej i nie będziemy już mieli komu odsprzedać naszej inwestycji.

Reasumując, wszelkie oferty „gwarantowanych procentów” z definicji radzę omijać szerokim łukiem. Tym szerszym, im wyższe są owe procenty. Jeśli coś, co przez n ostatnich lat tylko rosło w cenie, jest reklamowane we wszystkich mailingach, gazetach i czasopismach, to także lepiej się trzymać od tego z daleka. I warto pamiętać o podstawowej zasadzie inwestycyjnej: lepiej stracić okazję niż pieniądze.

Źródło:
Krzysztof Kolany
Krzysztof Kolany
główny analityk Bankier.pl

Absolwent Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Analityk rynków finansowych i gospodarki. Analizuje trendy makroekonomiczne i bada ich przełożenie na rynki finansowe. Specjalizuje się w rynkach metali szlachetnych oraz monitoruje politykę najważniejszych banków centralnych. Inwestor giełdowy z 20-letnim stażem. Jest trzykrotnym laureatem prestiżowego konkursu Narodowego Banku Polskiego dla dziennikarzy ekonomicznych. W 2016 roku otrzymał także tytuł Herosa Rynku Kapitałowego przyznawany przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych.

Tematy
Im więcej latasz, tym więcej zyskujesz!

Im więcej latasz, tym więcej zyskujesz!

Advertisement

Komentarze (29)

