

Problem kredytów walutowych przybrał nad Dunajem znacznie większe rozmiary niż w Polsce. Wysoki odsetek niespłacanych zobowiązań, popularność frankowych kredytów konsumpcyjnych, „zamrożenie” oprocentowania przez banki mimo spadku stopy LIBOR – te czynniki sprawiają, że trudno jest bezpośrednio porównywać sytuację kredytobiorców. Węgry zmierzyły się jednak z tym zagrożeniem w dość niekonwencjonalny sposób i nierzadko przywoływane są jako wzór do naśladowania.
Globalny kryzys finansowy uderzył na Węgrzech w momencie, gdy 1,2 mln obywateli spłacało już kredyty walutowe. Jesienią 2008 roku za franka płacono już ponad 200 forintów, raty zobowiązań poszybowały w górę. Dominacja kredytów z oprocentowaniem ustalanym decyzjami banków spowodowała, że spadek stóp procentowych w Szwajcarii nie dał kredytobiorcom oczekiwanej ulgi.
Pogorszenie sytuacji gospodarczej i wzrost kosztów obsługi długów spowodowały, że szybko rosła rzesza osób niespłacających terminowo zobowiązań. Rząd zdecydował się na wprowadzenie moratorium na sprzedaż przejmowanych przez banki nieruchomości.
Przeczytaj także
2011 – nieudane pierwsze podejście
W 2011 roku partia Fidesz przeforsowała, mimo oporu banków, program dobrowolnej konwersji kredytów walutowych po kursie poniżej rynkowego. Akcja nie przyniosła jednak spodziewanych rezultatów – z możliwości zamiany zobowiązania skorzystało do 2013 roku tylko ok. 40 proc. kredytobiorców.
Banki zyskały możliwość sprzedaży przejmowanych nieruchomości, narzucono jednak ograniczenia ilościowe. Uruchomiono specjalną agencję korzystającą z publicznych środków (NET), która nabywała nieruchomości od banków z ustalonym dyskontem (zależnym od lokalizacji). W kolejnych latach niemal 80 proc. sprzedawanych przez kredytodawców mieszkań stanowiących zabezpieczenie niespłacanych kredytów, trafiło do NET. Dłużnicy uzyskali w ten sposób pewien zakres ochrony – nie podlegali eksmisji i mogli nadal zamieszkiwać nieruchomość, płacąc umiarkowany czynsz.
2014 – przełom w sądach i parlamencie
Drogę do ostatecznego wyeliminowania kredytów walutowych otworzyły dopiero decyzje Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego z 2014 r. Ich owocem była ustawa przegłosowana w lecie 2014 r., która zakładała m.in. konieczność wyrównania kredytobiorcom skutków niesłusznego pobierania spreadu walutowego oraz jednostronnych modyfikacji warunków umów (przede wszystkim „prezesowskiego” oprocentowania). Skutkiem tych kroków miało być znaczące obniżenie rat kredytowych zobowiązań walutowych, a rekompensatami objęto także osoby, które spłaciły już długi w całości.
Jesienią 2014 r. przyjęto rządową ustawę, która miała ostatecznie wyeliminować kredyty walutowe. Przewidziano w niej mechanizm przewalutowania zobowiązań po kursie rynkowym (uśrednionym dla pewnego okresu – 256 forintów za franka). Kredyty po konwersji zostały oparte na początkowej wartości marży i wskaźniku BUBOR 3M, wprowadzono jednak kilka mechanizmów, które miały chronić kredytobiorców przed wzrostem obciążeń (m.in. limit oprocentowania). Schemat objął niemal wszystkich posiadaczy kredytów walutowych z wyjątkiem wąskiej grupy najzamożniejszych Węgrów, osób zarabiających w walucie i kredytobiorców kończących spłaty w 2015 r.
2015 – Węgry uciekły spod topora?
Teoretycznie przewalutowanie kredytów miało nastąpić jednocześnie z realizacją rekompensat za pobrany spread i zawyżone oprocentowanie, czyli na wiosnę 2015 r. W praktyce jednak już w listopadzie 2014 r. banki uzyskały dostęp do walut niezbędnych do przeprowadzenia operacji. Od strony technicznej proces zatem zdążył się zakończyć przed feralnym 15 stycznia 2015 r., kiedy szwajcarski bank centralny podjął decyzję o porzuceniu kotwicy wiążącej franka z euro.


Węgierscy kredytobiorcy uniknęli skutków nagłego wzrostu kursu franka niemal w ostatniej chwili. Dane MNB pokazują dobitnie, jak wielka zmiana zaszła w bilansach węgierskich banków – pożegnanie z helwecką walutą spowodowało, że portfel kredytów mieszkaniowych dziś jest prawie w całości denominowany w forintach.


Wyeliminowanie mieszkaniowych kredytów walutowych nie oznacza, że wymazane zostały skutki hipotecznego kryzysu. Jak szacuje węgierski bank centralny, banki posiadają obecnie nieruchomości przeznaczone na sprzedaż, których ilość odpowiada 120 proc. rocznego wolumenu transakcji na rynku. Instytucje finansowe pozbywają się ich stopniowo, utrzymując dobrowolny układ o zachowaniu limitów transakcji. Problemem pozostają nadal samochodowe kredyty walutowe – co czwarty z nich jest obsługiwany z opóźnieniami. Proces „pożegnania z frankiem” nie zakończył się jeszcze ostatecznie i zapewne będzie miał kolejne etapy.