dodaj komentarz
428ustka
och mam wlasnie 400tys niepotrzebnych kupie sobie mieszkanie kolo jeziora to taki prymtywny marketing
marikasniadly
Nie każdy kupuje apartament z myślą o zarobku. Ja z mężem zainwestowaliśmy w apartamenty Sea&Lake w Mielnie. Przekonało nas do tego położenie obiektu. Mieliśmy już dość życia w dużym mieście. A ta okolica.... Widok na morze z jednej strony, a z 2-giej na jezioro. Na około lasy, odosobniona plaża, lasy. No i ten basen na dachu.Nie każdy kupuje apartament z myślą o zarobku. Ja z mężem zainwestowaliśmy w apartamenty Sea&Lake w Mielnie. Przekonało nas do tego położenie obiektu. Mieliśmy już dość życia w dużym mieście. A ta okolica.... Widok na morze z jednej strony, a z 2-giej na jezioro. Na około lasy, odosobniona plaża, lasy. No i ten basen na dachu.Takie inwestycje to czasami inwestowanie w siebie. Podczas naszej nieobecności pewnie zdecydujemy się na wynajmowanie, ale to dodatkowy bonus obniżający koszta.
caesar_m
"Lepiej stracić okazję niż pieniądze'. Jest inne powiedzenie : " Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana". Jak sam pan Kolany przyznał nie ma 500 tys do zainwestowania a doradza ludziom którzy mają (niektórzy ! i bynajmniej nie ja) sumy znacznie większe. Powiedzenie jest też takie że "nie ma bezpłatnych lunchy" "Lepiej stracić okazję niż pieniądze'. Jest inne powiedzenie : " Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana". Jak sam pan Kolany przyznał nie ma 500 tys do zainwestowania a doradza ludziom którzy mają (niektórzy ! i bynajmniej nie ja) sumy znacznie większe. Powiedzenie jest też takie że "nie ma bezpłatnych lunchy" . Czyżby ? Oczywiście że są (pamiętam jak za komuny wchodziłem na filmowe Konfrontacje na projekcje dla Łódzkiej Filmówki pokazując złożony w kwadracik kawałek papieru...) tyle że prawda jest taka że raczej darmocha nie jest szeroko reklamowana (jeśli to wewnątrz watahy) i że dostępne dla maluczkich inwestycje zawsze (chyba) są obciążone ryzykiem i że na rynku wygrywają długofalowo ci którzy lepiej potrafią ryzyko wycenić i lepiej ryzykiem zarządzać. W wypadku condohoteli są to developerzy przenoszący większą część ryzyka na klientów i gwarantujący sobie większą część dochodów. Identycznie jest jednak z Funduszami Inwestycyjnymi czy Obligacjami Korporacyjnymi. Bezpiecznej przystani nie ma !
mrriusz
Dobry i ciekawy artykuł. Dla mnie osobiście inwestycja w nieruchomości zawsze będzie się opłacała. A już najbardziej wynajem krótkoterminowy typowo pod turystów. Tak też zrobiłem w tym roku. Kupiłem apartament w nadmorskiej miejscowości Rowy. Turystów tam jest z roku na rok coraz więcej. Teraz to już nie jest tak, ze każdy wynajmie Dobry i ciekawy artykuł. Dla mnie osobiście inwestycja w nieruchomości zawsze będzie się opłacała. A już najbardziej wynajem krótkoterminowy typowo pod turystów. Tak też zrobiłem w tym roku. Kupiłem apartament w nadmorskiej miejscowości Rowy. Turystów tam jest z roku na rok coraz więcej. Teraz to już nie jest tak, ze każdy wynajmie byleco, tylko wolą wynajmowac porzadne i ładne apartamenty. Taki też jest mój, dlatego jestem pewny, że szybko na nim zarobię.
skasowane_konto
pewna jest tylko śmierć
gwito1
Bardzo ciekawy artykul i kubel zimnej wody na rozgrzane glowy czyli Pan Kolany w szarzy.
Ze swojego podworka moge tylko opowiedziec jak sie sprawa ma u mnie. Mieszkanie 45m2 w scislym centrum miasteczka turystycznego. Oczywiscie byla pokusa zeby wynajac przez Airbnb ale nie mam czasu sie tym zajmowac. Z drugiej strony skorzystalem
Bardzo ciekawy artykul i kubel zimnej wody na rozgrzane glowy czyli Pan Kolany w szarzy.
Ze swojego podworka moge tylko opowiedziec jak sie sprawa ma u mnie. Mieszkanie 45m2 w scislym centrum miasteczka turystycznego. Oczywiscie byla pokusa zeby wynajac przez Airbnb ale nie mam czasu sie tym zajmowac. Z drugiej strony skorzystalem na boomie na nieruchomosci bo wiele osob zdecydowalo sie wynajmowac wlasnie krotkoterminowo przez co podaz mieszkan na dlugoterminowy wynajem znacznie spadla.
Reasumujac - mieszkanie wynajalem mlodej parze pracujacej. Odstepne na czysto to 1600 pln juz miesiecznie po oplaceniu ryczaltu 8,5 %
To daje 19 200 pln rocznie przy wartosci mieszkanie ok 300 000 pln stopa zwrotu wynosi 6%.
Z doswiadczen osob ktore wynajmuja przez Airbnb wiem ze w moim miasteczku mozna wyciagnac drugie tyle ale kosztem sporego zaangazowania. Majac 4.5 mieszkan mozna zajac sie tym profesjonalnie i po prostu zyc z najmu. Dla posiadaczy jednego mieszkania taka opcja chyba jest malo atrakcyjna.
wojta
Trochę rzetelnych informacji dla autora.
Dlaczego trzeba część inwestycji sprzedać dla inwestorów indywidualnych?
Po pierwsze po sprzedaży jednego mieszkania w budynku tworzy się wspólnota, zarząd takiej wspólnoty można powierzyć zewnętrznej firmie koszt ok 50 groszy za m2. Wspólnota ma dużo mniejsze koszty poczynając od stawek
Trochę rzetelnych informacji dla autora.
Dlaczego trzeba część inwestycji sprzedać dla inwestorów indywidualnych?
Po pierwsze po sprzedaży jednego mieszkania w budynku tworzy się wspólnota, zarząd takiej wspólnoty można powierzyć zewnętrznej firmie koszt ok 50 groszy za m2. Wspólnota ma dużo mniejsze koszty poczynając od stawek podatkowych za części wspólne ok 70 gr a nie 23 zł jak od działalności po niższe taryfy za prąd po niższe koszty ubezpieczeń. Także odpowiedzialność oc jest całkiem inna np. przy odśnieżaniu , zalaniu itp.
Po drugie koszty budowy budynku mieszkalnego są dużo niższe niż hotelu np. przepisy pożarowe itp.
Po trzecie ograniczenia w planach zagospodarowania które nie pozwalają budować budynków usługowych.
Po czwarte banki kredytują chętniej indywidualne osoby niż biznes hotelowy.

Teraz czy można zarobić np.
Mieszkanie w Gdańsku max 6 osób trzy noclegi z parkingiem 1000 zł. W miesiącach letnich 80-100 % obłożenia w pozostałych 30% . Roczny przychód ok 60 tys , koszt mieszkania 600 tys , koszt czynszu obsługi 1 tys /mc. Zysk 48 tys.

jasiek2017
nie ma szans aby w mieszkaniu dla 6 osob (minimum 3 pokoje) miec laczny koszt 1000 zl/mies. Sam czynsz to bedzie 600-900, do tego wiecej wody, pranie, prasowanie, sprzatanie itd. Koszt w wakacje to raczej 2 tys a po wakacjach z 1000 zl. Czyli juz z Twojego zysku 48 tys zrobi sie moze 42-43 tys. Do tego podatek od lokalu uslugowego nie ma szans aby w mieszkaniu dla 6 osob (minimum 3 pokoje) miec laczny koszt 1000 zl/mies. Sam czynsz to bedzie 600-900, do tego wiecej wody, pranie, prasowanie, sprzatanie itd. Koszt w wakacje to raczej 2 tys a po wakacjach z 1000 zl. Czyli juz z Twojego zysku 48 tys zrobi sie moze 42-43 tys. Do tego podatek od lokalu uslugowego nie 0,7pln/m2 a ok 23pln rocznie. I mamy kolejny tysiac mniej.
Niech bedzie, ze mamy 42 tys zysku. Teraz przychodzi do zaplaty podatek 17,5% od najmu krotkoterminowego. No i z tych 42 tys zrobi sie ok 36-37 tys. Nie jest to zadna rewelacja. Biorac pod uwage to, ze ciagle szukamy, tracimy mnostwo czasu na sprzatanie, pranie itd to jest wrecz nieoplacalne. Takie same pieniadze bez problemu zarabiam na najmie dlugoterminowym a moje wizyty ograniczam do moze 5 w roku.
search
Zapomniales jeszcze podatek, amortyzacje, sprzatanie i najwazniejsze kto ci nagoni klientow.
Bo bez nich to kalkulacja o kant D. Klienci to podstawa. Poza tym wyliczyles 6 osob w mieszkaniu i na jakim metrazu. Domyslam sie ze myslisz o 60 m i 3 pokojach. Najczesciej wynajmowane sa pokoje, apartamenty 2 osobowe a nie jednoczesnie
Zapomniales jeszcze podatek, amortyzacje, sprzatanie i najwazniejsze kto ci nagoni klientow.
Bo bez nich to kalkulacja o kant D. Klienci to podstawa. Poza tym wyliczyles 6 osob w mieszkaniu i na jakim metrazu. Domyslam sie ze myslisz o 60 m i 3 pokojach. Najczesciej wynajmowane sa pokoje, apartamenty 2 osobowe a nie jednoczesnie na 6 osob.
Oczywiscie ze sa rozwiazania duze mieszkanie 100 m2 przystosowane i podzielone na 3 pokoje po 2 osoby ze wspolna lazienka i kuchnia, ale za taki standard nikt ci nie da 100 zeta za osobe noc.
prosto-o-pieniadzach
ostatnio pojawiły się akie oferty na rynku mieszkaniowym, prywatny inwestor kupuje mieszkanie wynajmuje i sprzedaje jako "gotowiec inwestycyjny" z umowami najmu i swoja usługą zarządzania.

w przypadku condohoteli problemem jest próba wyjścia z inwestycji, hotele starzeją się szybciej niż mieszkania. Gdyby biznes
ostatnio pojawiły się akie oferty na rynku mieszkaniowym, prywatny inwestor kupuje mieszkanie wynajmuje i sprzedaje jako "gotowiec inwestycyjny" z umowami najmu i swoja usługą zarządzania.

w przypadku condohoteli problemem jest próba wyjścia z inwestycji, hotele starzeją się szybciej niż mieszkania. Gdyby biznes byłby taki super to deweloper wyemitował by akcje lub obligacje a nie oddawał hotelu prywatnym właścicielom.

A i najważniejsze co z tego że jest gwarancja na lata jak biznes się nie będzie kleił to zarządca ogłosi upadłość i kilkudziesięciu właścicieli zostanie na lodzie

Powiązane: Tylko u nas

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki